26 grudnia 2022

Imprezowy acz ponury koniec roku

Grudzień jest u nas dosyć imprezowy. O „osiemnastce” i paradzie traktorów już opowiadałam. Pora zapisać kolejne wydarzenia.



Ja testująca z Młodą jakiś płyn do szyb ;-)


Impreza urodzinowo-emerytalna

Kolega Małżonka w styczniu odchodzi na emeryturę. Kilka tygodni wcześniej rozdał w pracy zaproszenia na imprezę urodzinowo-emerytalną dla kolegów wraz z partnerami. Odbywała się ona w sali parafialnej (w polskich wsiach odpowiednikiem tych sal parafialnych są Domy Ludowe). Johan organizował ją wraz z dwoma kolegami, którzy też skończyli sześćdziesiątkę. Uroczystość w typowo flamandzkim stylu. Każdy ubrany inaczej, znaczy jeden w pod krawatem, a drugi w dresie czy stroju roboczym. Zauważyłam też kilka osób w strojach świątecznych, no wiecie, bluza z Mikołajem, szalik w renifery itd. Tutaj taki misz-masz jest na porządku dziennym jeśli idzie o przyjęcia. Nikt się tu specjalnie nie przejmuje ubiorem, przy czym ludzie lubią się powygłupiać i założyć coś totalnie odjechanego. Lubię to 👍🏼.

Na wejściu dostaliśmy wino musujące w plastikowym jednorazowym kieliszku i zaproszono nas od razu do pamiątkowego zdjęcia z Johanem. Fotograf miał specjalne tło z imionami solenizantów i na tym tle się ustawiliśmy z małżonkiem razem z Johanem. 

Potem można było iść usiąść za stołem. Na stole stały 3 plastikowe pojemniczki: z salami i serem w kostkach oraz chipsami. 

poczęstunek i nasze napoje


Z jednej strony sali stało stoisko z frytkami i innymi smażonymi przekąskami. Kawałek dalej stoisko z napojami, a tam do wyboru piwo, wino, cola, kawa, woda.

Z drugiej strony sali rozłożono pojemniki z deserami: gofry, babeczki, babka i nóż do krojenia, ryż na mleku w plastikowych pojemniczkach i cukier brązowy do posypywania (popularny deser we Flandrii) i mus czekoladowy w innych pojemniczkach (jeszcze bardziej popularny deser we Flandrii). Do tego sterty plastikowych i papierowych talerzyków i sztućców. Każdy podchodził i sobie wybierał.

Grała muzyka. Czasem ktoś coś powiedział przez mikrofon. Ten i ów ruszył w tany. Solenizanci podchodzili do każdego ze swoich gości, by zamienić kilka słów. Goscie też ze sobą oczywiście gadali w najlepsze. Ani się spostrzegliśmy a wybiła północ. Dokładnie to o północy dotarliśmy do domu, ale sporo osób tam jeszcze pozostało…

desery




Koncert Świąteczny

W naszej wsi odbywa się mnóstwo najróżniejszych imprez organizowanych na różne okazje przez najróżniejsze lokalne organizacje i kluby, a jest tu tego bez liku. Jedną z nich jest tutejsza orkiestra z ponad stuletnią tradycją. Nazywa się Music Time. Grają w niej ludzie w różnym wieku. Zarówno emeryci, ludzie w naszym wieku, jak i koleżanki i koledzy naszych córek. Nie dawno powstał przy niej chór dziecięcy prowadzony przez jedną z członkiń orkiestry. Do tej grupy należał i nasz Młody.

Należał, bo prawdopodobnie to był jego ostatni występ. Okazało się bowiem, że taka uroczystość to dla niego o wiele za dużo. Poważnie to odchorował i nawet jeden dzień do szkoły nie był w stanie pójść. Może komus się to dziwne wydaje, ale tak właśnie wygląda życie osób nadwrażliwych i/lub ze spektrum autyzmu (u niego autyzm jest jeszcze nie potwierdzony, ale podejrzany). 

Dla osób z zaburzoną sensoryką i emocjami taka impreza, na której jest mnóstwo ludzi, hałasu, świateł, zapachów a do tego emocji to koszmar. A my ciągle uczymy się ciał i umysłów naszych dzieci i popełniamy wiele błędów. Wysłanie Młodego na występ było jednym z nich. Choć impreza poza tym była piękna. 

Młody nie chciał iść. On wiedział, że to za dużo, ale wiedział też to, o czym my mówiliśmy - nie rezygnuje się z czegoś takiego w ostatniej chwili, bo to jest nie w porządku. Poszedł i przetrwał, ale były to dla niego ciężkie i trudne chwile. Był dzielny a my jesteśmy z niego bardzo dumni. Jednak postanowił, że nie będzie już chodził na zajęcia i rozumiemy go doskonale po tym, co zobaczyliśmy.

