16 kwietnia 2020

Fascynujące eksperymenty, które dziecko zrobi samo oraz spostrzeżenia i reflekcje o życiu.

Wirus czy nie wirus  czas ciągle zapitala jak mały samochodzik. Dopiero co zaczynały się te dwutygodniowe ferie, a już dziś przyszły mejle ze wszystkich szkół o tym, że pora się szykować do kolejnego trymestru...


Długi weekend spędziliśmy całkiem miło mimo tej całej dziwnej sytuacji.

Z Małżonkiem dużo posiedzieliśmy w ogródku korzystając z wyśmienitej pogody. Piliśmy kawę, wino i inne napoje i zażeraliśmy tiramisu, które wcześniej przygotowałam, a przy tym prowadziliśmy - jak zwykle - niekończące się dyskusje na różne tematy. Oczywiście w tych okolicznościach wiodącym tematem był wirus i szerokie z nim powiązania. To jest w naszym związku fantastyczne, że nam rozmowy nigdy przenigdy sie nie nudzą, a tematów nigdy nam nie brakuje.

Z Młodą zrobiłyśmy sobie wycieczkę rowerową do pobliskiego sadu, by porobić trochę zdjęć kwitnącym drzewom. Młoda przecież ciągle musi ćwiczyć, także teraz. Sad jest spoko na ten czas, bo poza owadami, ptakami i zającami, byliśmy tam wśród istot żywych jedynymi przedstawicielami gatunku ludzkiego w związku z czym uważam sad za miejsce bezpieczne, no bo kto normalny idzie do sadu, gdy nie ma tam owoców? :-)

 Młoda zrobiła sporo fajnych zdjęć kwiatków, pająków, drzew i owadów, a i i matce też kilka fotek cyknęła.



W inne dni Młoda chodziła z Najstarszą Siostrą na fotograficzne polowania w najbliższej okolicy. W ten sposób obie mogły się dotlenić no i pogadać o swoich nastoletnich sprawach. Normalnie bowiem każda z nich spędza czas w swoim pokoju na swoim piętrze przy swoim laptopie ze swoimi znajomymi internetowymi. Czasem tylko razem coś upichcą w kuchni albo wspólnie obejrzą jakieś filmy w sieci. Tak czy owak żadna z nich nie narzeka na nudę, dla żadnej z nich ten przymusowy pobyt w domu nie jest zbytnim problemem, bo wcześniej przecież ich, nasze życie jakoś specjalnie się od teraz nie różniło. Mieszkamy przecież tutaj w Belgii od 7 lat. 

Nie mamy w promieniu 1500 km żadnej rodziny, która by nas odwiedzała albo którą my moglibyśmy odwiedzać i której teraz mogło by nam - jak całej reszcie świata - brakować. Powiem więcej. Teraz cała reszta świata może się wreszcie organoleptycznie przekonać, jak to jest człowiekowi na emigracji. Jak to jest przeżywać wszelakie urodziny, święta, choroby, wypadki i inne ważne zdarzenia z dala od rodziny i przyjaciół. Tak właśnie to jest jak w kwarantannie, o.

Ale spoko, nie martwcie się. To jest trudne tylko przez pierwsze lata. Potem się człowiek przyzwyzwyczaja i uznaje za normalną normalność. To tak na wszelki wypadek wam mówię, jakby ten wirus powracał do nas co rok, a nasz organizm nie chciał się go nauczyć rozpoznawać. Człowiek jest taką istotą, która do wszystkiego się przyzwyczai wcześniej czy później, a jak to mówią - jak się człowiek przyzwyczai to i wisieć dobrze. 

Nam jest dobrze, co już kilka (set) razy mówiłam. Zresztą nie tylko nam, ale - jak mniemam - wszystkim pozostałym introwertykom, dla których życie w świecie urządzonym ściśle pod ekstrawertyków żyje się dosyć kitowo. A wysoko wrażliwym introwertykom jeszcze kitowiej.

Nie jeden teraz - tak samo jak my - mówi:
"No popatrz, kurde,  oto nasza dotychczasowa codzienność teraz nagle nazywa się lockdown".

Co więcej, jak czytam w gazetach, wielu ludzi odkrywa teraz zupełnie przypadkiem, że o wiele lepiej i o wiele wydajniej się im pracuje, gdy mogą to robić w swoim domowym zaciszu, gdy po zrobieniu swojej pracy nie muszą się przymusowo integrować z kolegami z pracy na kawie, lunchu, czy codziennych rozmowach o niczym.

Tak, dla nas introwertyków kwarantanna i lockdown to najnormalniejsza normalność. Dla nas to sytuacja idealna, gdy możemy siedzieć w domu, bo my tak lubimy właśnie i w normalnej sytuacji, gdy nie musimy wychodzić z domu (do roboty, do szkoły, po chleb), to kurde zwyczajnie nie wychodzimy i jest nam z tym dobrze.

I ja bym sobie dziś życzyła, by wszyscy ekstrawertycy choć przez chwilę się nad tym zastanowili i by zrozumieli, że my tak się właśnie niekomfortowo czujemy, gdy ktoś nas zmusza do przebywania z innymi ludźmi, do wychodzenia z domu, jak oni się teraz czują, gdy ktoś im każe w domu tkwić. Poczujcie to choć przez chwilę, jak to jest  musieć żyć wbrew swojej naturze, bo jakiś debil ustanowił takie a nie inne zasady. Wam jest teraz źle? A dobrze wam tak chłe chłe :-P

Nie, tak serio to nikomu nie jest dobrze do końca, tyle że dla nas wysoko wrażliwych introwertyków siedzenie w domu nie jest problemem najmniejszym, bo to lubimy. Ja nie narzekam też na nudę, a wręcz przeciwnie - czasu mi ciągle brakuje na to, co bym chciała zrobić jeszcze w moim domu. Jednak ja bym wolała mimo wszystko normalnie chodzić do pracy i normalnie zarabiać, normalnie pójść se do sklepu buty pomacać, przymierzyć i kupić, normalnie jeździć po kraju i po zagranicy, normalnie wysłać dzieci do szkoły i do kolegów. No ale póki co nie mogę, więc robię to, co mogę i czekam cierpliwie ciesząc się chwilą i robiąc to co mogę robić właśnie teraz w takich okolicznościach.

 Wczoraj oficjalnie poinformowano o przedłużeniu bieżącego stanu do 3 maja. Tyle, że niby mają otworzyć sklepy ogrodnicze i jak - tutaj mówią - "doe het zelf", czyli "zrób to sam" (materiały budowlane, ogrodnicze). To by mi bardzo odpowiadało, bo bym sobie po pierwsze ogródek oporządziła, a po drugie mamy kilka stołów drewnianych do odnowienia i dzieci mogły by je dla relaksu wyczyścić i pomalować, no ale lakier i parę innych gadżetów by się do tego celu przydało... Więc niech otwierają te sklepy!

W poniedziałek zaczyna się na powrót szkoła. Gazety podają, że szkoły zebrały, kilka czy nawet kilkanaście tysięcy używanych laptopów dla dzieci biedniejszych, które nie mają komputerów w domu... No i spoko, dobre i cokolwiek, tyle tylko, że nauka przedmiotów praktycznych on-line to ciągle dupa nad dupami. Najstarsza np miała przed feriami przygotować szablon kurtki letniej no i przygotowała, tylko jak niby ma to pani na odległość sprawdzić? No i jak niby to mają szyć? No dobra, wiem że na maszynie, ale jak belfer ma to nadzorować, korygować itd? Poza tym heca taka, że Najstarsza nie ma dotąd materiału, bo do tych przymusowych ferii ciągle zajmowali się szyciem płaszcza zimowego, a po materiał na letnią kurtkę mieliśmy skoczyć na dniach do ogromnego sklepu krawieckiego, który mamy w sąsiedniej wiosce, a który teraz jest nieczynny z powodu korony.  Pff. Zamówiliśmy przez internet z Holandii, ale jak se człowiek nie pomaca to co to za zakupy materiału, a poza tym już drugi mejl otrzymaliśmy na temet kolejnych opóźnień. Bo wiadomo, że jak zamówisz jakieś byleco to dostraczą nazajutrz, ale jak pilnie potrzebujesz to trwa  kilka tygodni.

Młodemu zamówiłam ze 2 tygodnie temu 2 książki z belgijskiej księgarni i do tego kolejną płytę Harrego Pottera (bo teraz z Młodym oglądamy po trochu). Młody najbardziej czekał na "zoekboeka" z Robloxa, czyli książkę do szukania czegoś na obrazkach. No ale cóż, wczoraj dotarła zaledwie jedna z tych rzeczy - książka z eksperymentami dla dzieci. Dobre i to. Wszak Młody Youtuber ciągle nagrywa nowe video, z czego większość stanowią eksperymenty, bo to jest po prostu cooooool.

On eksperymentuje, a matka nagrywa na iPada. Potem przygotowuję ostateczne video w iMovie i z tej apki wysłałam od razu na You Tube. Bardzo dobra apka jak na takie zabawy.

Eksperymenty, które dziecko zrobi samo.


Jak dotąd najbardziej ekscytującym dla Młodego eksperymentem było

 Dmuchanie balonu za pomocą butelki z miksturą octu i sody.

Eksperyment jest dziecinnie prosty i bezpieczny.
Butelkę wypełnia się octem. Do balonu wsypuje się trochę (łyżkę, dwie) sody. Balon nakłada się na szyjkę butelki i odwraca, tak by soda wsypała się do octu. Zachodzi reakcja i balon się nadmuchuje. 

Kolejny eksperyment z sodą i octem o wiele bardziej nam starym się podobał niż naszemu Synowi.

Lampa Lawa.
Do słoika wsypuje się dość sporo sody. Potem ostrożnie wlewa się olej po ściankach, żeby się nie zbełtało. Potem strzykawką lub łyżeczką wlewa się po troszku ocet zabarwiony barwnikami (lub kolorową bibułą namoczoną w tym occie)



Fascynującą zabawą było też

 rysowanie po mleku.
Na talerz wylewamy mleko. W szklankach (pudełeczkach) przygotowujemy barwniki spożywcze (tu barwniki w proszku rozpuszczone w wodzie).
Wacikiem na patyczku malujemy wzory na mleku.
Gdy się już pobawimy, sprawdzamy co się stanie jak do mleka zapodamy trochę płynu do naczyń.

UWAGA! Młody nie był przygotowany na to co się stanie, więc gdy wszystko mu nagle zniknęło, był ogromnie zawiedziony. Mieszał patyczkiem z nadzieją, że kolory wrócą....


I na koniec dzisiejsze zabawy z wodą, octem  i jajcami. Jutro nagramy ciąg dalszy do tego video, gdy już ocet zrobi swoje i jajo będzie gołe ;-)


2 komentarze:

  1. Witam,w Polsce nie zamknięto marketów budowlanych,po ogłoszeniu pandemii połowa moich kolegów wzięła zwolnienia pozostali musieli pracować za 5-ciu.Zostawili nas na polu walki,teraz wracają ze zwolnień w największy wysyp zarazy.Daliśmy radę!!!Cieszę się,że mam pracę ale debili nie brakuje przychodzą z nudów na market np.po filce pod krzesło i dyskutują.że powinni zamknąć market:-)Gdy zwracam uwagę,nie zachowują bezpiecznej odległości gdy ich upominam 2m proszę....śmiech ;-( Zdrowia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o poziom debilizmu to Belgia pod tym względem nie różni się od PL czy innych krajów. Mąż kiedyś miał okazję obserwować w markecie spożywczym scenę, gdzie jakiś gostek ostro kłócił się z kasjerką (też o reguły koronne chodziło, które temu nie pasowały), potem z kierownikiem, odpuścił dopiero, gdy kierownik wyjął telefon i oswiadczył, że dzwoni po policję. W dużych miastach słynne są zabawy młodocianych gnoi z pluciem na policjantów i innych ludzi. Ostatnio hitem i szczytem głupoty był weekendowy grill w ogródku na 30 osób (o mniejszych nawet nie ma co mówić). Ale cóż, ile ludzi tyle reakcji - właśnie o tym czytałam wlokalnej gazecie i zamierzam napisać w poście. Zdrowia i dla Ciebie. Zdrowia i cierpiwości dla ludzkiej głupoty i tych dziwnych czasów :-)

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima