11 listopada 2021

Alkohol w szkole i Polacy po praniu mózgu.

Przed przeczytaniem poniższego artykułu (i całej reszty bloga) radzę zapoznać się ze znaczeniem takich terminów jak sarkazm i ironia oraz skontaktować się ze swoim psychiatrą. Wszelakie podobieństwa występujących tu postaci do osób żyjących są zamierzone. Złośliwość również nieprzypadkowa.

Alkohol a to bardzo ciekawy temat w kontekście emigracji, bowiem różnice pomiędzy Polską a Belgią w postrzeganiu i stosowaniu napojów z procentami są wręcz piorunujące. Potyka się człowiek o to na każdym kroku.

Do napisania o tym zainspirowały mnie wypowiedzi kilku rodaczek, które okazują się być zszokowane i wielce zniesmaczone obecnością alkoholu w belgijskiej szkole, co z kolei we mnie budzi mieszane uczucia. Z jednej strony chce mi się bowiem zwyczajnie śmiać (bo już trochę w życiu widziałam), ale z drugiej jestem trochę przerażona i zniesmaczona reakcją niektórych (mimo tego, że już sporo w życiu widziałam). Pozwólcie, że jedną tutaj zacytuję:

„Belgusy są nienormalne, bo jakoś nie spotkałam się by w polskich szkołach na dyskotekach albo balach przebierańców było piwo dla rodziców”

Po pierwsze „Belgusy”. Ileż w tym określeniu kryje się pogardy. Słysząc to określenie, zastanawiam się zawsze, po co tu jeden z drugim przyjeżdża i tkwi całymi latami (korzystając z wszelakich dobrodziejstw), gdy tak bardzo tym narodem gardzi? No po kiego, pytam się was, tak cierpieć wśród obrzydliwych Belgusów? Nie lepiej żyć wśród swoich mądrych, normalnych, pięknych rodaków na cudownej wspaniałej świętej bogatej polskiej ziemi? No chyba, że to rodzaj katolickiego samobiczowania czy innego tam umartwiania w imię celów wyższych, niezrozumiałych dla takich bezbożnych prostaków jak ja. Przyjeżdżają do tego beznadziejnego złego miejsca, by cierpieć za bezbożników i szerzyć tu swoją patologię mądrość i wiarę.

Mnie w każdym bądź razie jest zawsze cholernie przykro, bo przez osiem lat zaznałam tyle ciepła, przyjaźni, wsparcia ze strony Belgów, co nie zdarzyło się przez 30 lat wśród Polaków w Polsce, a co tylko potwierdza określanie Belgów przez społeczność polską pogardliwie Belgusami. To bardzo wiele mówi o rodakach. Bardzo wiele. I nie mówi bynajmniej dobrze. Więcej, ja sama już czuję się Belguską, zatem i mnie za każdym razem ci Polacy obrażają tymi słowy. A nie, przepraszam, to nie Polacy. To Poloczki. Oko za oko, obelga za obelgę. 

Czym innym jest rzucić „belgusem” czy innym tam epitetem w nerwach, gdy ktoś ci porządnie na odcisk nadepnie, a czym innym nazywanie tym określeniem tubylców na każdym kroku, jak czyni ta wyżej zacytowana delikwentka, która - wielce prawdopodobnie (trochę pofilowałam po chamsku w jej soszjalmedjach) - nie poznała jeszcze osobiście jednego Belga. Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że  to zachowanie jest właśnie typowe dla Polaków, którzy zagranicą będąc latami tylko w polskim towarzystwie się obracają i wszystko co belgijskie, nie polskie zawsze krytykują, co jednak zwykle nie przeszkadza im w wyciąganiu rączek po belgijskie pieniążki i czerpania innych profitów wynikających z mieszkania na belgijskiej ziemi. Nie, pieniążki i inne dobra im już jakoś nie śmierdzą belgią.

Po drugie „nienormalni”…

Bo inni niż Polak?! Jakby Polak był jakimś wyznacznikiem normalności, standardów, przykładem, wzorcem człowieczeństwa. Śmiech. Jakby to Polacy zawsze zachowywali się tak jak należy i jakby wszyscy powinni Polaków naśladować. Jeszcze większy śmiech. Ba, niedopuszczalne jest, by gdziekolwiek na świecie ludzie mogli żyć inaczej niż w Polsce, świętować czego innego i w inny sposób, czy w końcu jeść i pić innych rzeczy niż Polacy. Inny niż Polak = nienormalny. 

 Wspomnijmy tutaj jeszcze przy okazji bardzo inteligentną i wiele mówiącą o „naszych” uwagę rzuconą kiedyś do mnie przed świętami przez pewną właścicielkę polskiego sklepu w Belgii, która nota bene - co sama przyznaje - ani jednych świąt nie spędziła w tym kraju, bo zawsze na święta do ojczyzny jeździ(bo tylko tam są normalne święta):

 „Belgowie nie mają żadnych tradycji, bo oni jedzą indyka w święta i piją szampana, to przecież nie jest normalne”. 

Belgowie są nienormalni, bo nie zachowują się jak Polacy. Więcej, Polacy zachowujący się inaczej niż nakazują polskie wytyczne, nie powinni nazywać się Polakami. Ja też jestem zatem nienormalną Belguską i czuję się obrażana systematycznie przez Polaków wspominanych w dzisiejszym wpisie. Sorry, POLOCZKÓW! (taki specyficzny gatunek Polaka… zwykle dosyć zacofany,  niezbyt lotny i bezwzględnie odporny na prawdę, naukę i fakty rzeczywiste, ale chętnie i łatwo wierzący w różne bujdy i zabobony). 

Wróćmy jednak do tematu alkoholu.

Już w 2014, czyli na początku mojego blogowania, wspomniałam tu o tym, jak zdziwiła mnie obecność alkoholu na szkolnych imprezach. Dlatego też i rozumiem zdziwienie innych Polaków. To faktycznie może być szok dla niektórych. 

Tyle tylko, że dziwienie się różnicami to jedno, a krytykowanie i pogarda dla wszelakich inności  i różnic to drugie.

Polakom najwyraźniej bardzo trudno jest zaakceptować fakt, że nie wszyscy na całym świecie żyją i myślą tak jak w Polsce. Myślę, że wieloletnia izolacja i zamknięcie tego kraju ciągle zbiera żniwo. No i katolicyzm, czy ten  tzw polski patriotyzm, które sprawiają, że Polacy uważają się za naród wybrany i nadają sobie wyższość nad innymi narodami, a wszystkimi innymi gardzą. 

Przeszliśmy wszyscy w Polsce niezłe pranie mózgu niestety i dlatego dziś jest jak jest. Dziś zresztą nic wiele w tej kwestii się nie zmieniło, jak widzę… A może nawet gorzej jest, bo Polska mentalnie zdaje się chyba cofać w rozwoju… tak wynika przynajmniej z wiadomości, które pojawiają się co jakiś w naszej flamandzkiej prasie. To jednak trudno oceniać nie będąc tam ciałem i duchem, a tylko z boku patrząc. Z drugiej strony jednak będąc tam ciałem i duchem, a nie widząc z boku to chyba jeszcze trudniej… 

Ja sama w każdym razie leczę się z tego wieloletniego katolickopatriotycznego prania mózgu już długi czas, a jeszcze się nie wyleczyłam. Dlatego rozumiem poniekąd tych, którzy jeszcze nawet nie są świadomi, że ich myślenie sformatowano w określony sposób.  Niektórzy pewnie z tą błogą dla nich, ale wkurzającą dla innych nieświadomością umrą. 

Czy jednak znaczy to, że mam tego nie zauważać, nie reagować? Ani mi się śni! Będę o tym pisać i będę tępić polactwo dla dobra zwyczajnych ludzi, zwyczajnych Polaków, którzy chcą i potrafią się dostosować do zastanych warunków, którzy potrafią zaakceptować i szanować miejsce w którym żyją i które je karmi.

 Jak się komuś Belgia nie podoba, to pakować majtusie, różańce, cyfrowy polsat i zjazd! W czym kurde problem?  Można przecież też innego, bardziej odpowiadającego miejsca poszukać - Ziemia dosyć dużą jest planetą i każdy powinien znaleźć na niej swoje miejsce. 

