3 września 2022

Babcia gangster, czyli inna strona dojeżdżania z wolontariuszami

 W poprzednim wpisie zachwycałam się dowozem pacjentów przez wolontariuszy, a dziś sobie dla równowagi na to ponarzekam.



W tym tygodniu trafiła mi się bowiem postrzelona staruszka, która dostarczyła mi sporo adrenaliny. 

Gdy dzwonią do mnie z funduszu zdrowia, znaczy z firmy, która dla funduszu reguluje przewozy, pielęgniarki, sprzątaczki itd, to zawsze informują o której szofer przyjedzie. W moim przypadku, czyli takiej a nie innej odległości od szpitala, jest to zwykle 45 minut do godziny przed zaplanowaną wizytą w szpitalu. Tak było i tym razem…

Tyle tylko, że babcia postanowiła zrobić mi niespodziankę i zamiast o 7. 45, przyjechała w pierwszy dzień przed siódmą. A ja w skarpetkach, torebka nie spakowana, kawa nie wypita, no bo dopiero jadłam. I tak dobrze, że nie mam zwyczaju jeść w piżamie, jak niektórzy… Nic to, na szybciora wzułam trampki, wrzuciłam telefon i szpitalną dokumentację do plecaka i pojechałam. Babcia przyjechała razem se swoim nota bene fajnym psem pikusiem jakimś małym skrakiem 🚗.  Zapitalała jednak  tym rupieciem jak z macochą do piekła. Jak opętana jakaś. 

Ja normalnie nie lubię szybkiej jazdy. W ogóle jazdy samochodem. Ciągle mam traumę po tym, jak 20 lat temu prawie zostałam skasowana przez tira, który wyjechał nagle z podporządkowanej w dupie mając, że jakaś rowerzystka ma jakieś pierwszeństwo, i jak  w ostateczności tylko zostałam potrącona przez osobówkę. Przez długi czas panicznie się bałam jazdy samochodem. 

A ta porąbana babcia zapitalała tym swoim malutkim autkiem! I to jeszcze żeby po prostu zapitalała, to nic. Po 20 latach aż tak się już nie boję, ale ona jeździ koszmarnie niebezpiecznie. Jak pijana albo naćpana a do tego ślepa. Pierwszego dnia tylko ze dwa razy zaszurała kołami po krawężniku i ze trzy razy zjechała na lewy pas, ale w czwartek, jak po mnie przyjechała wpół do siódmej, to było jeszcze ciemnawo, bo lekko pochmurno było i ona chyba nie widzi za dobrze po zmroku… To już był hardcore. 😵‍💫😱

Nie wiem, ile wykroczeń popełniła podczas tych trzech dni, ale palców raczej braknie, by zliczyć…

Zonę 30 pod szkołą przedarła z prędkością powyżej 60 km/h. Już samo to sugeruje wysłanie jej na psychotesty i zabranie prawa jazdy (o ile ona jakiekolwiek ma).

W którymś momencie w strefie 50 przed nami był samochód, który jechał UWAGA ok 50 km/h, bo tyle pokazywał babcin licznik i tyle wyświetlało na miernikach prędkości, które stoją tu i ówdzie. A babcia się drze za kierownicą  „no chłopie, rusz się szybciej!”.

Ścina wszystkie zakręty ciągle jadąc z nadmierną prędkością.

No i ten pochmurny poranek. Borze zielony! Najstraszniejszy rollercoaster dostarczy ci mniej adrenaliny niż jazda z taką wolontariuszką! Rollercoaster jest przynajmniej przewidywalny i o wiele bardziej bezpieczny. 

Babcia chwilę na prawym pasie, chwilę na lewym, chwilę na ścieżce rowerowej, tu i ówdzie na chodniku. Co kawałek szoruje kołami o krawężnik. I cały czas noga na gazie bez względu na okoliczności. Babcia nie baczy, że na polnych dziurawych i wąskich drogach pomiędzy polami kukurydzy normalni ludzie jeżdżą inaczej niż w mieście na szerokiej ulicy. Albo przynajmniej powinni inaczej jeździć.

Jak przejechała przez tory, myślałam że podwozie całkiem odpadnie. No wariatka! A jeszcze jaka zdziwiona, że tak rzuciło autem.

Dotąd jednak uważałam, że może ja nienawykła do samochodów po prostu jestem przewrażliwiona, no ale jak babuszka wjechała w czwartek po południu na zamkniętą drogę (stosownych znaków tam stało zatrzęsienie⛔️) ,którą wcześniej jeździłyśmy, bo była otwarta, mimo że rano pokazałam jej dobrą, właściwą i nie wiele dłuższą drogę, to zaczęłam wątpić w jej stan umysłu. A jak chwilę później zatrzymała się przed zaporą, wysiadła i przestawiła zaporę, by z dumą przejechać, tak jak chciała, to już całkiem zwątpiłam. 🫣😳

Na szczęście to był ostatni z nią dzień. 

Takich zagrywek spodziewałabym się po dwudziestolatkach, ale po emerytce w życiu, a już na pewno nie po normalnych, odpowiedzialnych dorosłych emocjonalnie i fizycznie ludziach. 

To już nawet nie jest śmieszne. To nawet nie jest żałosne. To jest zwyczajnie przerażające. Szczególnie, gdy człowiek sobie uzmysłowi, że takich przypałów na drogach jest więcej. I że na takich czubów może trafić np moje dziecko jadące do szkoły spokojnie rowerem lub idące na nogach. Przejażdżka z taką furiatką uzmysławia, że nigdzie człowiek nie jest bezpieczny jako użytkownik drogi, jako uczestnik ruchu. Nawet jak idzie na nogach czy jedzie rowerem. Zwłaszcza wtedy, bo wtedy nie ma żadnego zabezpieczenia, żadnej ochrony. 

Zastanawiam się tylko, czy powinnam to zgłosić w tej firmie, w moim funduszu…? Bo ta baba jest przecież niebezpieczna i dla siebie, i dla ludzi których przewozi, i dla wszystkich innych uczestników ruchu. Ona zdaje się być nieświadoma swojego wieku i swoich ograniczeń z tym związanych ani tego jak jeździ. O znajomości i przestrzeganiu przepisów nawet nie mówię.

Kurde, ludzie w pewnym wieku powinni być systematycznie kierowani na adekwatne badania i testy, które by sprawdzały, czy mogą jeszcze prowadzić pojazdy. Takie jest moje zdanie.

Do tego to przyjeżdżanie o innej godzinie niż umówione, bo ona tak chce. Noż kurwa, jak ktoś nie ma czasu, by pojechać wtedy a wtedy, to niech mówi, że nie da rady i tyle, a nie że babka się pcha na siłę, a potem nie wyrabia. To że staruszka nie ma co robić po nocy, to gówno to kogo obchodzi. Niech se w pasjansa pogra albo pomodlić się pójdzie. 

Gdyby mi ktoś powiedział, że nie ma na ten czy inny dzień szofera, to bym se skuterem pojechała czy małżonka albo nawet sąsiadkę poprosiła, ale nie - mówią że ktoś po mnie GODZINĘ wcześniej przyjedzie, a baba przyjeżdża 3 i pół godziny wcześniej, jak w czwartek, bo taki miała kaprys, bo potem kogoś innego wiezie. Jak kogo innego wiezie, to po kij się godzi na kolejnych ludzi?! Niektórych ludzi chyba nigdy nie zrozumiem.

Dobrze że Młody ma 10 lat, jest rozgarnięty i samodzielny i mógł sam do szkoły w ten pierwszy dzień pojechać rowerem. Nie zmienia to faktu, że mnie to wkurzyło jak szlag, bo nie lubię, jak mnie ktoś w bambuko robi. No i zwyczajnie w ten pierwszy dzień chciałam swoje najmłodsze dziecko wyprawić do szkoły i odprowadzić, bo tak się należy, bo to już ostatni jego rok w podstawówce. Zwłaszcza że radioterapię miałam o 10 więc wystarczyło o 9:15 wyjechać a nie o 6:20. 

No ale nic to. W piątek już normalny i miły kierowca przyjechał. 


Młody cieszy się z rozpoczęcia roku szkolnego

Wstępne przywitanie szkoły odbyło się w poniedziałek wieczorem. Nie było obowiązkowe, ale przyszła większość uczniów wraz z rodzicami i to zwykle z obydwojgiem.

 Można było zobaczyć swoje klasy i poznać wychowawcę oraz znaleźć swoje wyznaczone miejsce. U nas bowiem miejsca w klasie są wyznaczane przez nauczycieli i co miesiąc jest zmiana. W klasie Młodego ławki są ustawione różnie - niektórzy siedzą osobno, inni po dwoje, a jeszcze inni w 5 osób. Biurko nauczyciela jest z tyłu klasy. Młody siedzi z czterema dziewczynami, na co koledzy orzekli z uśmiechem: „ten jak zwykle wśród dziewczyn”. 

Szóstoklasiści już tego pierwszego dnia pokazali swoją wyjątkowość ;-). Zastępczyni dyrektorki (która jest na zwolnieniu lekarskim) chodziła od klasy do klasy i się przedstawiała oraz poznawała rodziców i dzieci. Na koniec dotarłszy i do naszej klasy, w drzwiach zagaiła - No a jak tam szóstoklasiści widzą początek roku…? - Wtedy dotarło do niej, że coś tu nie gra. Rozejrzała się po klasie i ze śmiechem dodała - W szóstej są, jak widzę tylko tatusiowie i mamusie, a gdzie, przepraszam bardzo, są uczniowie? 

Wtedy zagadani rodzice też się rozejrzeli wokół i zaśmiewając się odrzekli chórem, że dzieci teraz muszą się jeszcze wolnym nacieszyć i w czwartek dopiero zaczną. A dziatwa oczywiście gnała razem w tym czasie po szkolnym podwórku dzieląc się wrażeniami wakacyjnymi. Kto by tam się starymi i belframi przejmował. Toż to już wszystko nastolatki. 

Młody cieszył się z rozpoczęcia roku, choć też i trochę żałował, iż laba już się skończyła. Radował się, że znów zobaczy wszystkich kolegów i koleżanki i że będzie znowu z nimi się umawiał na granie i gadanie po lekcjach, a może i na rowery czasem razem wyskoczą.

Wróciwszy ze szkoły pierwszego wrzesnia i zastawszy mnie w ogrodzie, gdzie czytałam książkę, porzucił rower i od razu wykrzyknął, że super było pierwszy dzień w szkole. I że „meester” jest fajny. W tym roku bowiem mają pana nauczyciela-wychowawcę, a tylko wf i etykę prowadzić będą panie nauczycielki. 

I tak oto nasz sprytny dziesięciolatek znalazł się w szóstej ostatniej klasie szkoły podstawowej. Za rok o tym czasie już będzie w jakiejś średniej szkole startował. 

Szóstoklasistą być to poważna sprawa. Na tej klasie spoczywa trochę różnych obowiązków i zadań, ale też mogą jako najstarsi cieszyć się pewnymi przywilejami w szkole.

Najfajniejszym chyba jest prowadzenie szkolnego radia, czyli m.in. puszczanie na przerwach muzyki. Czyni się to zwykle dwójkami po kolei. Inni uczniowie mogą zgłaszać na kartkach swoje życzenia muzyczne. Młody już czeka niecierpliwie na swoją kolej.

Na pierwszy rzut załapał się natomiast do śniadaniowozu, a dokładnie do zbierania rano na wózek pudełek z kanapkami po wszystkich klasach i zawożenie ich do jadalni windą, gdzie wkładane są do lodówki, by doczekały świeże na południową przerwę. 

Kolejnym ważną funkcją szóstorocznych jest zostanie opiekunem pierwszaków. Każdy szóstoklasista dostaje pod opiekę dwójkę czy trójkę maluchów. Starszaki chodzą czasem na lekcjach np czytać swoim podopiecznym, a na przerwach młodzi mogą do swojego opiekuna zwrócić się o pomoc, poskarżyć się etc. 

Młoda nadal uczy się w domu, ale początek roku to dla niej i tak trudny czas, bo szkolna trauma (PTSD ma potwierdzone u psychiatry) w tym czasie najwyraźniej jeszcze się przebija, gdy wszystkich opętuje szkolny szał i nawet w sklepach szkolne promocje… Depresja wyłania się wtedy z cienia i próbuje ją schwytać w swoje szpony… Ech… 

Najstarsza ciągle wstaje o piątej, by o siódmej spokojnie wyjechać rowerem do pracy i ciągle jest zadowolona. 

Susza

Pogoda jest nieciekawa. Znaczy wielu ludzi się naiwnie cieszy, bo gorąco i słonecznie jest ciągle od wielu tygodni, ale każdy normalny powinien dostrzec powagę sytuacji i choć odrobinę się zaniepokoić. 

Susza jest ogromna. Pastwiska wyschły na wiór. Krowy, konie, kucyki, osły czy owce, które o tej porze powinny zażerać się zieloną soczystą trawą stoją głodne! Gospodarze karmią ich sianem, sianokiszonką czy podeschniętą kukurydzą, czyli spasają zapasy przeznaczone na zimę. A biorąc pod uwagę fakt, że trawa na łąkach też uschła i nie urosła, należy zrozumieć, że nie będzie siana i nowych zapasów z czego zrobić, a to oznacza (gdyby ktoś z was dwa do dwóch nie potrafił sam dodać) iż w zimie te gadzięta też mogą nie mieć co jeść. Dla mniej rozgarniętych dodam, że krowa która mało je jest chuda, czyli mięcha będzie z niej mniej. Krowa która mało je, da też mniej mleka. 

No ale na polach - nie wiem czy wiecie - rośnie nie tylko trawa, ale też wszelakie warzywa i owoce. Może wielu (nie tylko miastowych) się zdziwi, ale i to bez dostatecznej ilości wody nie zaowocuje porządnie ani nie urośnie lub owoce odpadną, zanim dojrzeją. Co w połączeniu z aktualną wyjątkowo antyludzką polityką może oznaczać nasz głód.

Dzikie zwierzęta, ptaki, zajączki, jeżyki, żabki bez wody umierają, a i jedzenia też nie znajdą, bo uschły rośliny a robaki jeśli nie zdechły to się schowały porządnie… Zapowiadają jakiś deszcz i niechby zaczęło w końcu padać.

A tu słyszę, jak kretyn jeden z drugim mówi beztrosko: przyroda szybko się opamięta, jak tylko deszcz spadnie i dawaj nalewać wodę do basenu, dawaj myć samochód i szorować podjazd karcherem, by za chwilę pierdolić smęty jakim to wspaniałym wynalazkiem jest samochód elektryczny i jak to jego baterie słoneczne na dachu uratują planetę. Spora część pewnie też ciągle myśli, że czekoladowe mleko dają brązowe krowy. Prosto do kartoników 🐮.

 Jedno jest pewne - głupota i ignorancja społeczeństwa jest ciągle na bardzo wysokim poziomie. Śmieszne np (choć jest to raczej śmiech przez łzy) jest, że większość Belgów w tym momencie martwi się o OGRZEWANIE DOMU NADCHODZĄCEJ ZIMY! 🤦🏻‍♀️Tylko tej jednej konkretnej jedynej zimy 2022 🤨. Biedacy!

Faktycznie ogrzewanie domu w Belgii, gdzie temperatury spadają max do minus 10 stopni i to już w extremalnych przypadkach, bo większość czasu temperatura jest powyżej 0,  jest tu największym problemem. Jprdl! Zastanawiam się, jaki procent jest świadomy faktycznych konsekwencji rosnących cen prądu i gazu tudzież ewentualnego całkowitego braku dostaw tegoż. Ilu ludzi zdaje sobie sprawę, że jak się nic nie poprawi (a nie zanosi się za bardzo) to popadają takie przybytki jak piekarnie, browary (o tym już jest w gazetach), przedsiębiorstwa… No i pytanie retoryczne, które sobie zadaję - a co jak szpitalom zabraknie prądu, gazu, paliwa do generatorów? 

No i najważniejsze, wszystkiemu oczywiście winien Władymyr i polityka  России . I tak że tym razem nie Tusk 🥸😅. Kowidemia nie ma z tym nic wspólnego. W ogóle. Ani tym bardziej wszelakie inne patologiczne autodestrukcyjne działania rządów zachodnich. Czy wielkich korporacji. 

🪓…🐑🐑🐑🐑🐑🐑🐏🐑🐏🐑🐑🐑🐑🐑🐑🐑🐑

No dobra, na co dzień nie rozpamiętuję stanu umysłowego baranów. Żyję sobie w swojej zagrodzie ciesząc się, że jeszcze mam wodę i to nawet ciepłą, bo wiem jak to jest nosić zimną ze studni i w zimnej się kąpać codziennie. Cieszę się, że jeszcze ciągle mam strawę i mogę się najeść do syta, bo wiem jak to jest wpieprzać podeschnięty i podpleśniały chleb z musztardą codziennie na śniadanie, obiad i kolację. Cieszę się, że jest ciepło, bo niezbyt miło wspominam czasy, gdy spałam w 3 warstwach ubrań pod 2 kołdrami, bo w pokoju miałam 0-5 stopni ciepła. 

Korzystam z wszystkiego dobrodziejstwa radośnie, póki mogę, bo nikt nie zna dnia ani godziny. Nie wiadomo, co kolejny dzień przyniesie. 



A w poprzedni weekend znowu bawiliśmy się w lesie z naszymi znajomymi i ich psami. Świetna rozrywka. 








4 komentarze:

  1. Starcie z tirem miał brat mojego ojca, tez na rowerze, długo leżał w szpitalu, a gdy wydobrzał, lekarze przyznali, że nie dawali mu szans.
    Myślę, że powinnaś to zgłosić, bo o wypadek nie trudno, w dodatku naraża innych.
    Początek roku w szkołach, a ja wolna jak ptak, musze tylko wpaść do pracy by przekazać pewne rzeczy następczyni, ale ogólnie spaceruje, czytam, cieszę się czasem wolnym i czekam na obliczenie emerytury.
    Wszystkiego dobrego dla całej Waszej gromadki:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. życzę Ci jak najwięcej radości z tego zasłużonego czasu wolnego no i odpowiedniej ilości emerytury :-)

      Usuń
  2. ciekawe te dowozy na radio. U nas nie ma takich udogodnień jedyne co pamiętam, że ponad 20 lat temu jak mój ojciec chorował na nerki i miał dializy to wtedy faktycznie wozili go tam i z powrotem ale to transport medyczny nie jacyś wolontariusze. Ale nie wiem jak to jest teraz. Czasem jak jechał przed 8:00 to się zabierałam z nimi i wyrzucali mnie pod szkołą :D

    Co do suszy u nas to samo. Jeziora wysychają widziałam ostatnio filmik znad jeziora Garda we Włoszech takie porównianie z zeszłego roku i teraz to kilkaset metrów się skurczyło :O

    Co do szkoły to moja siostrzenica rozpoczyna pierwszą klasę i szczęka mi opadła bo mają ławki jedynki i wszyscy siedzą osobno. Dziwaczny pomysł.

    Co do ogrzewania zesramy się wszyscy. U nas już rypsają czynsze co miesiąc w górę a po rozliczeniu tegorocznego ogrzewania to już będzie masakra jak nam to przeliczą potem zaliczkowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dojazdy z wolontariuszami to faktycznie dobre rozwiązanie, jak się nie ma swojego auta albo nie może jeździć, ale też trzeba mieć potem czym faktury zapłacić, bo choć mają 100% zwrócić to jednak najpierw trzeba będzie te paręset euro wybulić. U nas też często siedzą osobno, ale moje dzieci to akurat wielce sobie ceniły, bo nikt im nie przeszkadzał w czasie lekcji. Często jednak ławki wędrują po klasie i najróżniejsze ustawienia przyjmują - raz osobno, raz wkoło, raz po kilka. W naszej podstawówce są pojedyncze ławki z otwieranym blatem, gdzie wszystkie potrzebne rzeczy ma każdy uczeń. Każdy rocznik ma też swoją salę, gdzie odbywa się większość zajęć z wychowawcą. Tylko etyka/religie i wf są gdzie indziej i z kim innym.
      My też płacimy abonamenty co miesiąc i do niedawna wychodziło nam prąd plus gaz ok 200€/mc a teraz płacimy już 500, ale sugestia względem aktualnych cen to już chyba z 8 stów (przestaliśmy to nawet sprawdzać na naszym profilu u dostawcy energii), ale póki co to nie jest możliwe do płacenia, bo wypłaty wciąż te same… W tym roku już ludzie po kilka tysięcy dostali do zapłaty po rozliczeniu, ale w następnym roku to dopiero będzie zabawa. Zaczęły się jednak już akcje - nie płacimy faktur, które cieszą się już dużym zainteresowaniem… Nie zmienia to faktu, że ogrzewanie to mały pikuś w tym kraju w porównaniu z innymi kwestiami, ale to głowa mała.

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima