Przeczytałam nie dawno, że właśnie minęło 30 lat istnienia kampanii BOB. Postanowiłam zatem o tym napisać jako ciekawostkę.
Bobcampanie przeciwko prowadzaniu pod wpływem zapoczątkowana została w 1994 roku, gdy zmieniono dopuszczalną ilośc alkoholu we krwi w czasie prowadzenia samochodu z 0,8 ma 0,5 promila i zaczęto dumac nad nową kampanią przekonującą do niewsiadania za kierownice po alkoholu.
Wszyscy myślą, że BOB jest skrótem od Bewust Onbeschonken Bestuurder, czyli Świadomie Trzeźwy Kierowca, ale Bob, czyli Robert istnieje na prawdę, a to rozszyfrowanie rzekomego skrótu powstało później. Zatem BOB to BOB, czyli imię.
Podczas burzy mózgów, która odbyła się przed trzydziestoma laty, na temat nowej kampanii w instytucie ruchu drogowego padł pomysł, by skupić się na niepijących kierowcach i postawić ich w świetle jupiterów. W takich sytuacjach ważne jest nadanie symbolicznego imienia takiemu bohaterowi i dla hecy postanowiono tymczasowo użyć imienia jednego z pracowników siedzących przy stole, niejakiego Roberta Madrenasa, czyli Boba. Jednak tak już zostało i dziś każdy wie, kim jest BOB.
Bob to określenie osoby, która zachowuje trzeźwość nawet przy mocno zakrapianej imprezie.
Gdy gdzieś odbywa się wesele, urodziny, festyn, czy inne okazje gdzie alkohol leje się wiadrami, przyjacie wybierają BOBA, czyli osobę, która nie będzie pić alkoholu, by po imprezie wsiąść za kierownicę i poodwozić gości bezpiecznie do domu. W PL podczas wesel też, z tego co pamiętam, się BOBa wybierało nie wiedząc, żd to Bob, i pewnie na całym świecie tak jest, ale w Belgii od 30 lat taką osobę nazywa się Bobem, a i do ościennych krajów też ta nazwa dotarła jakiś czas temu...
Tak więc jak zaproponujecie jakiemuś Belgowi piwko czy kieliszek wina, a on powie "Nie, dziękuję, dziś jestem Bobem" to nie musicie się już zastanawiać dlaczego Dirk, Frans, czy nawet Helen nagle chcą być jakimś Bobem. W ten sposób tutaj mówi się: dziś jestem świadomie trzeźwy, bo będę prowadził pojazd.
Gdyby ktoś się zastanawiał, czy Belgowie często wsiadają za kierownicę po alkoholu, to powiem wam, że tak, dosyć często. I bynajmniej nie zawsze tylko po jednym piwerku, co tutaj jest dopuszcalne i legalne, ale bywa niestety, że jadą zwyczajnie nachlani albo pod wpływem narkotyków. W Belgii pije się bardzo dużo alkoholu. Nie wiem, czy ogólnie nie więcej niż w Polsce, tylko chyba mniej ludzi się upija (jak komuś się chce, niech se poszuka statystyk, mnie się nie chce). Pijanych, takich nawalonych w cztery dupy, to ja tu jednak rzadko widuję, prawie że nigdy. Ale jednak są knajpy, gdzie każdy wieczór widzisz te same twarze przez okno, a na tych twarzach dosyć wyraźnie stoi zapisane, że to nie było jedno piwko...
Różnicę robi fakt, że tutaj w głównej mierze sączy się winko lub piwko, a rzadziej mocne alkohole, więc jednak dłużej można posiedzieć w knajpie, zanim się straci kontakt ze światem...
Dla mnie sporą ciekawostką było tu (i w sumie nadal jest), że w każdym markecie działy z alkoholem stanowią chyba największą część sklepu - dwie trzy alejki to norma, podczas gdy inne napoje typu woda, soki, napoje gazowane zajmują max jedną alejkę albo i pół. Głównie jest to pierdyliard gatunków wina i drugie tyle piwa. Ludzie bardzo duż alkoholu kupują. Wszyscy dorośli bez względu na wiek. Do domu bierze się często całe skrzynki i dlatego kupuje się często w hurtowniach, które są tu na każdej wsi. Emeryci kupują i piją bardzo dużo alkoholu. Poznałam wiele emerytek, babeczek po 80tce, po 90tce, które co wieczór wypijały, czy wypijają lampeczkę winka albo piwerko i to bynajmniej nie 5%. Dodać tu należy, że nie są to bynajmniej żadne tam menelki czy inna patologia, bo tutaj picie alkoholu to rzecz zwyczajna i wypicie lampki wina do obiadu czy piwerka do serialu wieczorem jest czymś tak oczywistym i powszechnym jak mycie zębów po śniadaniu. Emeryci płci każdej raz w tygodniu lubią sobie pójść ze znajomymi do knajpy na kawę, winko, czy piwerko. W Belgii nie robi się z tego przestępstwa, jak to obserwowałam w PL. To samo tyczy się picia coli. Dla mnie wychowanej w przekonaniu że cola, czy jej podobne napoje, to wynalazek szatana i że od tego się dostaje raka i umiera w cierpieniach, zobaczenie że w Belgii wszyscy prawie emeryci mają w lodówce zapas coli na rok i że piją ją litrami, było szokiem totalnym...
A wracająć do alkoholu to jest tu wiele imprez ku czci tego typu trunków. Mamy festyny winiarskie i piwne i to chyba w każdej gminie o różnych porach roku. Alkohol wtedy leją się gęsto. Poza tym wszelakie festyny też są mocno alkoholowe. Po każdej z takich imprzez wielu wraca mniej lub bardziej wstawionych, w niektórzy potem wsiadają za kółko albo na rower. Jako się rzekło, nie pija się tu raczej mocnych alkoholi, więc i rzadziej ludzie są naprawdę nawaleni, co nie znaczy, że się czasem nie zdzarza, że ten czy ów mocnym wężykiem do domu nie wraca. Bo czasem się zdarza...
Nawet w szkołach podstawowych są np wieczory wina i sera, gdzie serwuje się właśnie wino i sery i które to uroczystości ściągają rodziców, dziadków, wujostwo i oczywiście dzieci. Ci ostatni nie piją oczywiście wina, ale wszyscy pozostali owszem. Na każdej więszej szkolnej imprezie serwowane/sprzedawane jest piwo czy wino.
W Belgii słabsze alkohole <22%, czyli wino i piwo, można kupić i pić legalnie od 16 roku życia. Mocne alkohole jak wódka, czy koktaile z użyciem mocnyh alkoholi, są od 18-stki. Sklepy i inne punkty sprzedaży mają obowiązek prowadzić kontrole. Jednak z tego, co czasem słyszę, to te kontrole nie za często są prowadzone, szczególnie na festynach czy innych tego typu wydarzeniach. W tym roku na festynie w sąsiedniej wiosce np pogotowie zabrało czternastolatka, który upił się whisky do nieprzytomności...

U nas nie pomagają żadne akcje, statystyki wypadków itp. co roku ten sam problem, zwłaszcza po świętach, popularnych imieninach, , weekendach.
OdpowiedzUsuń