12 lutego 2016

Dom na obczyźnie. Część I. Wywiad


Jakiś czas temu zapowiadałam, że spróbuję wyciągnąć do tablicy moich czytelników a z czasem może i inne osoby, które spotykam na swojej życiowej drodze. Pomyślałam sobie bowiem, że dobrze było by się czasem bliżej zapoznać z opiniami innych, zanim człowiek się wypowie na jakiś temat, fajnie jest też móc skonfrontować swoje przemyślenia ze spostrzeżeniami innych osób będących w podobnej sytuacji albo i całkiem odmiennej. 
Chodzi mi po głowie kilka takich tematów, gdzie wywiad wydaje mi się wręcz nieodzowny.

 Zaczęłam od dość trudnego - zdaje się - tematu. Jednak nie bez kozery. Postanowiłam, że pierwsze moje wywiady będą się wiązały z tytułem bloga, który niektórym rodakom wydaje się niestosowny. Twierdzą oni bowiem, że dla Polaka kraj inny niż Polska domem być nie może. Ja - jak wiadomo - uważam inaczej. Dla mnie Belgia jest domem na dzień dzisiejszy. Pisałam już o tym kilkakrotnie, jednak ciekawa jestem, czy znajdzie się ktoś jeszcze, kto uważa podobnie. Spróbuję się tego dowiedzieć, choć podejrzewam, że często odpowiedź nie będzie jednoznaczna. Druga kwestia dotyczy moich umiejętności dziennikarskich, a raczej ich braku. Postanowiłam jednak nauczyć tego tak jak większości rzeczy, które dziś umiem, czyli metodą prób i błędów. Przeto  raczej nie spodziewajcie się rewelacji na początku. 

Poznaliście już wspomnienia i uwagi moich dzieci. Pora na dorosłych.

Pierwszą osobą, która zgodziła się podzielić ze mną i z wami swoimi wspomnieniami z przeprowadzki i spostrzeżeniami na temat  bieżącego życia na emigracji jest Agnieszka, która również mieszka w Belgii a od jakiegoś czasu w wolnych chwilach zagląda na mojego bloga . Wywiad był okazją (choć bardziej przyczyną niż skutkiem) by się spotkać i poznać osobiście.
Dziękuję niniejszym za miłe spotkanie. Młody jest szczęśliwy, że poznał nowych kolegów :-)





M:  Jak długo mieszkasz w Belgii i co sprawiło, że podjęłaś decyzję o wyjeździe z kraju?

Agnieszka: Już zleciało 8 lat odkąd mieszam w Belgii. Mąż jest tu prawie 10. Dzieci nasze urodziły się tutaj. Mamy dwóch chłopców w wieku 5 i 7 lat. Przez pierwszy rok mieszkaliśmy w Brukseli, a w przypadku męża 2 lata.

Rok przed przyjazdem otworzyłam ze wspólniczką  fitness dla pań pod Warszawą, gdyż długi czas była to moja branża.   Dla mnie priorytetem zawsze była rodzina, dlatego, skoro mój partner był tutaj,  i ja w końcu postanowiłam dołączyć.  Po roku zostawiłam nasz klub i wyjechałam. Klub w Polsce prosperuje do dziś pod okiem koleżanki. Trochę to śmieszne, bo nagle ze stanowiska właściciela wskoczyłam na salę w Brukseli. Jednak  dzielnie pracowałam i czułam się  fajnie, bo jeśli ma się pasję, to stanowisko w niczym nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie.
 Mam też drugi zawód - pedagog nauczyciel klas 1-3, też uwielbiam, ale miałam tylko znikome chwile, żeby pracować po studiach w tym zawodzie. Jedynie 2 lata. Potem  pochłonęła mnie pasja i rozwijanie się w innym kierunku. Potem Bruksela, rodzili się nasi chłopcy, przeprowadzka z francuskojęzycznej Brukseli do części flamandzkiej.

M: Zostawiłaś wszystko w Polsce dla faceta, by być razem i założyć rodzinę? Pamiętasz, jakie emocje towarzyszyły Ci przed wyjazdem?

Agnieszka: Tak, główny powód emigracji to chęć posiadania rodziny. Wyjazd zapamiętam chyba do ostatnich swoich dni -  wyprowadzka i pakowanie całego swojego życia na raz, plus psa i nas dwoje, do trzydrzwiowej „Yariski. Wyglądało to komicznie, gdy dopakowywaliśmy wszystko,  każdą wolną dziurę zapychaliśmy jakimś drobiazgiem,  a potem droga,  podczas której pies wybrał sobie miejsce tuż pod samym dachem i zerkał przez okno, gdzie ja jadę. Hmmm… no i oczywiście sławetny  ulubiony wełniany gruby koc o wymiarach dwa na dwa, który niestety nie zmieścił się do auta i zawisł na pobliskim ogrodzeniu z kartką. Niech służy teraz innym.

M: Mieszkaliście w dwujęzycznej stolicy, teraz w niderlandzkojęzycznej Flandrii. Jak u ciebie ze znajomością języków obcych? Dogadujesz się z Belgami?

Agnieszka: Moja znajomość języków jest bardziej skąpa,niż mojego męża biegle władającego już czterema. 7 lat temu podjęłam naukę francuskiego i jak tylko wybieram się do Brukseli, to zakupy jestem w stanie zrobić w tym języku spokojnie, reszta gdzieś umknęła i wymaga repety. Niderlandzki w kwestii komunikatywnej umożliwia kontakty z sąsiadami, znajomymi i szkołą a  wcześniej też w pracy, ale w domu jest polski, bo tak się lepiej czujemy i nie wydziwiamy w mówieniu do dzieci w innym języku niż nasz ojczysty. Telewizję oglądamy w języku niderlandzkim, ale oczywiście wolimy po polsku, bo wtedy nie wymaga od nas głębszego myślenia, tylko umila czas. Radio to takie tylne drzwi do wprowadzenia języka :)



Mechelen. Widok z wieży*



M: Pamiętasz swoje początki na obczyźnie?  Co cię najbardziej zaskoczyło, zdziwiło, przeraziło, rozbawiło?

Agnieszka: Czego nie zapomnę? Hm… jedni sąsiedzi sami podali pierwsi rękę, gdyż chcieli wiedzieć, co za paczworkowce się obok wprowadzają :) Do dnia dzisiejszego są prawie jak rodzina. Inni potrzebowali 6 miesięcy, żeby zacząć odpowiadać „Dzień Dobry”. My jednak nie rezygnowaliśmy i swoja kulturę osobistą próbowaliśmy okazywać. Później się  okazało, że  ten typ Belga tak ma, że potrzebuje czasu do przekonania się, że i ten  sąsiad może okazać się "przyjazny dla otoczenia” :) Słyszałam nie raz i się potwierdza, że jeśli chcesz się zaprzyjaźnić z Belgiem, idealnie wychodzi to pocztą pantoflową :)

Pierwsze miesiące to poznawanie, obcowanie z kulturą i zwiedzanie, co najbardziej nam się podoba i podobało od początku. Wtedy czujemy się jak turyści i staramy się z tego nie rezygnować. Los nam dał pobyt tutaj, więc czerpiemy i bierzemy wszystko, co nam daje, garściami :)

M: Czy macie w planach (bliższych lub dalszych) powrót do Polski?

Agnieszka: Wrócić do Polski? Wiele osób nas o to już pytało i pyta. Nigdy nie mówimy nigdy. Nie wiadomo, co los nam jeszcze przyniesie,  nie wykluczamy takiej ewentualności.

M: Czy jest w takim razie coś, czego brakuje Wam na obczyźnie?

Agnieszka: Czego nam brakuje tutaj? Większego grona naszej rodziny. Doceniamy ich istnienie, kiedy nie mamy tego na co dzień – ciotki, babci, dziadka, mamy, taty, a także  koleżanek i kolegów.




Mechelen*



M: Co ci się podoba, a co irytuje w tym kraju?

Agnieszka: Podoba mi się służba zdrowia, że np.  nie konieczne jest stanie w kolejce na USG czy inne badanie u specjalisty.

Na początku  denerwował mnie brak otwartych sklepów w niedzielę albo że w tygodniu są czynne tylko do 18-tej. Teraz wręcz przeciwnie - dziwi mnie w drugą stronę, tzn  sytuacja w Polsce, bo kiedy ci ludzie tam mają odpoczywać,  czy mieć czas wolny?! 

Irytuje mnie ciągle umawianie się do fryzjera. Mój ulubiony fryzjer pracuje tylko w piątki i soboty, więc telefon mogę wykonać tylko w te dni i  najczęściej jest „vol” [pełno], więc wizyta moja przedkłada się na za tydzień, ale to kwestia organizacyjna , więc działamy z agendą :)
M: Temat, który budzi czasem zażarte dyskusje w Internecie. Jak postrzegasz rodaków, których spotykasz zagranicą?

Agnieszka: Inni Polacy…? Noo, bywa to różnie… Dziwne, bo obserwując inne nacje widzę coś zupełnie przeciwnego, oni sobie radzą świetnie łącząc się w grupy społecznościowe i widać, że dobrze im z tym. W grupie pewniej i raźniej, i więcej można wynieść dla siebie i innych. Zaś w naszym przypadku jest inaczej. Grupy Polaków są raczej sporadyczne, ostrożne. Hmm myślę, że są to uwarunkowania społecznościowe. Wywodzimy się z różnych grup społecznych, a ciężko wywnioskować, kim kto się okaże, skąd pochodzi itd.

Taki przykład. W pierwszym roku zamieszkiwania we Flandrii, gdy mieliśmy auto jeszcze na polskich numerach rejestracyjnych i nie dało się ukryć kim jesteśmy :), nagle pojawił się na budowie koleś, który zapukał do naszych drzwi. Ja sama z małym dzieckiem, a on snuje opowieści gdzie on nie był w Polsce i co nie robił, i ile "siedział", i dlaczego? Na pierwszym spotkaniu z obcymi ludźmi!  Na szczęście remont i budowa szybko się skończyła :) 

Inni znajomi tak. Jest nas kilka dziewczyn, które mieszkamy obok siebie. Dziewczyny mają partnerów z różnych krajów, więc jest towarzystwo multikulti,  ale jest miło i sympatycznie. Staramy się kultywować spotkania raz w miesiącu, wtedy wychodzi jeden wielki rozgardiasz. Każda, przekrzykując drugą, opowiada przeżycia, bieżące sytuacje rodzinne i historie z pracy. Jest miło i wesoło. W grudniu na przykład tematem wiodącym były ozdoby choinkowe. 

M: Jesteś rodzicem. Jak oceniasz tutejszy system szkolny?

Agnieszka: Szkołę śledzę uważnie cały czas i odbieram bardzo pozytywnie. Jak wspomniałam - miałam w Polsce kontakt ze szkołą, mam też w rodzinie nauczycieli. System całkowicie odmienny. Jednak to temat szeroki jak rzeka.

M: Zgadza się i myślę, że w przyszłości szkole i  dzieciom poświęcę osobny temat. A urzędy?

Agnieszka: Urzędy? Tutaj jest biurokracja, ale gdzie jej nie ma? Wydawałoby się, że w Polsce jest duża,  ale po dłuższym obcowaniu z tutejszymi belgijskimi  urzędami ten pogląd się zmienia. Tu jest o wiele większa biurokracja.

M: Co myślisz o możliwościach spędzania czasu wolnego, rozwijaniu zainteresowań i rozrywkach?

Agnieszka: Jest tu trochę tego, ale trzeba już być w temacie językowym. No i kwestia chęci, bo  mało informacji jest, trzeba się wgłębić i poszukać. Czasami jakieś koszty są, ale często minimalne. Dla chcącego nic trudnego. 

M: Każdy kraj ma inna kuchnię. W Belgii również jada się inaczej niż w Polsce. Jak smakują ci belgijskie potrawy?

Agnieszka: Hmm jedzenie… Wszystko się zmienia. Teraz u nas trend zdrowa kuchnia, więc szerokie pole do popisu, ale trzeba było i popróbować tych tradycyjnych potraw. Np sławetne ciasto francuskie z kurczakiem, gulasz wołowy czy szynka zawijana z cykorią w sosie beszamelowym.  
No i piwa pierwsza półka. Albo likier noworoczny z płatkami kwiatów mmmm.

M: Mieszkasz tu już kilka lat, poznałaś trochę ten kraj, jego obyczaje, historię, znasz kuchnię i dogadujesz się z tubylcami. Czy możesz powiedzieć dziś, że Belgia jest twoim domem?

Agnieszka: To też temat do szerszej dyskusji. Często na ten temat myślę. Im dłużej tu jesteśmy i gdzieś wyjeżdżamy, tym bardziej wracamy DO DOMU, bo dom, to miejsce, gdzie jesteśmy my i nasza najbliższa rodzina. A z drugiej strony, gdy bywamy w Polsce, to z roku na rok podczas wyjazdu stamtąd jest trudniej i czas - choćby były to dwa, czy nawet trzy tygodnie pobytu - zawsze będzie za krótki  chociażby o ten jeden dzień i łezka też będzie…

Moja ciocia była w Grecji z rodziną lat dwadzieścia -  kawał czasu i zawsze czuła się podzielona i zawsze była pomiędzy. Sytuacja zmusiła ją do powrotu do kraju i rozpoczęcia po 50tce znowu życia od początku…

Nigdy nie wiadomo, co los nam przyniesie. Więc należy cieszyć się dniem i spełniać go  nie odkładając niczego na później.

M: Pod tym ostatnim zdaniem podpisuję się obiema rękami i nogami. Dziękuję serdecznie za  rozmowę.




 Podczas naszego spotkania dowiedziałam się, że Agnieszka też bloguje od czasu do czasu. O życiu codziennym w Mechelen dowiecie się sporo z jej bloga


https://mechelenart.wordpress.com/

Natomiast miłośnikom fitnessu i zdrowego trybu życia polecam ten:

https://aagnessfit.wordpress.com/




"Dom to miejsce, gdzie jesteśmy my i nasza najbliższa rodzina" jak mówi Agnieszka, czyli w sumie wszystko jedno gdzie, byle razem, bo rodzina jest najważniejsza. 

W najbliższym czasie opublikuję kolejne rozmowy. Myślę, że mogą być one wielce przydatne dla tych, którzy właśnie stoją przed decyzją o emigracji albo już takową podjęli i mają pełno obaw przed jej realizacją. Czyjeś doświadczenia i przeżycia, zwłaszcza te zakończone ostatecznym zadowoleniem mogą bowiem dodawać sił i motywacji w walce z własnym losem. 

Będę wdzięczna za wszelakie uwagi na temat wywiadu. Dajcie znać (i nie przez machanie chusteczką ani potakiwanie tylko poprzez napisanie komentarza lub mejla), czy wam się podoba lub nie podoba ta nowość na moim blogu. Poznam też chętnie konstruktywne uwagi na temat ewentualnych popełnionych przeze mnie  błędów w pisaniu wywiadu, bo ja serio chcę się tego nauczyć. 


 
*) Zdjęcia zamieszczone w tym poście wykonała moja rozmówczyni.

Więcej zdjęć Agnieszki najdziecie tu: https://www.instagram.com/mechelenart/ 

 

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba pomysł z wywiadami! Fajnie się czyta jak to było u innych i jak różne rzeczy postrzegają, chętnie też udziele wywiadu, jedynie ze względu na moją obecną sytuację nie wiem kiedy to by było możliwe, jestem już w Belgii ponad 16 lat.. :-) Ania T z Facebooka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super. Miałam zamiar napisać do Ciebie, ale właśnie pomyślałam, że masz ważniejsze sprawy teraz an głowie i zaczęłam od tych, którzy mają więcej czasu. Napiszę na fb :-)

      Usuń

Komentujesz na własne ryzyko