2 marca 2025

Nowe bryle


 Zmęczona dziś jestem, ale sama, nie chwaląc się, to sprawiłam swym niezbyt rozsądnym postępowaniem. Nie będę dziś dużo pisać, bo nie mam czasu. Będziemy dziś bowiem zaległe urodziny Naszych Chłopaków świętować.

Zatem szybko cały tydzień.

Pracowałam w poniedziałek, środę, czwartek i piątek. W inne dni ogarniałam chatę, gotowanie, pranie, kalendarz i inne standardowe procedury życiowe...

czekając pod świetlicą na koleżanki...


Odwiedziłam lekarkę, która wypisała mi kolejne 2 miesiące 50% zwolnienia.

W międzyczasie spędziłam trochę czasu na próbie dodzwonienia się do swojego funduszu zdrowia, bo jak zwykle coś odpierdolili... Najpierw zdziwiło mnie, że w piśmie, które otrzymałam stoi nadal mój poprzedni pracodawca, ale to okazało się być jak najbardziej poprawne. Wszak, jak sama kiedyś wspominałam, moja aktualna niezdolność do pracy jest kontynuacją poprzedniego zwolnienia, gdyż przerwa pomiędzy chorobowymi była krótsza niż trzy miesiące. Czyli ta niezdolność do pracy ciągle zatem podchodzi pod inwalidztwo. 

Największe nieporozumienie jednak wyszło z zasiłkiem, bo nagle dostałam zasiłek za koniec grudnia i cały styczeń, podczas gdy za ponad połowę stycznia wypłacił mi też chorobowe pracodawca, czyli zapłacono mi podwójnie za 2 tygodnie albo i 3 tygodnie, czyli komuś muszę oddać kupę forsy, ale nie wiem komu. Pani, która odebrała telefon, szybko sprawdziła w komputerze i stwierdziła, że faktycznie, oni wszystkie dane tam mają i  faktycznie stoi tam, że pracodawca mi zapłacił i wyraźnie coś poszło nie tak, ale ona to zapisuje i będzie wyjaśniać. Jak wyjaśnią, to mi napiszą, komu mam oddać hajs, jak i kiedy...

W piśmie stoi też, że mam zgodę na częściowy powrót do pracy do 2027 roku, ale tej zgody jako takiej nie dostałam. Burdel na kółkach. 


Czyli jak to w Belgii. Co za dzbany!

żonkile kwitną tu i ówdzie

Najstarsza zrobiła skan kości. Obejrzałyśmy sobie te wyniki i tak na nasz babski rozum one nie wyglądają za dobrze. Z naszych dedukcji tego, co tam jest narysowane (zdjęcia  rentgenowskie i wykresy) i napisane, choć na tym się nie znamy w ogóle, wychodziło by, że ona ma już osteoporozę... No, ale żadne z nas nie studiowało medycyny, więc pójdziemy się zapytać naszej doktorki, co ona myśli na temat wyników tego badania i czy jest się czymś martwić. Bo na zapas to nie ma co się denerwować...

Odebrałyśmy też nasz bryle od optyka Pearl. Ja i Najstarsza. 
Łącznie te dwie pary kosztowały nas ponad 1000€. Moje podwójne były droższe niż Najstarszej. Cena podstawowa moich to 830€ (oprawki Emporio Armani 170€ i szkła 660€) , a tych córki 510€ (oprawki Ralph Lauren 200€ i szkła 310).  Z tym, że jakieś zniżki miałyśmy, po których ja zapłaciłam za swoje okularki 664€, a córka 408€. Z tego będzie jeszcze jakis zwrot za szkła, ale o tym napiszę, jak mi fundusz odda. Najsampierw jednak trzeba świstki wrzucić do skrzynki funduszu.
Moje okularki bardzo mi się podobają (no, w końcu sama je sobie wybrałam i to był wybór łatwy - gdy tylko zobaczyłam szare, już wiedziałam , że je biorę) i nie miałam nawet za bardzo problemów z adaptacją do nowego sposobu patrzenia na świat. Optyczka powiedziała, że jednemu przyzwyczajenie zajmuje kilka tygodni, drugiemu kilka chwil. To ja chyba do tej drugiej grupy należę...




nowe brylki, stara ja ;-)

Wracając od optyka wstąpiłyśmy do Colruyta po dobrą tanią belgijską czekoladę do tortów, ale oczywiście wyszłyśmy ze sklepu z pełnymi rękami, bo tak to jest z wchodzeniem do sklepu tylko po tę jedną rzecz... 
Zauważyłyśmy, że nasze ulubione jajka już pojawiły i oczywiście wybrałyśmy swoje ulubione smaki. W tym roku kosztują już prawie 19€ za kilo, ale są tego warte. Moje ulubione to pomarańcza i pistacja, ale inne też niczego sobie :-)
,


Trochę rowerowałam i trochę spacerowałam. Wiecie co mi chodzi po głowie? Ano żeby zapisać się na coroczny browarowy maraton... Z tym, że nie na bieganie tylko chodzenie i nie na 50 tylko 25 km. Albo na 17 km, bo taka opcja też jest. Podzieliłam się tym pomysłem z dziewczynami i też nad tym teraz myślą... Ten maraton odbywa się w naszej okolicy, a trasa wiedzie od browaru do browaru, gdzie jest degustacja no i na koniec dostaje się zestwa piw :-) Co roku, jak widzę biegnących ludzi, myślę sobie, że za rok się na pewno zapiszę i tak co roku na myśli się kończy... Czy w tym roku się zapiszemy, to się okaże... Startowe to około 50€, więc trzeba się dobrze zastanowić.

Spacerując znalazłam bazie. 







to nie jest mój rower, ktoś inny kradnie drezwo z lasu ;-)





przyciemnione okulary






Zajrzałam też w końcu do opuszczonej restauracji... Dotąd byłam przekonana, że tam się nie da wejść, bo na pewno zabite wszystkie wejścia dechami. Młoda twierdzi, że tak właśnie było, ale gdy podeszłam przyjrzeć sie temu miejscu z bliska, zobaczyłam, że dzrwi leżą sobie płasko na ziemi, to wsadziłam łeb do środka... Za dużo się tam nie plątałam, bo w każdej chwili może coś na ten łeb spaść, gdyż to juz pare lat stoi puste...

Po obejrzeniu tego przybytku, dokończyłam mój marsz po lesie. Komoot pokazał mi na koniec, że przeszłam blisko 8 kilometrów. Potem dokonałam ćwiczeń rozciągających i korzystając, że panowie znowu pojechali na koncert rockowy, zabrałam się za pieczenie podwójnego tortu i robienie dekoracji. Tort gitara nawet dosyć się udał. Pomysł był wyśmienity, choć wykonanie tak już trochę na odpierdol... No bo jak się komuś zachce łazic 8 kilosów to potem jest zmęczony i wszystko robi na odwal się...

Tort gitara składa się z wuzetki (pudło gitary) i czekoladowej rolady (gryf). Zdjęcia jego może następnym razem, gdy sprawdzimy czy jest też dobry w smaku. Nie jest to żaden majstersztyk, ale idzie się domyślić, że to jednak gitara :-)
















Na koniec jeszcze zdjęcia z niedzielnej 20-kilometrowej przejażdżki z zeszłego tygodnia. Fajowo się jeździ moim nowym elektrykiem. 
Udało mi się przypadkiem trafić w miejsce, w którym nigdy dotąd nie byłam... Jeszcze kilka takich pewnie da się w mojej gminie znaleźć, gdzie moja gira nie stanęła... Ale spokojnie, ich dni są policzone... Mam dobry rower więc teraz mogę i na drugi koniec gminy zajechać... :-)






w naszej gminie są różne ścieżki rowerowe - takie też...


resztki dawnych wielkich sadów merchtemskich


w okolicy mamy bardzo dużo różnych sów 




wygląda jakby tu wiedźma mieszkała...

chałupa z 1874 roku



krokusy kwitną wszędzie

już wykosili trawę

jakieś dziwne miejsce... droga cacy, ale rudery z poprzedniej epoki (zamieszkane)

2 komentarze:

  1. zapłaciłaś za swoje okulary dokładnie tyle ile ja miesiąc temu za moje :D tylko u mnie oprawki za 600 zł jakeś francuskie nie aż tak znane jak Twoje ;) czyli cenowo podobnie choć jeśli patrzeć na wypłaty u Was to chyba jednak Twoje taniej wyszły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okularki bardzo twarzowe, co Armani, to Armani :-)
    Zdjęcia ciekawe, zawsze coś znajdziesz do podziwiania.
    U nas krokusów jeszcze nie widziałam...

    OdpowiedzUsuń

✍️