Na sali było gorąco. Ludzie w krótkich rękawach, a Młody w grubej kurtce i jeszcze się skarżył, że mu zimno, był blady, źle się czuł. Objawy, jak przy początkach przeziębienia. Ból brzucha i mdłości. Brak apetytu. Objawy utrzymywały się jeszcze dzień po imprezie. 

Na występie odsuwał się od grupy, bo bliskość innych ludzi mu przeszkadzała, co jest typowe. Człowiek się dusi, jak stoi za blisko drugiego. Innym problemem były rurki boomwhackers na których grali, bo dla niego uderzanie rurką w dłoń było bardzo bolesne, choć inni nie mieli z tym najmniejszego problemu.

Bardzo źle się z tym czułam jako matka, bo musiałam patrzeć jak cierpi. Proponowaliśmy mu, że jak chce, jak nie daje rady, to możemy iść do domu, ale on był bardzo dzielny i dotrwał do końca. Szacun Synu 👍🏼.

Koncert jednak był bardzo piękny. Nie przewidzieliśmy tylko, że będą na nim takie tłumy i wyszliśmy z domu na styk. Większość miejsc była już zajęta. Usiedliśmy na podwyższeniu w tyle. Miałam ze sobą tylko starego iphone’a, ale postanowiłam nagrać kilka utworów na pamiątkę. Wrzuciłam je na YT, przeto możecie sobie podejrzeć, jak wyglądała ta uroczystość. Jakość „nagrane taboretem” ;-) 

Łobuzerka śpiewa całkiem fajnie. 


Dzieciaki nie tylko śpiewają, ale i grają na prostych instrumentach, które ja nota bene pierwszy raz na oczy zobaczyłam dzięki temu, że Młody postanowił zapisać się do chóru. 
Na poniższym video usłyszycie utwór zagrany wspólnie z orkiestrą. Dziatwa gra na KAZOO.

Dzieci wykonały fragment Jingle Bells na rurkach BOOMWHACKERS. To jest ich pierwszy utwór zagrany na tym fikuśnym instrumencie publicznie. Jak słychać, nie jest to wcale łatwe, ale całkiem nieźle, jak na początkującą grupę.


A tu Cicha Noc w wykonaniu orkiestry bez udziału dzieci.

Dwudziestka naszej Najstarszej.


Najstarsza urodziła się w okresie bożonarodzeniowym, dzięki czemu teraz, gdy inni ludzie świętują cholera wie dlaczego urodziny jakiegoś Żyda sprzed wieków, my obchodzimy urodziny Naszej Córki.

Nauczona na błędach, teraz pytam, jaki moje dzieci chcą tort i co jemy. Wcześniej zapatrzona bezmyślnie na innych ludzi, żyłam w przekonaniu, że ciasto na urodziny musi wyglądać jak z instagrama cukiernika. A figa! Na osiemnastkę Najstarszej zrobiłam tort czekoladowy taki że mucha nie siada komar nie kuca. No ładny i pyszny się mi udał, że aż w samozachwyt i samouwielbienie popadłam… 
tort osiemnastkowy sprzed 2 lat


A wtedy solenizantka powiedziała - NIE WIEM, CZEMU DLA MNIE ROBISZ TORT CZEKOLADOWY, JAK JA NIE LUBIĘ TORTÓW CZEKOLADOWYCH…?

O głupia ja! Faktycznie robiłam torty z myślą, by były ładne i w domyśle smaczne, ale nigdy nie spytałam solenizantki, czy ona właśnie takie ciasto chce zjeść w tym najważniejszym dla niej dniu roku.

No więc od tego momentu pytam. No i co się okazuje? Że Młoda na swoją osiemnastkę chciała torcik bezowy (wersję ciasta pt Pavlowa). Zdecydowanie nie wystawny to wypiek, łatwy w upieczeniu, a do tego na raz do gęby. Ale smakował wszystkim.





Najstarsza chwilę się zastanawiała. Pierwszy pomysł, że może coś ze starych polskich przepisów z galaretką, ale potem przypomniał jej się hawajski torcik młodszej siostry z wieloma owocami egzotycznymi i na tym stanęło. Tylko przepis trochę zmodyfikowałam, bo w  oryginale spód kokosowy był jakiś dziwny, a ja upiekłam po prostu „kokosową wkładkę/kokosową bezę” znaną  z różnych polskich przepisów. No i odpuściłam owoc karamboli, bo to coś smakowało według nas, jak ogórek fuj fuj fuj.

Pomysł na mangową masę mi się natomiast podoba. Zmiksowałam 2 mango i podgrzałam je w garnku dodawszy sok z 1 cytryny. W innym garnczku zmiksowałam żółtka pozostałe od kokosowej bezy i wlałam do nich gorące puree z mango, po czym wszystko podgrzewałam jeszcze 3 minuty na wolnym ogniu, ciągle mieszając, tak by się nie zagotowało. Na koniec dodałam 3 płatki namoczonej żelatyny i 50g masła.
To wylewa się do tortownicy natłuszczonej i posypanej cukrem pudrem, po czym wkłada się do lodówki na godzinę, by zesztywniało. Następnie wywala się to na kokosowy spód.
Na to wysypuje się pokrojone w kostkę owoce: mango, kiwi, ananas, kaki i pestki marakuji (owoc pasji). 
Wszystko przykrywamy bitą śmietaną (400ml plus 75g cukru pudru). 
Wierzch można posypać podprażonym na beżowo w piekarniku kokosem (100g wiórek). I ja nawet miałam taki zamiar, ale zasugerowałam się czasem podanym w przepisie i nie patrzyłam no kokos mi się zjarał na węgiel buachaha.

Totalnie zabrakło mi pomysłu na dekorację i zrobiłam bardzo minimalistyczną. 
Gdy zjedliśmy już tort, wtedy mi się przypomniało, iż tydzień wcześniej specjalnie kupiłam opłatkowe kwiatki w sklepie Aveve, gdzie kupowaliśmy wielką alokazję dla Solenizantki…
Taaa, mój mózg ciągle się nie naprawił po chemioterapii… ech.

minimalistyczny tort egzotyczny


Tort smakował zarówno solenizantce jak i pozostałym dorosłym osobnikom naszego stada. Młody nie jada tego typu rzeczy. Tak, nasz syn nie lubi większości wypieków domowych.  Dla niego tylko tort czekoladowy jest jadalny. Kupnych ciastek też w większości nie lubi. Wyjątkiem są donuty, nic-nac (ciastka literki), babeczki, ciastka pieguski, nazywane przez niego podstawowymi… To samo się tyczy cukierków i czekolad. Tego, co większość dzieci opędzluje w mig, on nawet nie tknie. Ale to inna historia…

Poza tortem Najstarsza wybrała sushi, które zamówiliśmy u Azjatów, ale cyrk z tym był, że hejże ha.
Zamówiliśmy jak zawsze przez internet wybierając odbiór osobisty w knajpie, bo tak się wydawało szybciej. Na dowóz czeka się godzinę do dwóch, mimo że to 4km, bo mają mało ludzi. 
Ledwo wysłaliśmy zamówienie, zaraz zadzwonili, by powiedzieć, że nie mają „frikandeli” dla dzieci, co bardzo wkurzyło Młodego, bo on sushi ani żadnych innych azjatyckich potraw nie tknie. No ale mówi się trudno.
Młoda z Tatą pojechali odebrać. Tyle ich nie było, że zaczęłyśmy z solenizantką myśleć, że dopiero tam ryż sadzą i ryby łowią… Gdy w końcu dotarli opowiadając, że tam w knajpie maja urwanie głowy, pomieszanie z poplątaniem i ludkowie nie wyrabiają na zakrętach, bo tyle mają zamówień, się okazało, że połowy zamówienia brakuje a  i za frikandel z frytkami też zapłacili. No cóż, taki zapierdol, że nawet czasu załadować nie ma hehe… Młoda zadzwoniła i po angielsku z nimi gadała, bo po niderlandzku mówią gorzej niż ja i nie idzie się porozumieć, a krzaczkami przypadkiem jeszcze nie mówimy…
Jak tylko powiedziała o zapłaconym frikandelu, pan od razu zaczął przepraszać i nie zdziwiły go też bynajmniej inne braki w zamówieniu choć wstydził się i gęsto przepraszał. Zapytał, czy możemy przyjechać odebrać, co brakuje… Małżonek pojechał i od razu go rozpoznano i zawołano. Odebrał brakujące sushi i pieniądze za frikandela oraz małą butelkę wina na przeprosiny. 

Kolejnego dnia po obiedzie odpakowaliśmy nasze prezenty. 

Przeżywam to wszystko jakby w zwolnionym tempie, jakby przez zamgloną szybę. Emocje są przytłumione albo w ogóle mi ich brakuje. Bardziej niż zwykle. Jestem kurewsko zmęczona psychicznie całym tym popierdzielonym rokiem i kilkoma poprzednimi popierdzielonymi latami. Fizyczne niedomagania sytuacji nie poprawiają. 

W tym tygodniu zaczyna przyjmować nasz nowy lekarz rodzinny i za chwilę pewnie umówię wizytę. Muszę bowiem odebrać kolejny zastrzyk decapeptylu no i chyba pora poprosić o bliższe przyjrzenie się mojemu ramieniowi…. Gdy byłam na onkologii przepłukać port i pobrać krew do badań to zapytałam pielęgniarkę, czy ramię może mi dokuczać z powodu tego cholernego portu. Powiedziała, że owszem jest taka możliwość. Choć niekoniecznie. Zaleciła pójście do rodzinnego oraz zgłoszenie problemu na kolejnej wizycie u onkolożki. Dodała, że natychmiastowej interwencji lekarza wymagała by ponawiająca się tam opuchlizna czy gorączka, ale teraz też lepiej się temu przyjrzeć, choćby po to, by spać spokojnie. 
Na razie nic nie puchnie, ale ramię dokucza mi coraz bardziej. Dziś nie tylko podczas ruchu boli, ale ćmi praktycznie non stop. Tyle że od wczoraj też mnie łeb ćmi, co rozchodzi się na całe ciało…

Młody lekko od czasu do czasu pokaszluje, więc nie wykluczone, że se wziął na ferie jakiego wirusa do domu (i z matulą się podzielił). Mówił, że ktoś w klasie chodził cały tydzień okropnie kaszlący do szkoły.

Pogoda jest o kant dupy - leje bez opamiętania. Wszędzie już mamy nieludzkie bagno. Myślałam, że połażę z aparatem, bo to dobrze człowiekowi robi, ale nie chce się nawet czubka nosa wyściubić za drzwi (choć spróbuje się zmusić mimo wszystko do opuszczenia koca). Plaszczymy tylko dupska na kanapie owinięci kocami niczym mumie. Wczoraj obejrzałam z Małżonkiem na Netflixie CAŁY mini serial „W pułapce zbrodni” . Przedwczoraj połowę serialu „Wendesday” z Młodym, bo powiedział, że „wszyscy” w szkole to oglądają i musi być na bieżąco. Lubię Rodzinę Addamsów i bardzo mi się takie pierdoły podobają. Starzy nauczyli też Młodego grać w cygana i w pana, co bardzo się naszemu synciowi spodobało, bo karty to też dobra rzecz na takie paskudne dni.

Chciałam z Młodą dokończyć nasz trzytysięcznik, ale gdy za oknem ciemno jak w dupie, nie daje się układać puzzli, szczególnie starych z wyblakłym obrazkiem, szczególnie na 3 000 kawałków, szczególnie jak się ma tyle lat co ja i zaczyna niedowidzieć przy kiepskim świetle 😏. Tak, wiem, złej baletnicy… bla bla bla. Może się wypogodzi przed końcem roku, by móc dokończyć dzieła… No ale o puzzlach będzie osobny wpis… Już jest nawet w budowie…


Ale było w tym miesiącu też trzy dni zimy i wtedy było przynajmniej ładnie… Bo zimno to już mi się wcale nie podobało… Ale gdy jestem w kiepskim nastroju to zasadniczo nic się mi prawie nie podoba…
Wyszłam jednak wtedy za dom i zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę tego rzadkiego w Belgii zjawiska, jakim jest szron.
































3 komentarze:

  1. O, to u nas podobnie, grudzień bogaty w uroczystości, ale połowę już sobie odpuszczamy, bo dzieciaki dorosłe, wiec ogarniają same urodzinowe tematy, nam tylko prezenty i życzenia zostają.
    Dziś po raz pierwszy od długiego czasu widziałam słonce, a synowa naliczyła 11 godzin słonecznych w listopadzie i połowa roślin doniczkowych choruje...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko 11 godzin 🌞? Jak się widzi to w liczbach, jeszcze ciemniej się robi brrr.
      Autorka

      Usuń
  2. u mnie jest urodzinowa masakra okołoświąteczna. Najpierw ja mam urodziny przed świętami, potem moja siostrzenica 21 grudnia potem 27 mój szwagier a 2 stycznia moja mama. Także u nas jest cały grudzień wielkie żarcie i imprezowanie. Na szczęście urodziny szwagra i siostrzenicy robią razem bo chyba bym u nich musiała zamieszkać.

    Piękne te koncertowanie. Dobrze, że brakło Wam miejsc bo z tego podwyższenia fajnie widać :)

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko