14 marca 2020

Rzygam już tym wirusem

Miałam o tym nie pisać, bo już mi serio ten temat uszami wychodzi, ale w ostatnich dniach u nas takie jaja się odczyniają, że nie można przejść mimo. Poza tym nic mi się nie chce innego robić. Sobota w końcu.


Jednego dnia - w czwartek - dostaliśmy ze szkół informacje, że obecność dzieci w szkole obowiązkowa. Na drugi dzień jednak napisali, że lekcje są odwołane do ferii. Odwołane są też egzaminy wielkanocne i nie będzie raportów w tym trymestrze. Hurra!

Szkoły jednak pozostają otwarte i zapewniają opiekę dla ZDROWYCH dzieci, które nie mają z kim zostać albo którymi normalnie opiekować mieli by się dziadkowie, a którzy tego robić nie mogą bo należą do grupy ryzyka. W niektórych bardziej zaludnionych regionach opieka jest tylko dla dzieci lekarzy, policjantów i innych służb. No i dobra. Nie ma problemu. Moje mogą zostać w domu spokojnie same.

Dzieci są uchachane bo mają 35 dni wolnego. Dla szkoły średniej to w sumie nie wielka strata, bowiem nadchodzący tydzień byłby i tak ostatnim tygodniem nauki. Potem zaczynał by się sezon przygotowawczy do egzaminów wielkanoncych, czyli takie lelum polelum, no a potem same egzaminy, no i 2 tygodnie zasłużonych ferii.

Rząd ogłosił ponadto zamknięcie wszystkich restauracji, barów, zakładów fryzjerskich, kosmetycznych, sklepów które nie są niezbędne itd. Otwarte pozostają sklepy spożywcze, apteki i sklepy dla zwierząt. Knajpy póki co mogą sprzedawać na wynos (dowóz lub odbiór) i dobrze. Może uda im sie w ten sposób choć trochę zarobić i nie paść. 

Wszyscy dostaliśmy poprzez szkoły, gazety, radio wytyczne co do tego, jak się zachowywać w razie zaobserwowania u siebie podejrzanych objawów. Podoba mi się to jak tutaj w Belgii jest to zorganizowane. Każdy podejrzewający u siebie koronę albo mający wątpliwości ma po prostu zadzwonić do swojego lekarza rodzinnego, a ten po przeprowadzeniu wywiadu i zadaniu jakichs tam pytań ma stwierdzić, czy jest podstawa do obaw czy też zupełnie nie. Lekarz powie też, co dalej robić. Może wysłac nas na pogotowie lub zaprosić do swojego gabinetu na badania po godzinach przyjęć, tudzież przyjechać do domu.... Każdy kto ma kaszel, kicha powinien od razu dostać tydzień wolnego i siedzieć w domu na dupie....

Odwołano wszelakie imprezy masowe a także zaplanowane operacje i zabiegi (oprócz tych niezbędnych ratujących życie). To ostatnie też nie wróży za dobrze na czas po wirusie, szczególnie jeśli dłużej się pociągnie.

Jednak to co działo się przez ostatnie 2  dni w supermarketach to serio ludzkie pojęcie przechodzi, ale przynajmniej była okazja do pośmiania się. Ludzie wymieniali się zdjęciami i doświadczeniami z piątkowych zakupów, bo wielu spotkała niemiła niespodzianka. Trzeba wam jednak wiedzieć, że w Belgii - kraju w którym wszyscy pracują od poniedziałku do piątku - ludzie zasadniczo robią zakupy raz na tydzień i jest to przeważnie piątek. I w KAŻDY piątek po południu w sklepach są tłumy nieludzkie, no ale 13tego w piątek to się serio działo...

Jeden z moich klientów wczorajszych pojechał - jak co piątek o tej samej porze - do ulubionego hipermarketu i wróciwszy mówi, że istny armagedon - kolejka do wjazdu na parking, kolejka do wózków, kolejki półgodzinne do wszystkich 10 kas. Półki z ryżem, makaronem i papierem toaletowym puste, bo sklepowi zajęci na kasach  nie nadążają dokładać towarów. Jaja jak berety!

Potem druga klientka pokazała mi zdjęcia z tego samego sklepu, które kumpel jej podesłał. Kolejka jak w PRLu za meblami. Byczy hektarowy hipermarket a ludzie na parkingu stoją w kolejce, żeby wejść. Ona tam chciała jechać do budowlanego, ale to ten sam parking co dwa bycze spożywczaki. Po południu jednak już się wyludniło i kobieta sobie zrobiła zakupy spokojnie. Dziś na szczęście już im przeszło. Mąż właśnie po robocie wstąpił po warzywa i mówi, że pustki i cisza, a towaru full. Te ludzie to jednak so dziwne haha

Kolejną zabawę miałam ze swoim biurem. Wczoraj zadzwonili do wszystkich sprzątaczy  i każdemu z osobna powiedzieli, że jak klient nie życzy sobie, byśmy przychodzili, to mamy powiadomic biuro i mamy prawo do czasowego bezrobocia (związki poinformowały z kolei, że z okazji korony dostaniemy za bezrobocie 70% a nie jak zwykle 65% wynagrodzenia). Jak sami jesteśmy chorzy to tez mamy ich powiadomomić. No niby każdy to sam wie, ale dobrze, że informują. Dobra, ale potem otrzymałam mejl, który był tak dziwnie napisany, że zgłupiałam i w koncu nie wiem, czy oni tam napisali, że mam od poniedziałku do 25 marca zostać obowiązkowo w domu, czy mam obowiązkowo chodzić do pracy. No wiadomo mój niderlandzki ciągle pozostawia sobie wiele do życzenia, zatem pedzę do grupy internetowej sprzątaczy z mojego biura by zobaczyć, czy o tym mówią coś. MÓWIĄ! A JAKŻE! Więcej niż 10 postów pod którymi toczą się zażarte dyskusje na ten temat, bo się okazuje, że połowa zrozumiała ten mejl na takim samym poziomie jak ja, choć oni wszyscy albo przynajmniej większa część są RODOWITYMI BELGAMI. Nie ukrywam, że bardzo mnie to podbudowało, bo jednak się okazało, że to nie mój niderlandzki jest słaby, tylko ten co pisał tego mejla ma problem z pisaniem ze zrozumieniem. Potem oni wszyscy postanowili zadzwonić na podany numer.... Boszzzzz i się dziwili, że nie idzie się dodzwonić i tylko automatyczna sekretarka się zgłasza. Jednak w końcu ktoś napisał, że możemy spokojnie chodzić do roboty, dopóki klienci sobie tego życzą, ale wolno nam skorzystać z czasowego bezrobocia. Uff. O ile do poniedziałku rząd nie nakaże czegoś innego. Ja tam nie zamierzam bez powodu siedzieć w domu, bo tutaj ci nikt niczego za darmo nie da. Wczoraj pracowałam u ponad 80-letnich ludzi. Nie panikują bynajmniej, ale zachowują się o wiele ostrożniej i z rozmysłem, no i bardzo im smutno, że te wszystkie liczne imprezy i wyjazdy, na których mieli być zostały odwołane .

Jednak trzeba przyznać, że ten wirus to całkiem fajna sprawa, bo dzięki tej epidemii mogłam poczynić wielce interesujące obserwacji odnośnie zachowań społecznych oraz tego, jak belgia sobie radzi w trudnych sytuacjach.

No tak, teraz pewnie każdy czytający uważa że mi się popiętroliło, bo uznałam wirus za fajny. Cóż, jako się rzekło,  rzygam już tą paniką wokół korony,  jaką ludzie sieją wszędzie. Ja się nie boję wirusa, bo nie mam ku temu powodów. Poczytałam już dawno opine lekarzy i wirusologów, z których wynika, że nam zachorowanie na ten rodzaj grypu nic wiele nie powinno zrobic, jak i wszystkim innym silnym młodym byczkom i cieliczkom. Może nas co najwyżej uodpornić, gdyby na drugi rok znowu o tym czasie powrócił wraz z innymi rodzajami grypy, o ile nie zmutuje na tyle, by nasze przeciwciała nie mogły go po roku rozpoznać. Jako że jestem w miarę dobrym człowiekiem, postaram się - na tyle ile będą mogła - nie przekazać go innym. Nie przepadamy za innymi ludźmi i nie mamy się zwyczaju pchać pomiędzy nich bez potrzeby. Poza tym mieszkamy na totalnym zadupiu, gdzie spotkanie człowieka na swojej drodze to już coś, a nie dopiero człowieka z koroną. 

Mam pełną świadomoość, że to trudna sytuacja i wyjątkowy stan. Mam pełną świadomość, że wielu ludzi umrze, ale sorry z całym szacunkiem, ja nie odpowiadam za pojawienie sie tego wirusa, nie jestem w stanie ludzi uleczyć ani zapobiec rozprzestrzenianiu się. Poza tym wiem, że wiele mądrzejszych ode mnie uważa, iż powinno się wirusowi pozwolić spokojnie przejść przez planetę z zachowaniem normalnych ludzkich powszechnie znanych odruchów związanych z innymi chorobami zakaźnymi, czyli nie pchać się bez powodu pomiędzy chorych będąc zdrowym ani pomiedzy zdrowych będąc chorym, ubierać się adekwatnie do sytyuacji, dbać o higienę, jeść zdrowo i takie tam. 2 czy 3 % śmiertelności i to tylko wśród ludzi osłabionych to - moim zdaniem - nie powód do srania w portki ze strachu, gdy koleżanka w pracy na nas kichnie. Wy możecie se mieć inne zdanie. Wolno wam.

A co do moich innych obserwacji...

Polska. Kilka (- naście, - dziesiątdziesiąt -set?) osób w jednym wpisie nawoływało do pozostania w domu i cieszyło się z zamkniecia szkół, a drugim do liczne stawienie się w kościółku na modlitwy. Pomyślałby kto, że niektórzy z nich są po studiach, czyli - wydawało by się - powinni mieć jakiś mózg... 

Poza tym dziwuję się, że ludzie ciągle mówią tylko "jejciu, przecież nic wam się nie stanie jak posiedzicie w domu". SERIO?!!!
Nie neguję tu bynajmnie decyzji rządu i słuszności pozostania w domu (nie wypowiadam się w ogóle czy jest dobra czy zła, bo nie mam ku temu kompetencji), ale wkurza mnie zwyczajnie, że ktoś pieprzy takie głupoty iż nikomu nic się nie stanie, że ludzie nie zastanowią się, co to pozostanie w domu przez kilka dni, tygodni (nikt nie wie jak długo trzeba) może dla wielu ludzi znaczyć np bankructwo i/lub stratę pracy.  Może nawet znaczyć kryzys i możemy się wszyscy (WSZYSCY, nawet bezrobotne żyjące z 500plus czy innej jałmużny kury domowe) znaleźć przez to w czarnej dupie, w jakiej jeszcze nie byliśmy. Dziś nie ma oczywiście co panikować, trza poczekać na rozwój wypadków, ale cholera jasna warto by sobie było uświadomić, że dla wielu ludzi zostanie w domu to wcale nie jest taka prosta sprawa jak dla kogoś, kto nie musi się martwić skąd jutro weźmie pieniądze na życie i kto tak czy siak w tym domu całe dnie siedzi.

Warto mieć chyba świadomość tego, że na wirusie świat sie nie kończy, i że epidemia wcześniej czy później przejdzie, a ludzie będą musieć żyć dalej, a konsekwencje tej epidemii mogą być opłakane dla całego świata. Na pewno wiele się zmieni w polityce, gospodarce itd, bo ta epidemia już uświadomiła wielu ważnym i mniej ważnym ludziom mnóstwo  rzeczy... które na pewno będą chcieli zaraz zmienić (nie koniecznie na lepsze).

Poza tym są też ludzie, którzy normalnie muszą iść do pracy, bo ktoś przeco pracować musi.  Nie da się posadzić wszystkich w domu, bo ludzie i zwierzęta ciągle muszą żryć i srać. Chcecie też pewnie mieć w domu prąd, gaz, wodę i inne dobra. Wiecie, że ktoś musi się tym zajmować i jakoś do pracy dojechać? Autobus czy pociąg też by się zatem przydał. Dobrze by też było mieć dostęp do lekarza, weterynarza, dentysty i innych tam specjalistów w razieu wu. I tak długo by jeszczed można wymieniać. Nie żyjemy wszak w jaskiniach. 

Tylko o to mi chodzi, by zrozumieć innych ludzi, by nie oceniac innych swoją miarą by pojąć że nie każdy może zostać w domu, a już na pewno nie w Belgii. To nie jest takie proste na dzień dzisiejszy, by zablokować przemieszcanie się ludzi, by zakazać im wychodzić z domu i trzymać się od innych z dala. 

Oczywiście pałętanie się bez potrzeby pomiędzy ludźmi to  inna sprawa. Trochę głupie. No ale to też trzeba rozumieć i sobie wreszcie uświadomić, że spora część ludzi zwyczajnie ma w dupie wasze dobro i dobro innych ludzi. Ja to wiem od dawna, ale widzę, że wielu jeszcze zdziwionych...

Dla młodych zdrowych ludzi ten wirus nie jest specjalnie niebezpieczny, ot zwykła grypa, którą się przechoruje i tyle. Nawet jakby był to co? Palenie też jest niebezpieczne i co? Wielu ludzi ma gdzieś, że ich,  ciebie albo twojego dziadka może to zabić. Tak samo jak wielu ma w dupie, że nie wolno wsiadać za kółko po pijaku czy narkotykach. Słuchają się? Popatrz na statystyki drogowe z wszystkich świętych w Polsce... Dlaczego ludzie nie słuchają nakazów i zakazów rządu ani swojego rozumu? Bo są kurwa ludźmi, najbardziej rozwiniętymi i jednocześnie najbardziej popieprzonymi ssakami na świecie.

A ja sobie żyję po swojemu i w sumie też mam dobro innych w nosie, tak jak i inni mają w nosie moje dobro. Staram się nikomu nie wchodzić w drogę i nikogo świadomie nie krzywdzić. Staram się przestrzegać prawa, regulaminów i ogólnych zasad, ale nie zamierzam się już nigdy więcej specjalnie innymi mniej lub bardziej obcymi ludźmi przejmować. Poczekam, popatrzę i spróbuję się dostosować do tego, co nastanie po epidemii. 

Co mnas nie zabije, to nas wzmocni.



4 komentarze:

  1. Zaleca się nie sprawdzać wiadomości o wirusie częściej niż raz dziennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre zalecenie. W sumie to ja prawie w ogóle nie sprawdzałam poza pierwszymi dniami kiedy to wyguglowałam co to ten wirus i co to może mi zrobić. W BE nawet nikt wiele o tym nie mówił do minionego tygodnia... A potem nagle wszystkie trzy szkoły zaczęły mi przesyłać kilka wiadomości dziennie i w mediach zaczęli straszyć no a ja choć mediów nie mam, to mam klientów i chcąc nie chcąc musiałam zacząć być na bierząco, żeby nie wyjśc na ignoranta haha. Poza tym ciągle lubię instagrama. Obserwuję zasadniczo miłosników przyrody, fotografii, podrózy i rowerów, ale się okazuje, że tych z Polski trzeba teraz przestać obserwować, bo rodacy nagle zapomnieli o swoich jakże fascynujących hobby i zaczęli być wszyscy wirusologami i miłośnikami ogniska domowego... Jednak od jutra postaram się zastosowac do powyższej zasady i tylko z jednym klientem dziennie rozmawiać o koronach ;-)

      Usuń
  2. Pracuję w Belgii w firmie gdzie jest zatrudnionych wielu Polakow. Belgowie podchodzą do koronawirusa spokojnie ,Turcy ,Marokanie też ale niektórzy Polacy ech szkoda gadać. Myślałem ,że nie można być bardziej świętym od papieża - można. Polak który jest tzw liderem ma na punkcie wirusa jakiegoś bzika każe przestrzegac wymyślonych przez siebie zasad powiedziano ze bezpieczna jest odległosc 1,5 metra nie on wie lepiej 2 lub 3 to jest bezpiecznie płyn do dezynfekcji ktory kupiła firma jest zły on wie lepiej zrobił własny i kaze nam z niego korzystać ( taka mieszanka denaturatu domestosa i witaminy C)Taśmami są zaznaczone ścieżki którymi można się poruszać , temperatura mierzona dwa razy w ciągu zmiany podłoga myta non stop i jeszcze parę innych dziwactw. Belgowie patrzą na to i nie dowierzają że to sie dzieje naprawdę. Rozumiem wszystko ale sa jakieś granice rozsądku. Tubylcy je mają my nie mamy w ten sposób ich nie dogonimy nawet za sto lat. Bywam na Twoim blogu czasami odkryłem go będąc jeszcze w Polsce podoba mi się Dziękuję ,że jesteś i że jesteś normalna Tak trzymaj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, mój tata zwykł mawiać, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu... Ale dobrze, że są też normalni ludzie na tym świecie. Pozdrawiam.

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima