5 kwietnia 2015

Gent, po naszemu 'Gandawa'


 Gent, stolica prowincji Flandria Wschodnia (Oost Vlanderen). Miasteczko to leży w północno-zachodniej części Belgii, tam gdzie rzeka Leie'a łączy się ze Skaldą. Tamte tereny - jak to zwykle w okolicach rzek bywało - zamieszkane były od bardzo dawna. 
Już za czasów Celtów życie tam się kręciło ładnie. Jak głoszą legendy, podobno pewien francuski mnich wskrzesił tam człowieka (jedni mówią, że babę, inni, że chłopa) i od tego momentu, ludzie zaczęli się nawracać na chrześcijaństwo... Ale to było dawno, teraz w zasadzie głównie puste, często rozpadające się, ale ciągle piękne kościoły, kapliczki oraz nazwy ulic, szkół, szpitali noszące w nazwie imiona świętych świadczą o tym, że w pewnym momencie Gent, jak i pozostała część Belgii było miejscem pełnym chrześcijan, katolików...






wejście do kościoła św. Stefana
Obiecaliśmy sobie jakiś czas temu, że jak pogoda dopisze w święta, wybierzemy się na polską Mszę do Gent i przy okazji pozwiedzamy to miasteczko, które po zdjęciach w Internecie wydawało nam się interesujące. Wczoraj było zimno i paskudnie, już nawet skłaniałam się ku wnioskom, że pewnie Bozia nie chce widzieć w kościółku takich bezbożników przebrzydłych, a jednak się okazało, że dziś pogoda była przepiękna - ciepło, bezwietrznie, a do tego urokliwe obłoczki na niebie... To musi być jakiś znak z niebios niewątpliwie... :-)
kościół Świętego Stefana


Gent po polsku nazywane jest Gandawa, nie mam pojęcia dlaczego, ale tutejsza nazwa jest krótsza, więc jej używać będę. Od nas do Gent jest około 50 km. Nasza wielce dowcipna nawigacja (czytaj: nie ma kto zaptaszkować opcji 'prowadź tylko głównymi drogami') czasem kieruje takimi śmiesznymi polnymi i zawijastymi drożynkami, że człowiek zupełnie traci orientację hehe. Dziś też prowadziła na początku drogą najgłupszą z możliwych, ale się jej słuchaliśmy, bo zdarza się odkryć faktycznie lepszą, krótszą, bezpieczniejszą trasę, ale nie tym razem... Nic to z powrotem już jej sie polepszyło i do domu wróciliśmy normalną drogą, na której mogą się minąć dwa samochody... Czasem komendy wgrane w nawigację brzmią prześmiesznie w niektórych momentach... Uchachaliśmy się zdrowo, gdy podczas jazdy drogą, na której 2 rowery mijają się z trudem, z nawi padła komenda 'trzymaj się lewego pasa'... haha juz trzymanie się drogi jako takiej jest nie lada wyzwaniem... Ciekawa jestem, czy wy też rozmawiacie do swojej nawigacji? albo do komputera? Ja i M zawsze! Dobrze, że dzisiejsze sprzęty jeszcze nie potrafią słuchać i odpowiadać...

No dobra, do rzeczy...
W Gent Msze po polsku odbywają się w Kościele Świętego Stefana przy ulicy Academiestraat 1. Informację tą znalazłam oczywiście w sieci. Podaję tu adres strony parafii, gdyby ktoś poszukiwał.
http://www.gent.parafia.info.pl/?p=main&what=130

Kościół z zewnątrz nie robi wrażenia, co można zobaczyć na załączonych zdjęciach. Jednak w środku bardzo ładny. Gdyby ktoś chciał zobaczyć, odsyłam także do strony: http://www.godsnaam.be/wereldwijd/belgie/gent_stefanus.htm

Jak to w polskich kościołach bywa i tu można było ujrzeć tłumy ludzi podczas Mszy. Już dojeżdżając na miejsce zauważyliśmy brak miejsc do zaparkowania w najbliższej okolicy podanego przez gps-a 'celu' i całe rodziny zmierzające zdecydowanie w jednym kierunku, wszędzie słychać było polski język... Nie wiem, może ja mam jakąś cholerną obsesję albo pecha, albo uprzedzenia, albo zbyt wygórowane oczekiwania, albo wszystko na raz, ale znowu odniosłam wrażenie, że Polak nie darzy sympatią Polaka nawet, a może zwłaszcza, pod kościołem.  Bo do jasnej ciasnej chyba każdy nie głuchy ani nie głupi i jak słyszy polski język, jak widzi ludzia zmierzającego do polskiego kościoła, to chyba czai, że to swój jest, że rodak, krajan... No żeby się kuźwa jeden do drugiego nie uśmiechnął, nie zagaił... Nie! udają, że ogłuchli i oślepli... Próbujesz się uśmiechać, to patrzą jak na głupa, spojrzenie mówi: 'a co ja cię, człowieku znam, że się do mnie szczerzysz?'. Pewnie, że nie pojechaliśmy tam w poszukiwaniu nowych polskich przyjaciół i miziania się do swoich, tylko by posłuchać Słowa Bożego po polsku choć raz do roku. Taką mamy potrzebę wewnętrzną. Ale czy nie było by milej, gdybyśmy się wśród swoich mogli poczuć bardziej swojsko? Marzenie ściętej głowy...
Nie dawno byłam z Młodym tutaj u nas na Mszy w niedzielę i klimat bardziej mi się podoba, tylko że za mało rozumiem, a to nie jest fajne. I jeszcze co mi się podoba w 'naszym' flamandzkim kościele, to że przy wejściu są kolorowanki, kredki i książeczki dla dzieci, które można zabrać do ławki i maluch ma zajęcie na czas mszy. Świetny pomysł. W polskim kościele też sobie Młody szybko znalazł zajęcie - właził do konfesjonału, skakał, turlał się z innymi malcami, ale tamte zaraz dostały opierdziel i zostały potelepane przez swoje porąbane (sorry, ale moje zdanie w tej kwestii jest jednoznaczne...) matki, po czym - co oczywiste i normalne w tej sytuacji - dzieci zaczynały płakać, chlipać i wyć przez najbliższe kilka, kilkanaście minut. Nie wydaje mi się, by Jezus mówiąc: 'Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie' akurat to miał na myśli, ale co ja tam wiem...
Ja tam wyznaję zasadę, że dopóki dziecko zachowuje się jak dziecko, czyli łazi, zagląda wszędzie, bawi się, turla się po podłodze to jest tak jak być powinno, bo w naturze normalnego i zdrowego dziecka nie leży godzinne siedzenie w miejscu. Interweniować się powinno, gdy zachowanie malucha zaczyna przypominać harce dzikiej małpy i zaczyna stanowić zagrożenie dla siebie i innych. To jednak moje nic nie znaczące zdanie.

Po wyjściu z kościoła od razu zauważyliśmy kawałek starego zamku wychylający się zza muru pobliskiej kamienicy, więc poszliśmy sprawdzić, czy to aby nie ta budowla, którą widzieliśmy w necie i którą mieliśmy na liście wartych zobaczenia. Tak, to było to zamczysko.
zamek Gravesteen

 Gravesteen, zamek hrabiów. Wspaniała budowla, jak wszystkie zamczyska. Uroku dodaje jej to, że wybudowano ją nad rzeką. W zamku mieści się muzeum broni i zbroi oraz narzędzi tortur. To musi być bardzo ciekawe, zwłaszcza te narzędzia tortur, ale dziś nie wchodziliśmy do środka, bo nie byliśmy odpowiednio przygotowani finansowo. Bilet kosztował dychę od osoby, więc wnętrze następnym razem, kiedyś...

Gravesteen
 Dziś nastawiliśmy się na ogólne darmowe zwiedzanie centrum miasta. A jest na czym oko zawiesić. Gent jest fantastyczne. Zabytkowe kamienice nad rzeką, po której co chwilę płyną wycieczkowe łódki, barki i różne inne pływające dziwadła. Ulicami przemykają na zmianę tramwaje i bryczki.

Gravesteen
 No i to zamczysko, czad po prostu. Kocham stare zamki. Mogę godzinami  stać i patrzeć, patrzeć, patrzeć... Wyobrażać sobie, ile to kosztowało pracy, ilu ludzi musiało harować przy budowie, jak się tam żyło w tych zimnych wielgachnych kamurach....
Młody nie mógł napatrzeć się na wodę. Co w niej jest takiego, że czaruje wszystkie szkraby? Nie ważne, morze, jezioro, rzeka, staw czy zwykła kałuża albo umywalka, a dziecko przyczepia się do tego od razu i nie chce dać się odciągnąć.


 Po napatrzeniu się na wodę postanowiliśmy posilić się w pierwszej lepszej restauracyjce, jakich tu w Belgii nie brakuje nigdzie. Co ciekawe, wszędzie jest sporo ludzi, tutaj wielu emerytów, jeśli nie większość jada poza domem przynajmniej raz w tygodniu. Odeszliśmy spory kawałek od centrum pełnego turystów z całego świata, bo doszliśmy do wniosku, że na uboczu zapewne taniej, a i tłumów nie ma. Jedzonko dobre i niedrogie było, a dzieci na deser dostały po czekoladowym jajku i zającu gratis :-) Po obiedzie jeszcze trochę się poszwendaliśmy po miasteczku. Wrzucam tu trochę pamiątkowych fotek w kolejności losowej, bo już zmęczona jestem trochę na sensowne pisanie czegokolwiek. Dodam tylko kilka zdawkowych podpisów i krótkich komentarzy tu i ówdzie, zwłaszcza ówdzie....
 Czaderskie kamieniczki, na niektórych widniała data A.D. tysiąc sześcet cośtam cośtam, na innych tysiąc siedemset którys tam -stare toto.

 Niektóre stare kamieniczki są wyjątkowo ładne, inne takie sobie, pomiędzy nimi upchano nowsze i jeszcze nowsze...
okolice kościoła św. Elżbiety


 Patrząc na fantazyjne rzeźbione stare bramy zawsze sobie myślę, jak tym ludziom kiedyś sie chciało takie rzeczy robić?
 Byliśmy m.in. w okolicach kościoła świętej Elżbiety. To niedaleko centrum. Widzieliśmy, że do młodzieży już wiosna dotarła i już wydarli koce i koszyki piknikowe, i już się rozkładają na trawie pod kościołem. A co tam, że w trawie kałuże stoją...
kościół św. Elżbiety


kościół św. Elżbiety 

kościół św. Elżbiety


 W miasteczku mnóstwo jest fajnych, wąziutkich uliczek...





okolice zamku, morze turystów z wszystkich stron świata



 Córka uświadomiła mnie, że są drzewa, 'które zrzucają korę na zimę i to właśnie takie jak te na przykład'... Platan? Nie jestem drzewologiem, czy jak się tam znawca drzew nazywa :-) Jak zwał tak zwał, ale ładnie wygląda na tle błękitnego nieba.
 Gdzieś tam parkowaliśmy :-)
Wracaliśmy do domu wszyscy zadowoleni z wycieczki. Młody pełen wrażeń i nowych doświadczeń zmęczony zasnął zaraz, jak tylko ruszyliśmy. Nie zdążył nawet zjeść całego pączka z budyniem. Był tak zmęczony, że nie obudził się w trakcie przenoszenia do domu, co chyba pierwszy raz się zdarzyło. Potem spał długo (teraz jeszcze buszuje po domu), a po obudzeniu, ledwie oczyska otworzył kazał podać swojego pączka - dobrze, że nie zeżarłam, bo by się działo - musiał być smaczny...
widok z jakiegoś mostu podczas postoju na światłach
Strona zamku Gravesteen:
http://gravensteen.stad.gent/

7 komentarzy:

  1. mieszkam od niego 20 km a jeszcze nie zwiedziałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając Twoje relacje z wycieczki do Gent miałam wrażenie, że czytasz w moich myślach ( szczególnie to, to zachowanie Polaków...). Zwiedzam to miasto spacerując z psem i cały czas jestem pod miłym wrażeniem "obcokrajowców". Ja jestem to od kwietnia 2015 roku i nie wiem jak długo jeszcze będę, może zostaną się uczyć języka? pozdrawiam serdecznie Ania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jakie wiatry, ale może to coś...? :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że podzielasz moje zdanie w kwestii rodaków, bo dobrze od czasu do czasu usłyszeć, że ktoś inny też wolał by się swojsko czuć wśród swoich, szkoda tylko, że ciągle więcej tych gburowatych i samolubnych Polaków się spotyka...
    A nauka nowego języka na pewno nikomu nie zaszkodzi, więc jak tylko masz możliwości to korzystaj, a nuż się kiedyś przyda. Belgia pod tym względem jest extra - nawet takiej egzotyki jak chiński, polski czy arabski się można uczyć i to nawet na wsi, i to za małe pieniądze. Pozdrawiam i miłego dalszego pobytu w BE życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. 'Region Gandawy był zamieszkany od czasów Celtów. Nazwa miasta (flamandzkie Gent) pochodzi z celtyckiego słowa 'ganda' oznaczającego miejsce zbiegu, połączenia, np. dwóch rzek (w tym przypadku ujście rzeki Leie do Skaldy). Nie ma pisemnych przekazów na temat miasta z czasów rzymskich, ale badania archeologiczne potwierdzają, że region Gandawy był wtedy także zamieszkiwany.'https://pl.wikipedia.org/wiki/Gandawa

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za komentarz. Co prawda preferuję, gdy ktoś coś od siebie napisze albo przynajmniej swoimi słowami, bo wówczas wiem, co miał na myśli... Gdy ktoś mi cytuje wikipedię lub jakiś słownik, zaczynam się doszukiwać w swoim tekście błędów lub nieścisłości (wszak mylić się jest rzeczą ludzką) - po konfrontacji powyższego komentarza z moim tekstem jednak takowych nie znajduję i powiem szczerze - nie wiem o co kaman... Ale nic to, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gandawa pochodzi z laciny,stad taka nazwa przyjeta w Polsce.Gent nie jest miasteczkiem a miastem z ponad 250 000 mieszkancow!

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko