15 marca 2024

Kto idzie w piżamie do roboty i do szkoły?

Dni mijają szybko. Trzeba więc szybko wszystko robić: szybko spać, szybko wstawać, szybko jeść, szybko sprzątać, szybko gotować, szybko zapieprzać do roboty i z roboty albo do szkoły i ze szkoły, szybko robić pranie, szybko je rozwieszać i jeszcze szybciej zbierać, bo przecież zwykle po 5 minutach zaczyna padać haha. 

Niektóre z tych rzeczy z braku czasu, sił i chęci często zwyczajnie się pomija. Często zatem zamiast gotowania wpieprza się frytki z budki, jakiegoś kebsa czy kanapki 3 razy dziennie. Na bałagan i syf przymyka się oko - przewróciło się, niech leży... Nasz salon nigdy nie był jakis wystawny, bo  też gości nie przyjmujemy raczej za często, więc mamy na to - jak to mówią - wyjebane, ale teraz poza worami siana i trocin oraz suszarką do ubrań, kolekcjonuję tu najróżniejsze przydasie, typu kartony i kartoniki, wszelakie akcesoria artystyczno-plastyczne, laminatory, zszywacze, pistolery do kleju i inne tam takie pierdolniki... I co? Nico! Co kogo gówno obchodzi, jak my se dom meblujemy i kiedy sprzątamy albo czy w ogóle.

Odkurzam kilka razy w tygodniu, bo przeco na wsi mieszkamy i syf sie do chałupy non stop wnosi na butach, no i od świń. Raz na tydzień myję podłogę, ale nie wysilam się przy tych czynnościach zbytnio i sprzątam byle jak, bo mam na to - jak już mówiłam - coraz bardziej wyjebane. Często - jak choćby teraz - wybieram siedzenie i nicnierobienie (stukanie tych głupot należy zdecydowanie do tej kategorii), bo TAK, bo nie chce mi się nic sensownego ani pożytecznego robić, bo jestem zmęczona, bo chcę choć przez kilka godzin, kilka chwil o niczym ważnym nie myśleć, bo potrzebuję poukładać trochę w głowie... To mi pomaga. Nie wiele, ale pomaga.

Dwa dni szkolne minęły jak mgnienie oka. Sympatycznie nawet, choć zadania nowe nam dodali. Jakże by inaczej. Śmiechu jednak też było sporo. Na którejś lekcji belferka zaśmiewając się do łez powiedziała, że takiej rąbniętej klasy to jeszcze nie miała i że za cholerę nie idzie u nas normalnie prowadzić lekcji... Zaiste,  to musi być trudne, ale też zajebiście zabawne ;-) Ona sama jednak co chwilę pali głupa.

A magnolie kwitną i mają to wszystko gdzieś.



W czwartek miałam dwa dyżury w świetlicy - i rano, i popołudniu. Postanowiłam, że rano pojadę skuterkiem, bo dwa razy dziennie kręcić rowerem po 10 km (po 5 w jedną stronę) to już lekki przesadyzm. No i ubrałam się jak na skuter: gruby sweter, gruba "skórzana" (z plastikowego renifera) kurtka, założyłam okulary, kask, a ta franca uboga nie zapaliła. No mało mnie szlag nie trafił. Wyszłam z domu na styk, bo skuterem przeciez szybko zajadę... Srali muchy będzie wiosna! Dup z powrotem do domu. Cisnęłam klucze i kask gdzieś w kuchni i poleciałam po Pana Rowera. Nie było czasu by się przebierać. Po kilometrze włożyłam kurtkę do sakwy (w drugiej miałam plecak). Zapieprzałam na pełnej petardzie i dojechałam w kwadrans do tej cholernej świetlicy. Byłam na czas. Minutę przed siódmą zadzwoniłam do drzwi. Pot lał mi się ciurkiem po plecach. Wypiłam kubek wody z kranu i poszłam się bawić z dziećmi. Z pomocą jednej nastolatki kierowałam budową tunelu z klocków. Tym razem dzieci chciały taki tunel, do którego same się zmieszczą. Zabawa wyśmienita. SERIO! Ja się na prawdę przy tym dobrze bawiłam. Wyciągnie za łapki pociągu z przedszkolaków wyjeżdżających na brzuchu z tunelu też mnie bawiło. Potem była akrobatyka... Jedna dziewczynka zapytała, czy potrzymam ją za ręce, by mogła wskoczyć mi nogami na pas a potem zrobić fikołka... Czemu nie! Moje dzieci też lubiły tę zabawę. Ba, ja też za gówniaka robiłam te fikołki z ojcem. 

Jak jedna pokazała, to 4 inne też oczywiście chciało spróbować. No i takie i tym podobne szaleństwa odprawiały się przez ponad godzinę. Potem pomaszerowaliśmy do szkół. Troje dzieci pokłóciło o to, kto będzie szedł ze mną. Aaaaa. W koncu jedna poszła z koleżanką, a ja miałam dwójkę. Obydwoje przez całą drogę gadali, gadali i gadali... Dosyć to męczące na dłuższą metę. Taa, wiekopomne odkrycie... Apka Zdrowie pokazała, że tego dnia zrobiłam 10 tysięcy kroków. Praca w świetlicy jest dobra by popracować nad kondycją i utrzymać kopyta w sprawności ;-)

Poza głupimi zabawami, uszczęśliwiłam też dzieci głupią zabawką. Nie ma to jak wstążka na kiju! Ganiali z tym po podwórku, kręcili, wirowali, trzepotali… wszyscy od najmłodszego do najstarszego bez względu na płeć, bo to dobra zabawka jest. A inne panie jakie zachwycone! Jeszcze się pytały, czy sama to zrobiłam... No bo faktycznie takiej skomplikowanej zabawki to byle kto nie skonstruuje, wiadomes.



Po powrocie do domu walnęłam się na chwilę na kanapę, ale zaraz mi się przypomniało, że u świń trzeba posprzątać... Pojawiła się Najstarsza, ale od razu zabrała się za robienie sałatki z pieczonych warzyw z sosem miodowo-humusowym,  do której składniki kupiła dzień wcześniej, więc jej nie wołałam do pomocy, bo sałatkę też z ochotę zjem przecież. 

Sałatka 

jest łatwa i pyszna. Wystraczy pokroić cebulę, paprykę, cukinię (ze skórką), batata (obranego). Wszystkie warzywa razem z ciecierzycą (z puszki) miesza się z oliwą i układa na blasze, a potem piecze 10 minut. W międzyczasie gotuje się makaron (orso albo świderki), może być tez ryż. Po ostudzeniu składników miesza się je z sosem zrobionym z humusu wymieszanego z łyżeczką miodu i odrobiną soku z cytryny oraz opcjonalnie z fetą (u nas feta wegańska Violife - dużo smaczniejdsza niż ta z mleka) PYCHOTA. Polecam nie tylko weganom.

Ja tymczasem znalazłam w sklepie znowu jakąś dziwną rzecz do jedzenia: pastę z nerkowców z malinami. Nie jakiś szał, ale dobre, tylko bardzo lepkie… Do podniebienia mi się kleiło. Nie wiem, czy kupię ponownie, ale warto było spróbować. 



W piątek rano popsuła się maszyna do kawy, co mnie bardziej wkurzyło niż popsuty skuter. Bez skutera można żyć, panie, ale bez dobrej kawy...? No okej, ja tam może i mogę, ale wątpię, czy Małżonek by dał rady. 

A tak tak, nie wiem czy mówiłam, ale moje życie bez kawy trwało dosyć krótko. Zaledwie kilka tygodni. I tak, mogę się bez kawy obejść spokojnie, tylko po co?  Jednak nie chcę, bo kawa jest jednak dosyć smaczna i ładnie pachnie i bo to jest ta jedna z coraz mniej licznych fajnych rzeczy, które lubię robić z partnerem. Gdy przychodzi weekend, Małżonek robi dla mnie kawę i sobie siedzimy przy kawei i gadamy albo po prostu siedzimy i nic nie robimy, albo oglądamy Netflixa, a kawa stoi i pachnie... A nie długo (mam nadzieję) będzie już ciepło i będziemy mogli pić kawę w ogródku, a picie kawy w ogródku jest jeszcze fajniejsze niż w domu. No i jak byśmy gdzieś znowu we dwoje sobie porowerowali albo autem pojechali to też sobie do kawiarni wejdziemy na kawę. Oczywiście, ja mogę sobie zamówić piwo a on wodę, ale to jakby słabe c'nie? On alkoholu nie pije, soków, coli czy fanty nie lubi, ja też nie. Herbata też jest słaba... herbata to do kanapek i do obiadu, a nie na romantyczną chwilę we dwoje ;-)

A tu ci się maszyna zepsuje! A idź pan ch'fuj... Zamówiłam nowego mini Krupsa za nie całe 60€ ciesząc się, że jeszcze miałam parę centów na koncie, a kolejny zasiłek chorobowy ma lada godzina wpłynąć... i że jeszcze czasem nas stać kupić jakiś mniej lub bardziej potrzebny drobny sprzęt domowy. A że czasem musimy się we troje zrzucać na ten sprzęt albo na jakąś fakturę to już inksza inkszość. Powoli do przodu.

zachód słońca nad kałużą łąkową


Pyjamadag

Dziś poszłam do świetlicy w onesie, bo mieliśmy pyjamadag, czyli dzień piżamy. W tym dniu myślimy cieplej o wszystkich dzieciach i młodzieży, którzy z powodu długotrwałej choroby nie mogą chodzić do szkoły i rozpowszechniamy wiedzę na temat BEDNET, czyli możliwości uczestnictwa w lekcjach i życiu swojej klasy przez internet. Organizacja BEDNET udostępnia potrzebującym, długo chorującym uczniom  i szkołom darmowy sprzęt i wspiera te dzieci, rodziców i nauczycieli. 

Więcej informacji znajdziecie na stronie: https://www.bednet.be/pyjamadag/wat-is-bednet-pyjamadag


Moja mentorka miała mnie dziś odwiedzić w świetlicy, ale ostatecznie przysłała tylko sms, że jej berbeć się rozchorował i musi się nim zająć. 

No i dobrze, że dziś nie była, bo taki panował chaos w świetlicy, że kręćka można było dostać...

Tymczasem do naszych chłopaków (Młodego i jego kolegów) jakieś gnoje się przypierdoliły. Goniły za nimi na rowerach i w końcu ich dopadli i jednemu z kolegów przywalili. Ojciec tamtego podobno od razu do dyrektora szkoły pojechał. Jestem pewna, że i drugi też już i do szkoły i na policję obleciał... Tamci rodzice proszą chłopaków, by znowu rano razem jeździli do szkoły, bo tak bezpieczniej jednak. Ostatnio tylko ze szkoły razem wracali i to nie zawsze, bo każdy sobie w swoim tempie wolał jeździć. Młody zasuwa szybko, drugi kolega woli sobie powolutku kręcić... No ale tłumaczymy Młodemu, że może faktycznie lepiej razem jeździć. Małżonek powiedział, że jak Młodego ktoś choć palcem tknie, to żeby miał cały tydzień gnoja szukać, to go znajdzie i nogi z dupy powyrywa. 

Policja tu tak samo przydatna jak i ich koledzy w Polsce, tak samo boją się gówniaków (bo nic im nie mogą przecież zrobić, więc udają, że nie widzą… 🙈🙉🙊). Zaczepianie dzieci w drodze ze szkoły czy stojących na przystanku a nawet pobicia nie są już niczym specjalnym w naszej gminie, do której w ostatnich latach mnóstwo patoli z całego świata się sprowadziło. Uroki mieszkania w pobliżu zafajdanej brudnej i spatalogizowanej stolicy. Przyzwyczajamy się do tego, ale gdy czasem człowiek się zastanowi chwilę, to skóra cierpnie na myśl, co tu będzie za rok, trzy, pięć…?

Córka mojej klasowej koleżanki (w wieku Młodego) też została napadnięta, gdy odwiedzała koleżankę w mieście i poszły na festyn. Dwóch gnoi wyrwało jej torebkę. Koleżanka mówi, że 7 minut czekała na połączenie z numerem alarmowym, zanim policja się zgłosiła. Dobrze, że to tylko rabunek... 

Ale czasów żeśmy się doczekali! 

 Nic to, jestem zarąbiście zmęczona i śpiąca. Zaraz zatem idę w kojo, a jutro i pojutrze będę odpoczywać... A nie wróć... zadania domowe przecież czekają i moje projekty też same się nie zrobią... Byle do ferii wielkanocnych! W drugi tydzień będę serio mieć ferie. W sensie, że do szkoły ani na staż nie będę chodzić...



Pan Rower oglądający zachód słońca za lasem


Pan Rower patrzący z kolegami i koleżankami na forsycje




5 komentarzy:

  1. W onsie wyglądasz bardzo seksownie. Świetna figura robi robotę
    Hanna Pastusiak z Kolorado

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy w takim włochatym onesie można wyglądać seksownie, ale dzięki :-)

      Usuń
  2. szczerze mówiąc u mnie wygląda trochę podobnie. Lubię porządek ale nienawidzę sprzątać dlatego w salonie najczęściej robię zdjęcia np. ubrań na sprzedaż albo jakichś pierdów i przyznaje sie że potem te szmaty nie od razu sprzątam tylko wiszą na krzesłach. Jak miałam króliki trzymałam w salonie wielki wór siana ale potem sie okazało, że mam alergie na jakieś trawy i nie dawałam rady wysiedzieć. Więc wór kupiłam tylko raz ale to był cały taki wielki snop siana spakowany do worka.

    A opakowania też zbieram bo sprzedaje na necie rzeczy i przedmioty które mi sie znudzą więc zbieram kartoniki wszelkiej wielkości i woreczki i folie bo nie wiadomo kiedy co mi się przyda.

    W tej piżamie na rowerze to nieźle musiałaś wyglądać :D

    Co do takich napadów na dzieci nie wiem czy to takie dziwne. U nas pewnie nie jakieś nagminne ale raczej zawsze tak było, że jakaś grupka szuka zaczepki z chłopakami z innej szkoły i się leją po lekcjach. To nawet za moich czasów tak było. Nie że coś ktoś kradł tylko zwyczajnie się okładali w imię "moja szkoła czy tam klasa lepsza". A mój mąż kiedyś jako licealista dostał wpiernicz na własnym osiedlu zanim się wytłumaczył, że on swój :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że i inni mają magazyn różności w pokoju. Małżonek, jak kiedyś pisałam, ma alergię na trociny, dletego teraz kupujemy konopie (dobrze choć świniom trawki kupić haha).
      Z piżamami na ulicy to tu norma w dzien piżamy. Tylko nieogary nie wiedzą o co chodzi. Jeszcze jak Młoda do szkoły chodziła to na dzień piżamy sporo młodzieży i belfrów ze szkoły średniej przyjeżdżało do szkoły w onesie na rowerach. Młoda do dziś wspomina wychowawczynię w onesie krowa łaciata z długim ogonem, ale większosć klasy też była wtedy w onesie. W tym roku sąsiadka (nieogarnieta, bo nie ma szkolnych dzieci) mnie zobaczyła, gdy wychodziłam i pyta o co chodzi, bo jak była w mieście rano to wszyscy tam po ulicy w tych piżamach chodzili i już miała do psychiatry dzwonić mówić, że nowe psychotropy jakieś skutki uboczne dają i ma omamy. Oczywiście nie każdy ma na tyle poczucie humoru i dystansu do siebie, by wyjśc w domu w takim przyodziewku. Ja jednak w lutym paradowałam kiedyś po lesie przebrana za pirata razem z moją córką przebraną za ducha pirata i kilkunastoma małymi piraciątkami z klasy naszego Młodego. Ludzie się pytali, czy to nie za wcześnie na halloween haha. No ale, nie wiem, czy u was media to pokazały, nasz minister edukacji się popisał idąc na wizytę do szkoły w Leuwen w majtochach z okazji dnia piżamy... :/
      Te napady to jednak trochę inne niż napierdalanki lokalsów na obcych, bo sztacheta-kwondo to i u nas na wsi w PL też było na porządku dziennym. Grupa naszego Młodego to nie ten typ, co się naparza z innymi - to bardziej typ nerda (Młody to jeszcze w piłke kopie i łobuzerskimi Arabami się koleguje, ale tamci dwaj to nawet sportu żadnego nie uprawiają, nie szwendają się po wsi i raczej czas w domu nad książkami spędzają - blade małe anemiczne chucherka. Na fb często czytam (na grupie naszej gminy), że dranie napadają czekających na autobus w każdym wieku i każdej płci, także starszych i dzieci. Ludzie czasem się w księgarni np chowają i dzwonią po policję, ale jak psy się zjawią to już dawno po łobuzach ani widu ani słychu. Zatem gdyby to chodziło o innych kolegów Młodego to tak samo bym pomyślała, że pewnie sami zaczęli a teraz biadolą, ale to nie zmienia faktu, że nadal jeśli jest to bicie dzieci nadal jest karalne, no bo nasi mają po 12 lat a tamci - jak twierdził Młody - to raczej młodzi dorośli.

      Usuń
    2. a no to faktycznie te napady nie ciekawa sprawa.

      Szkoda, że u nas takiego luzu nie ma żeby ludzie hasali w piżamach po mieście. Chyba za dziesiątki lat to do nas dojdzie. Póki co każdy bardziej odstający strój od razu jest zauważalny i się wszyscy gapią.

      Usuń

Komentujesz na własne ryzyko