Przez takich Poloczków cierpią uczciwi, normalni Polacy, bo prawda jest taka, że zacofana, homofobiczna i rasistowska chołota robi nam wszystkim złą prasę, o co na każdym kroku się potykamy w szkołach naszych dzieci, u lekarzy, w urzędach, pracy. Ocenia się nas na podstawie patologicznych zachowań naszych rodaków. Doświadczyliśmy tego nie raz, dlatego ja będę tępić polactwo na każdym kroku i wytykać je palcami i głośno o nim mówić zwyczajnie dla własnego dobra.

Mówiłam tu już kiedyś, zdaje się, co ja myślałam o alkoholu, dopóki nie przyjechałam do Belgii i nie zaczęłam się przyglądać i analizować tego, co widzę. 

Moja rodzina, szkoła, kościół i ogólnie cała tamtejsza społeczność przekonała mnie, że od wypicia dwóch piw w tygodniu zostaje się alkoholikiem. Że alkohol to zło w czystej postaci. Że kobiety nie powinny pić alkoholu pod żadnym pozorem, choć mężczyznom wolno. Że emerytów to już w ogóle alkohol może zabić. Po alkohol sięga tylko patologia. W szkole nie wolno pić alkoholu. Są tylko dwa rodzaje ludzi: alkoholicy i abstynenci, jak pijesz alkohol to automatycznie jesteś alkoholikiem, pijakiem, patologią. Nie ma czegoś takiego jak zdrowe umiarkowane picie alkoholu. Tak mnie nauczono i ja w takie brednie wierzyłam ponad 30 lat! Serio! Bałam się napić piwa, które lubiłam, bo jak raz w miesiącu sobie kupiłam, by wypić do spółki z siostrą czy bratem, matka wyzywała mnie od pijaków. Babcia straszyła mnie piekłem i tym, że wpadnę w alkoholizm. Od jednego piwa w miesiącu! Te młodziutkie wspomniane powyżej Matki Polki pewnie miały podobne matki, babcie i nauczycieli, a jeśli przy tym zetknęły się fizycznie z alkoholizmem, to ich reakcje są w pewien sposób zrozumiałe, a jednak to ciągle one same są swoim największym problemem. Polecam porozmawiać z jakimś specjalistą od głowy albo i samemu próbować wydobyć się z gówna niezdrowych przekonań, zacząwszy samodzielnie myśleć i patrzeć.

 Powiem Wam jednak dziś jedno.

Ja osobiście czuję się cholernie oszukana przez ludzi kiedyś mi bliskich (alkohol to oczywiście tylko jeden z wielu tematów, gdzie mnie w konia zrobiono). Wierzę jednak, że nikt mnie nie okłamał z premedytacją, tylko zwyczajnie przekazał prawdę, w jaką sam wierzył. A prawda jest wszak jak dupa, każdy ma inną. Co zdają się tylko potwierdzać zbulwersowane wypowiedzi Polaków mieszkających w Belgii na temat picia alkoholu czy obecności alkoholu w szkole.

Tutaj alkohol w szkole jest czymś normalnym, zwyczajnym, pospolitym, jak to że po nocy przychodzi dzień i że kury niosą jaja, a krowy dają mleko. W sensie, że dorośli piją piwo, wino, gin z tonikiem itp na szkolnych imprezach a nie że dzieci się tu alkoholem poi, czy coś (kto wie, co jak kto zrozumie nie znając sytuacji). Tutaj tego nikt nie rozkminia. Gdyby Polak powiedział, że go to gorszy, to Belgowie byli by pewnie w szoku i nie rozumieli by, o co w ogóle chodzi. Ba, gdyby to był ktoś, kto kiedyś mieszkał w Polsce i widział, co tam się odpiernicza, to chyba by się w głowę popukał i śmiał by się do rozpuku, na coi ja mam ochotę. No bo przepraszam, ale to przecież właśnie Polacy są znani na całym świecie z tego, że mają problem z alkoholem i jakoś zakazywanie go przez długie lata w szkole nie poprawiło sytuacji c’nie? No więc może trza się jednak puknąć w łeb i zastanowić na tym, zanim się zacznie bredzić bez sensu i jojczyć bez powodu? Czy może teraz w Polsce od patrzenia na piwo też można zostać alkoholikiem? Nie wiem, czego tam teraz uczą młodych przy okazji przekazywania cnót niewieścich i tego typu tentegesów chłe chłe. 

Dla mnie alkohol w belgijskiej szkole to też dziś zwyczajna rzecz i gdyby nie spotykane co jakiś czas utyskiwania rodaków, nawet bym na to już uwagi nie zwracała. Tyle że ja nigdy nie byłam zbulwersowana tym faktem, a tylko lekko zdziwiona i zaciekawiona bardzo. Jeszcze bardziej zdziwiona, wręcz zszokowana byłam długo faktem, że mimo masowej sprzedaży alkoholu na szkolnych imprezach nikt na moich oczach nie nawalił się w cztery dupy, czego spodziewała by m się, gdyby alkohol podano kiedykolwiek w szkole w PL. Pomijając już fakt, że w PL też był alkohol na szkolnych imprezach. Tyle, że pewnie jak nieoficjalnie, wnoszony pod kurtką i że nie piwo tylko wódka, to się nie liczy albo zwyczajnie te biedne zbulwersowane młode mamusie widzą tylko, co chcą widzieć, nawet jak tego tam nie ma… zobaczą drzazgę w oku drugiego, ale belki we własnym to już nie. 

Belgowie piją dużo alkoholu, ale rzadko dużo na raz. Polakom jak pozwolisz pić, to będą pić aż stracą nad tym kontrolę lub zabraknie alkoholu czy pieniędzy. To jest oczywiście duże uogólnienie, ale jednak to w dużej mierze właśnie różni Polaków od Belgów w kwestii alkoholu. Kultura picia, co już wielokrotnie podkreślałam na kartach mego pamiętnika. Nie znaczy to jednak bynajmniej, że żaden Polak nie potrafi pić kulturalnie i z umiarem, a żaden Belg nie upija się do nieprzytomności. W Belgii alkoholizm też jest dobrze znaną chorobą i patologią, a w Polsce ludzie też potrafią pić jak ludzie. Jednakowoż te narody się różnią kulturą picia i rodzajami spożywanych alkoholi. 


Kolejna kwestia to alkohol do jedzenia. Ludzie tu chodzą często do restauracji, barów, kawiarni i to nie tylko miastowi, nie tylko burżuje. Każdy. Młodzi spotykają się z przyjaciółmi z raz w tygodniu systematycznie. Rodziny wychodzą do knajp często na obiady, gdzie rodzice i uprawnione duże dzieci zamawiają alkohol. Emeryci też zbierają się w knajpach w swoich grupach kumpelskich. Większość pije tam jakiś alkohol. Jedno piwo, jedna lampka wina. Czasem dwie, ale nie wiadro w każdym razie. Na poprawę apetytu, na trawienie, na zdrowie, nie żeby się napróć.

Każda rodzina ma w domu alkohol - w garażu skrzynkę ulubionej marki piwa, w lodówce kilka flaszek ulubionego wina, w szafce whisky, gin, rum. Nie ważne bogaty czy biedny, wysoko wykształcony bankier czy zwykły robol po zawodówce. Zapasy różnią się marka i ilością wyboru, ale większość Flamandów ma w domu najróżniejsze alkohole na stanie zawsze. Ale nie są oni alkoholikami. 

Emeryci kupują mnóstwo alkoholu i piją go systematycznie. Ci których znam, ludzie po 70tce, 80tce piją codziennie lampeczkę winka lub jedno piwko. CODZIENNIE! No i może dlatego Belgowie należą do najdłużej żyjących narodów. Kto wie? W każdym razie, jak widać, ich to zdecydowanie nie zabija, jak mi w Polsce wmawiano przez całe życie. 

W końcu dochodzimy do rodzaju pitych alkoholi.

W Belgii piwo, winko. W Polsce wódka to podstawa.

Nie dawno nawet znajomy sąsiadki wspominał wesele, na którym był przed kilkoma laty w Polsce u znajomych Polaków. Ten Flamand wspominał tę imprezę z przyjemnością i wymieniał wszystkie rzeczy, które dla niego były inne i fascynujące. Wódka jednak dla niego była szokiem. Nie to że był tym zgorszony czy coś, po prostu w głowie mu się nie mieściło, że tylko wódka była na stołach, bo w Belgii czegoś takiego na weselach nie widział. Sąsiadka mu nawet nie bardzo chciała uwierzyć (to ludzie z pokolenia moich rodziców).

Nie dawno jakoś wywiązała się też rozmowa o alkoholach u moich nowych klientów. Starsze małżeństwo wypytuje mnie o kraj, z którego pochodzę, zwyczaje itd. No i pytają, czy wódkę lubię, bo wiedzą że w Polsce i Rosji pija się właśnie czystą wódkę. Babcia pyta, czy do posiłku też w Polsce pija się wódkę, ale jej małżonek wyprzedza mnie w odpowiedzi, wspominając że przecież jak byli kiedyś w rosyjskiej restauracji w Antwerpii to do posiłku otrzymali wódkę i jeszcze musieli kieliszek za siebie rzucić, by się rozbił, dzięki czemu zapamiętali dobrze tę restaurację i ten dzień. Belgowie jednak nie piją wódki na codzień. Piją piwo i wino. Niektórzy, zwykle bardziej zamożni, pijają też np koniaczek. Tyle, że to jest kieliszek a nie cała flacha. Wódkę czy inne tego typu trunki często też do różnych drinków dodają.

Belgowie preferują bowiem lekkie alkohole, w małych ilościach, ale często, praktycznie codziennie. Polacy dużo mocnego na raz przy jakiejś konkretnej okazji. 

To jest spora różnica, a jednak mam podejrzenia, że wielu rodaków nie potrafi (albo nie chce) jej dostrzec ani zrozumieć jej konsekwencji dla zwykłego obywatela i postrzegania alkoholu przez społeczeństwo.

Teraz moje wspomnienia z PL.

Pracowałam w bibliotece w centrum wsi, koło szkoły, gdzie był też sklep oraz kościółek.

 Codzienny obrazek to faceci szczający pod murem albo pod drzewem, bo po piwsku szczać się chce a jeszcze kilka piw przed zamknieciem sklepu trzeba obalić.

 Codzienna rzeczywistość to kilku mieszkańców płci obojga od rana do wieczora stojących lub siedzących w tym sklepie z piwem w ręce. Niektórzy nie będący w stanie nawet ustać prosto bez podpierania ale świetnie opawiadających sprośne dowcipy i przeklinający. A wśród tych pijusów i smrodu przetrawionego alkoholu dzieciaki z tornistrami stojące po lekcjach po lizaka albo na przerwach przylatujące po bułkę. Od czasu do czasu ktoś bardziej cywilizowany zadzwonił po policję, ale na hasło „policja” albo  „obce auto” wszyscy chowali piwo pod sweter i wychodzili ze sklepu. Wszyscy święci, nikt nie widział, nie słyszał, nie powie.

Ważne jednak, że na szkolnej imprezie nikt piwa nie wypił, bo to by było straszne, gorszące, szokujące i karygodne. 

I uwaga, moja wioska to nie był przecież jakiś patologiczny wyjątek! To przecież typowa polska wioskowa i małomiasteczkowa rzeczywistość! Mąż jeździ co roku do Polski i tam w swojej wsi chodzi do sklepu. Obrazek jak wyżej, tyle że w wakacje dziatwa nie ma tornistrów. Nic się nie zmieniło zatem w ciągu tych kilku lat mojego tam niebytu. Należy zatem podejrzewać, że te młode dziewczyny mogą mieć podobne wspomnienia i doświadczenia z ojczyzny. Tyle, że Belgia to NA SZCZĘŚCIE nie jest druga Polska i dobrze by było być tego świadomym przekraczając granice. Widzę jednak, że wielu nie jest.

Inny obrazek, widziany systematycznie przez takie czy inne polskie okno, czy gdzieś tam podczas takich czy innych wędrówek po tamtym kraju czy po gazetach lub internetach. Zatrzymuje się auto, w którym siedzi cała rodzina. On i ona z przodu. Z tyłu troje czy dwoje dzieci. Wysiadają. Kierowca się przerwraca i nie moźe wstać, bo tak jest pijany. Dobrze jednak, że w szkołach nie podają piwa, to tylko z imienin i wszystkich świętych rodzinę wiezie pijany kierowca, a po pasowaniu ucznia i dnia babci wracają wszyscy trzeźwi. 

W Belgii nie pije się pod sklepami. A nie, sorry, czekaj, wróć. Widuję od czasu do czasu pod sklepami albo w krzakach chłopów w ubraniach roboczych z piwem w ręce. Mówią zwykle po polsku albo po rumuńsku i są pokazywani palcami przez tubylców. Ciekawe, czy ich też gorszy widok piwa na szkolnej belgijskiej imprezie…? 

Dlatego właśnie mając w głowie ciągle te i podobne obrazki, śmiech mnie zbiera na to zgorszenie Matek Polek na widok piwa sprzedawanego na belgijskich imprezach szkolnych, z których to imprez nikt nie wychodzi pijany, nikt nie rozbija flaszek o mur (tak robią systematycznie polscy sąsiedzi naszych flamandzkich znajomych), nikt nie szczy pod szkolnym murem, no i po szkolnej imprezie nie musi wstępować na piwo do sklepu. Tragedia po prostu.

Ludzie, a czy wy potraficie trzeźwo ocenić otaczającą was rzeczywistość? Zobaczyć rzeczy takimi jakie faktycznie są, a nie jakimi wam kazano myśleć, że są? Czy potraficie przyjąć do wiadomości, iż to że wasz sąsiad, wujek, ojciec, partner, wy sami (niepotrzebne skreślić) nie zna umiaru w piciu alkoholu, nie potrafi się kontrolować, to wcale nie znaczy, że inni ludzie nie potrafią pić kulturalnie i z umiarem?  

 Zapomnijcie choć raz, o tym co mówił wam jakiś czarny na religii i co babcia wam mówiła potrząsając przed wami różańcem. Spróbujcie użyć raz własnego mózgu, własnych zmysłów, własnej wiedzy i doświadczenia, a potem wyciągnijcie całkowicie samodzielnie z tego wszystkiego wnioski. Wbrew temu, co mówią, myślenie nie boli ani diabeł nikogo przez to nie opęta (raczej wprost przeciwnie).

Tylko uwaga. Wyniki myślenia samodzielnego i trzeźwej oceny rzeczywistości mogą być dla was zaskakujące a nawet szokujące. Może się nawet okazać, że dwa i dwa to wcale nie jest siedem, jak wam mówiono, a zwyczajnie cztery, jak mówi matematyka.

Ja dziś, jako w miarę wolny i świadomy człowiek, samodzielnie decydujący o swoim życiu, testuję najróżniejsze piwa i lubię sobie zwyczajnie od czasu wypić piwerko po robocie albo w weekendzik. Systematycznie wypijam lampkę wina lub piwko z moimi klientami po skończonej pracy. Dziś wiem, że to wszystko jest normalne, zwyczajne, ludzkie i nie ma w tym nic a nic złego ani gorszącego.

Od czasu do czasu wypijam cydr, piwko czy lampeczkę winka razem z moimi nastoletnimi (ale uprawnionymi do legalnego spożywania i zakupu alkoholu) córkami i także nie widzę w tym niczego zdrożnego ani złego. Od tych córek wiem, że większość ich rówieśników również pija od czasu do czasu alkohol razem ze swoimi rodzinami podczas rodzinnych uroczystości. Bo po pierwsze, jak możesz, to nie jest to takie ciekawe, jak zakazane rzeczy. Po drugie, lepiej jak dziecko wypije to piwo pod okiem matki i jak jest okazja wtedy porozmawiać o zagrożeniach z tym związanych, niż jak próbuje tego z równie niedoświadczonymi rówieśnikami. 

Opinie można na temat alkoholu mieć różne. Można alkohol lubić i go nie lubić. Można go pić jak ja albo być abstynentem jak mój mąż. Pięknie jest się róznić i ciekawie jest wymieniać się doświadczeniami i opiniami. 

Jednak gdy ktoś mi mówi, że jestem głupią, nienormalną Belguską, bo sprzedaję i piję alkohol na szkolnej imprezie to powinien się liczyć, z zaliczeniem plaskacza na swoim paskudnym ryju, gdy będzie w moim zasięgu a i w necie potrafię być suką, gdy ktoś mnie wkurzy, choć staram się być w miarę kulturalna ale raczej bardzo kąśliwie i złośliwie kulturalna…

 Niby mam świadomość, że jak komuś mamusia naturcia rozumku mało dała to on biedaczyna nic na to nie poradzi, ale też ja nic na to nie poradzę, że mam alergię na głupotę i polactwo i że z każdym dniem mniej mnie obchodzi, co ludzie poczują, gdy o nich napiszę. 

I uwaga, w tym wpisie nie chodzi o przekonywanie kogokolwiek do picia alkoholu, ale o przekonanie do samodzielnego myślenia i zajęcia się przede wszystkim ogarnięciem własnego życiowego pierdolnika a nie cudzego. 

I o szacunek należny temu krajowi i ludziom, wśród których się mieszka oraz wdzięczność za dobrodziejstwa, z których się tu korzysta. Jeśli jednak uważa się, że Belgia i Belgowie na szacunek nie zasługują i że nie mają niczego wartościowego do zaoferowania, to nie widzę najmniejszego powodu, byście tu tkwili. Pakujemy się i wracamy do ojczyzny. I niech was gówno prowadzi. 











6 komentarzy:

  1. Przeczytałam ten wpis jakiś czas temu, nawet komentarz długi wklepałam, ale potem przez przypadek mi się skasował.
    Napiszę więc tylko, że zgadzam się z Tobą i dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadkowo skasowane lub niedające się opublikować komentarze to zmora internetu. Mnie to zawsze mocno dołuje na chwilę. Dziękuję zatem tym goręcej za Twój komentarz, że Ci się chciało jeszcze cokolwiek napisać po raz wtóry :-)

      Usuń
  2. Chciało mi się, bo Twój artykuł zapadł mi w pamięć.
    Piszesz z odwagą i pazurem. Doceniam bardzo Twą odwagę i szczerość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwrócę uwagę na jedną sprawę. W Polsce pije się przede wszystkim piwo. Polska znajduje się na piątym miejscu na świecie pod względem sporzycia piwa na głowę. Nie spotkałem się z tym aby na codzień pito wódekę. A wesela to inna sprawa. A porównywanie Polski do Rosji to już nieporozumienie. To inny kraj i inna kultura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spotkałeś się z tym, że Polacy na co dzień piją wódkę?! No to czegoś nowego się nauczyłam teraz. Serio. Nie wiedziałam bowiem, że takie miejsca w PL istnieją. Jeśli Cię dziwi wzrucenie Polski i Rosji do jednego worka to chyba jesteś dosyć młodym człowiekiem i już w innej niż ja Polsce się wychowałeś.

      Usuń
  4. Roczne spożycie piwa na głowę w Europie ( w litrach ):
    1. Czechy 140,0
    2. Austria 107,8
    3. Rumunia 100,3
    4. Niemcy 99,0
    5. Polska 97,7
    6. Irlandia 92,9
    7. Hiszpania 88,8
    8. Chorwacja 85,5
    9. Łotwa 81,4
    10. Estonia 80,5
    Dodam tylko, że w Europie jest 47 państw.
    Z pewnością są Polacy pijący codziennie wódkę, tak samo jak znajdą się tacy Belgowie. Z pewnością wódka nie jest w Polsce podstawą.
    Jeśli chodzi o picie alkoholu to, moim zdaniem nie powinno się go pić w miejscu pracy a takim jest na pewno szkoła. Alkohol jest bardzo groźną używką i do tego legalną z powodów kulturowych. Wiele tak zwanych narkotyków ma mniej destrukcyjny wpływ niż alkohol.
    Co do mojego wieku to nie jestem młody, urodziłem się jeszcze w PRLu. Polska i Rosja były wtedy w bloku wschodnim. Jednak od jego upadku minęło już ponad 30 lat! Za kilkanaście lat dłużej będzie trwał ład post zimnowojenny niż z czasów zimnej wojny (1945-1991).

    OdpowiedzUsuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima