Kolejna kartka w naszym życiorysie została zapisana.
Świat wokół nas jest nadal popsuty, żeby nie powiedzieć popitolony. Z każdym dniem chyba bardziej. Nie podoba mi się to bardzo. Staram się o tym nie myśleć, żyć swoim życiem realizując swój plan dnia i tygodnia i za bardzo nie wyglądać w przyszłość, ale cholernie to ciężko przychodzi, gdy się ma dzieci wkraczające w dorosłość, z którymi od czasu do czasu o tej przyszłości trzeba porozmawiać. Z jednej strony chciała bym wiedzieć, co nas czeka za rok, dwa, pięć, a z drugiej chyba jednak wolę tego nie wiedzieć, bo raczej cukierkowo się nie zapowiada nasza najbliższa przyszłość, czyli ta w której moja dziatwa powinna skończyć szkołę, pójść do pracy i zacząć swoją dorosłość.
Nie mamy w domu telewizora ani radia. Prenumeruję jedną belgijską e-gazetę, do której zaglądam tylko, jeśli iPad mi pokaże jakiś ciekawy tytuł na głównym ekranie. Czasem przymusowo słucham radia u jakiegos klienta. Małżonek jest na bierząco i jak coś ważnego, to mnie informuje.
Szkoła po feriach wystartowała i już weszliśmy w rytm. Młody chodzi normalnie, tak jak od września i jak zawsze. Nie noszą masek ani dzieci, ani nauczyciele (nauczyciel zakłada naryjec tylko , jak musi podejść do ucznia blisko).
Najstarsza - 5 klasa zawodówki - chodzi normalnie, czyli codziennie w pełnym wymiarze. Jest zadowolona z tego faktu, bo lubi w sumie chodzić do szkoły. Dokładnie to nie tyle samo chodzenie, co chce sobie uszyć te wszystkie ubrania, które na ten rok zaplanowano, czyli m.in. dokończyć płaszcz zimowy z tamtego roku, uszyć zaległą przez pierwszy lockdown kurtkę letnią (bomber jacka). Teraz szyją jakieś spodnie, a które kupiła dwa różne materiały, bo nie mogła się zdecydować, który wybrać. Szkoła zawodowa w kierunku MODA jest dosyć kosztowna. Poza materiałami do szycia są też stałe faktury po 50-100€. Teraz nie ma obowiązkowych wycieczek zagranicznych, to tyle taniej.
Technikum fotograficzne jednak o wiele drożej wychodzi. Faktury w ostatnich klasach to już wydatek do tysiąca € na rok, a do tego oczywiście sprzęt fotograficzny za kilka tysięcy euro i abonament za programy fotograficzne. Jednak warto, bo to świetna szkoła. My w każdym razie jestesmy bardzo zadowoleni. Oni teraz chodzą na niecodziennych zasadach - jak wspomniałam w poprzednim wpisie - jeden tydzień rano, a drugi po południu. Nie mają lekcji online, ale maja testy online czasem. Dla Młodej prywatnie oznacza to chodzenie na kilka godzin co 2 tygodnie. I świetnie. Im mniej szkoły dla niej tym lepiej. Byle do przodu. Niektóre inne szkoły mają tak, że dzieci chodzą do szkoły w ogóle co 2 tygodnie, a co 2 mają lekcje online. Każda szkoła znalazła własne rozwiązania w tej chorej sytuacji.
Najstarsza wreszcie dostała oficjalne potwierdzenie od psychiatry, że ma spektrum autyzmu. Ciągle czekamy na dokument, który mamy dostać pocztą. Cholera jasna, gdyby dostała ten durny papier wcześniej, zapewne mogła by dziś chodzić do 6 klasy a nie do 5. Jednak w tych chorych okolicznościach i przy tak niewiadomej i nieciekawie zapowiadającej się przyszłości to może i lepiej, że tak właśnie się złożyło. Dopóki chodzi do szkoły, to ma co robić i nie musi się martwić szukaniem pracy. Badania jednak się nie skończyły, bo jeszcze mamy kilka kwestii do wyjaśnienia.
Druga dowie się, czy też ma autyzm, dopiero w styczniu, bo na wtedy ma spotkanie ze swoim psychiatrą, a badanie stosowne miała zrobione jakiś czas temu. Poniekąd fajnie by było, jakby dostała potwierdzenie, bo taki papier ułatwia wiele rzeczy w szkole i na wiele więcej ustępst pozwala.
Póki co ortodontka założyła jej drugą część aparatu. Znowu ryjec ją bolał okropnie. Teraz ciągle boli, ale pierwszy dzień jest zawsze najgorszy. Dół ma o wiele bardziej pokrzywiony, więc i nastawianie będzie pewnie bardziej bolesne niż góry, choć i ta daje jej się we znaki. Ortodontka chwali ją za każdym razem, że doskonale czyści zęby. No bo faktycznie Młoda szczotkuje dwoma różnymi szczotkami dwa razy dziennie długo i dokładniutko, do tego nitkuje i płucze płynem ortodontycznym. Perfekcjonistka w ackji.
Ja i Małżonek chodzimy przykładnie do roboty codziennie. U niego w firmie nawet już trochę głupota ludzi opuściła i zaczyna wszystko wracać do normy. Tyle tylko, że prognozy na nowy rok są póki co są takie średnio optymistyczne. Są obawy, że może nie być roboty, no ale to - jak mawiają Flamandowie - zorgen voor later (zmartwienia na później).
Póki co próbujemy jakoś przygotować się do naszych uroczystości grudniowych, by było mimo wszystko miło, wesoło i zajebiście i byśmy się wszyscy w tych wyjątkowych chwilach dobrze bawili, bo to jest najważnejsze. A reszta niech się wali.
Nasza 10 rocznica ślubu nam się zacnie udała. Nie byliśmy w czerwcu w Paryżu i nie byliśmy na romantycznym weekendziku we dwoje w wypasionym hotelu, ale zamówiliśmy pyszne sushi, wypiliśmy z Trójcą kilka flaszek bezalkoholowego alkoholu i spędziliśmy superowy rodzinny wieczór przy świecach. Milusio było. Człowiek jest wiecznie taki zorany po całym tygodniu roboty zarobkowej i domowej, że szczerze mówiąc, to nawet nie chciało by mi się nigdzie jechać. Czyli znowu wszystko świetnie się złożyło z tym lockdownem. Może latem akurat nie będzie chwilowo żadnego lockownu, to się gdzie wyskoczy.
No wiem, że niektórzy (w porywach do 90%) wierzą, że pandemia (a z nią wszystkie problemy) zniknie wraz z pojawieniem się pierwszego zaszczepionego, ale ja aż taka naiwna to nie jestem i dwa do dwóch jeszcze ciągle umiem dodać... Zreszą wreszcie i w gazetach zaczęli po cichutku przebąkiwać o tym, o czym każdy normalny wie od dawna, czyli np o tym, ile tak na prawdę będą trwać szczepienia i ile oczekiwanie na EWENTUALNE efekty, które to efekty mogą się okazać wcale nie efektowne... Dobrze, że zaczynają o tym głośno mówić, ale ja czekam ciągle na resztę prawdy o tej całej pandemii. Czekam też z niecierpliwościa na coroczny sezon grypy zwykłej, który przypada zawsze co roku o tej samej porze i w tym kraju jest to pora styczeń-luty. Bardzo jestem ciekawa, co sie wtenczas będzie działo...? Czy zwykła dobra stara grypa w tym sezonie się pojawi czy nie. Czy przesięwzięte środki zapobiegną skutecznie jej rozprzestrzenianiu się... Ciekawi mnie też wielce, czy w grudniu otworzą coś i jeśli tak, to co się będzię wtedy działo. Bo ja sobię potrafię doskonale wyobrazić takie np otwarcie sklepów tydzień przed świętami... Kabaret Mru Mru miał kiedyś taki skecz o otwieraniu hipermarketu... O knajpach te przychlasty mówią, że do wiosny mogą być zamknięte, czyli jednym słowem na zawsze i wieki wieków amen. Kurde jest tyle rzeczy, na które czekam... Jednak jedna rzecz ciekawi mnie wyjątkowo, bo kij tam knajpy, kij sklep z zabawkami, kij park rozrywki, ale niech mi ktoś powie, co z zoo? Kto teraz i ZA CO karmi zwierzaki i na ile im tego jedzienia, prądu starczy, skoro ogrody nie mają teraz żadnych dochodów a wydatki te same? Czy dla zwierzaków tyle dni bez ludzi to nie jest stres i czy jak ci ludzie znowu sie pojawią to stres nie będzie jeszcze większy? Tak się składa, że ja mam kilka zwierzaków w domu i wiem, jak szybko się przyzwyczajają do codziennych rytuałów i że są zestresowane a nawet chorują, jak się coś zmieni.
Nic to. Ja póki co zrobiłam coś dobrego dla najbliżej mi osoby, czyli samej siebie i wreszcie poszłam na całość z maszynką. Wreszcie jestem całkiem łysa. Teraz przede mną tylko sezon odpowiadania na seksistowskie pytania, stwierdzenia i zarzuty, bo...
Baba ma mieć długie włosy, nosić wymyślne fryzury, siwe koniecznie musi mieć ofarbowane. Dlaczego? Dlaczego jak facet opitoli sie na łyso to jest super, a jak baba to samo zrobi, to wszyscy są w szoku, patrza jak na zjeba? Babki które wyłysiały po leczeniu raka, czy innego powodu, natychmiast kupują peruki, zakrywają głowy, bo wstydzą się byś łyse. Dlaczego? Bo co? Niech mi ktos poda jedno pierdolone logiczne uzasadnienie tego stanu rzeczy. JEDNO! Nie ma takiego! Nic nie uzasadnia tego chorego zwyczaju. Ja nienawidzę swoich włosów od dziecka. Przez długą część życia miałam długie, bo długich nie trzeba było suszyć i układać. Można było umyć wieczorem i z mokrymi pójść spać a potem związać w kucyk czy zapleść, ale one przeszkadzały mi na każdym kroku. Latem było mi gorąco. Zimą przeszkadzały przy noszeniu czapki. Non stop właziły mi do pyska, zasłaniały oczy, platały się we wszystko. jak ja je non stop przeklinałam. Nienawidze też mycia i czesania. Nienawidzę układania, farbowania i pielęgnowania. Od pewnego czasu nosiłam fryzurę obciętą samodzielnie maszynką na 13mm. Moje sąsiadki mają podobne. Dziś poszłam do łazienki pyknąc sobie znowu na 13, ale ostatecznie stwierdziłam, że pora pójść na całość, bo już od sporego czasu ku temu zmierzały moje myśli - zobaczyć, jak wyglądam bez włosów w ogóle. Jestem zadowolona z efektu, tylko niepokoję się głupimi komentarzami, bo zawsze trzeba jakoś zareagować i w miarę dyplomatycznie odpowiedzieć. Przynajmnej znajomym dyplomatycznie. Ale cieszę się, że coraz więcej kobiet widuje się na łyso. Sporo łysych lub prawie łysych modelek widuję robiąc zakupy odzieżowe online. Widuje też fajne łysolki na instagramie. Jest postęp, znaczy i tego się trzymajmy. Poza tym ktoś musi być inny, by reszta żyła w złudzeniu, że jest normalna ;-)