26 kwietnia 2019

Gdy złapiesz kapcia w rowerze elektrycznym to alleluja

Właśnie się przekonałam jak wielce pomocne  może być darmowa naprawa roweru i darmowe ubezpieczenie roweru od pecha. HA!

To jest dobre, jak się nic nie dzieje albo tam jakiś hamulec trzeba dociągnąc czy światełko wymienić. Wtedy spoko, nie pali się, ze słabym hamulcem i bez światła nadal można jeździć choćby z latarką i czekać tydzień czy dwa na mechanika. Dobre jest jak rowerujesz turystycznie, okazyjnie, a nie dzień w dzień, nie gdy twój rower jest twoim jedenym środkiem transportu. 
Jak złapiesz kapcia w tylnym kole wracając z roboty, to alleluja... 

Tak było 2 tygodnie temu. Klienci akurat świętowali swoje urodziny i z tej okazji wspaniałomyślnie kazali mi skończyć pół godziny wcześniej (bo wychodzili wieczorem gdzies do knajpki). Świetnie. Wyszłam. Wyprowadziłam rower za bramę, już mam wsiadać ale wówczas spostrzegłam kapeć w tylnim kole. K%$%# MAĆ!!! 

A zimno było wtedy. Wiało jakby się kto wściekł... 

Zadzwoniłam na Pech Bijstand... 
"Mówisz po niderlandzku wybierz 1,
 mówisz po francusku wybierz 2, 
mówisz po mandaryńsku wybierz 3249, 
jesteś w Belgii wybierz 1,
 jesteś w Holandii wybierz 2..." 

O jak mnie wkurzają te cholerne automaty! No ale dobra, przebrnęłam.
I wtedy słyszę, że dodzwoniłam się tam gdzie się dodzwoniłam, ale  wszyscy konsultanci są zajęci... i tu się zapętla. Boszzzz.

W końcu udało się porozmawiać z jakimś ludziem. Ale co to była za rozmowa jeżu... Tak piździło że nie wiele słyszałam ani ludź nie wiele słyszał więc pińcet razy trza było powtarzać i się dopytywać jak głuchy... 

Przebrnęłam jednak i przez tę procedurę. Gdy już podałam  moje namiary, nazwisko, typ i numer roweru, numer buta teściowej,  imię kota i markę jego szczoteczki do zębów, ludź poinformował mnie, że spec będzie u mnie za jakąś godzinę i 15 minut. 

CO KURWA?! Ja tu w zimnie stoję, jeść mi się chce, pić mi się chce, siku mi się chce...

Ale spoko bo dostałam esemesem link, gdzie mogłam se patrzeć, ile spec ma do mnie kilometrów i ile minut jeszcze będzie jechał. Fajny bajer, ale powiem wam, że takie patrzenie na minuty trochę jakby jest nudnawe... Na szczęście ktoś napisał do mnie na Whatsaapie i mając w głębokim poważaniu to, że ja tam samiutenka w zimnie stoję z moim chorym rowerkem, zaczął opowiadać jak zwykle swoje problemy i wylewać swoje żale do całego świata... Uwierzcie mi, po roku czasu to jest jeszcze bardziej nudne niż patrzenie na minuty i jeszcze bardziej irytujące. No ale nic to, wszystko ma swoje granice i ta akurat została przekroczona, a znajomość zakończona. Ale to inna historia.

Spec w końcu przyjechał. 
Przyjechał, spróbował skleić dętkę, ale powietrze i tak zaraz zeszło. No to zabrał mnie i mój rower na lawetę i zawiózł mnie do domu. Lawetą jeszcze nie wracałam z pracy. Tak że luzik. 

No i dobra, do domu dotarłam. Tyle tylko, że rower nadal był niesprawny, a tu do roboty trza chodzić, a raczej jeździć, bo po 20-30 km dziennie to by się zesrał a nie obskoczył na piechty. 

W poniedziałek napisałam wiadomość do firmy zajmującej się naprawami mojego roweru (naprawami, za które płaci moje biuro). Po 2 dniach zadzwoniła jakaś kobiecinka i powiedziała, że mechanik z mojego regionu właśnie miał operację, a reszta ma full roboty i mogę albo czekać niewiadomoile, albo zawieść rower do miejscowego speca a oni pokryją koszty naprawy. Dodała też, że będą prowadzić śledztwo, dlaczego tamten spec z pechbijstand nie naprawił, bo oni im za to płacą by rowery z mojego biura były naprawione... No cóż, nie mój cyrk...

Zwieźliśmy do mechanika na wiosce. No ale to tuż przed świętami było i mechanik orzekł, że dopiero w środę po świętach rower będzie do odebrania.

Ja pitolę, dwa tygodnie zasuwałam na zwykłym rowerze i to męskim, no i muszę rzec, że w tym systemie dłużej bym nie dała rady fizycznie.  Nie na takie odległości, nie przy takim zachrzanie w robocie, nie w takim tempie. Znowu padałam na wyro o 20tej i spałam po 10 godzin a rano myślałam, że zmartwychwstaję a nie że zwyczajnie się budzę. 

W końcu poszliśmy po ten rower a gość mówi, że więcej tego shitu nie chce widzieć. O co się obiadolił i oprzeklinał. Powiedział, że ten rower to wg niego tylko na złom się nadaje. Dwie godziny rzekomo robił, by zmienić głupią dętkę... 

To by wyjaśniało, dlaczego ten spec z pechbijstand tego nie zrobił w drodze. 

A mnie teraz jeszcze bardziej zastanawia jak moje biuro na tych rowerach dla pracowników wyjdzie, skoro to taki shit, a my mamy 4 lata darmowego pechbijstnd i darmowych napraw. Ciekawe. Bardzo ciekawe. 




1 komentarz:

Komentujesz na własne ryzyko