Jesteśmy rodziną katolicką - mamy te wszystkie sakramenty, w domu symbole katolickie, Biblię (czytaną nawet od czasu do czasu), obchodzimy Boże Narodzenie i Wielkanoc (po swojemu bo po swojemu ale pamiętamy), lubimy i szanujemy tradycje, dzieci uczą się w szkołach katolickich i chodzą na taką religię. Jednak ostatnio nie jesteśmy praktykujący, wiara też raczej pod znakiem zapytania (bardziej szukanie odpowiedzi n/t sensu życia i przywiązanie do tradycji w której się wychowało). Pobożni zdecydowanie, na 100% nie jesteśmy, nie opowiadamy dzieciom o Bogu, nie namawiamy, nie przekonujemy. Dziewczyny chodziły na religię w Polsce i były tam u I Komunii więc musiały nauczyć się tych wszystkich przykazań, zakazań i całej reszty nikomu nie potrzebnych (moim zdaniem) rzeczy. Dzięki temu pewnie dziś nie chcą nawet słyszeć na temat kościoła i nawet na zwiedzanie ich tam nie zadrze. Ze szkoły chodzą bo nie mają wyjścia, a nawet mówią, że jest fajnie. Sami też nie chodzimy raczej na msze, bo nam się nie chce. Młody nie miał styczności z kościołem odkąd skończył roczek, bo jakoś się nie składa. Nie będę własnych dzieci przekonywać do czegoś, w co sama nie wierzę za bardzo. Tu religia w szkole to takie tam pitu pitu o wszystkim i o niczym. Jesteśmy zatem takimi sobie, słabymi katolikami, ale bez wątpienia lubimy zwiedzać kościoły i miejsca kultu, poznawać legendy i historię. To jest ciekawe i fascynujące. Czujemy się też związani z kulturą i tradycjami chrześcijańskimi i nie mamy zamiaru póki co się rozwiązywać ani pozwalać innym się w te nasze kwestie wtryniać.
Nie dawno pokazywałam tu zdjęcia z wycieczki do Scherpenheuvel. Młodemu się podobało, jak każda wycieczka. Jednak tam zainteresował go Jezus na ogromnym krzyżu. Nadmienię, że nasz synio jest na etapie zadawania pytań i jak go coś zaciekawi to nie ma zmiłuj, czasem kilka tygodni drąży temat (tak było z umieraniem). Teraz pojawił się Jezus. Kto to jest? Co on tam robi? Dlaczego go zabili? Kto to byli ci źli ludzie? Ale dlaczego? A ile on ma lat? A był mały?.... W końcu zostawiliśmy Jezusa i poszliśmy dalej. No ale to była Droga Krzyżowa i zaraz zauważył kolejną stację. Co oni tu robią? Kto to jest? Dlaczego?.... Dobrze, że Tata obcykany w stacjach Drogi Krzyżowej to doszliśmy do bazyliki w końcu. Tam też obrazów i rzeźb nie brakowało.
Wróciliśmy do domu i okazało się, że ta dekoracja z salonu już nigdy nie będzie zwykłą dekoracją. To jest przecież Jezus - człowiek, który był dobry i wszystkim pomagał, ale źli ludzie go zabili. Obraz w sypialni przypomniał też historię opowiadaną podczas Bożego Narodzenia i mała główka szybko połączyła fakty, ale na wszelki wypadek się upewnił. A ten dzidziuś to kto? A ta pani obok niego to jego mama Maria...? Koło szkoły też jest krzyż duży. Ostatnio go malowali i znowu pojawiło się wiele pytań o Jezusa. Niesamowite, jak zafascynowała go ta postać.
Dziś byliśmy w kringwinkel i rzucił mi się w oczy drewniany krzyż z portretem brata Izydora (Isidoor de Loor).
Kupiłam Młodemu do pokoju. Ucieszył się, że będzie miał własnego Jezusa.
Robiąc zamówienie w Polskiej Księgarni Internetowej poza bajkami wrzuciłam do koszyka Biblię w obrazkach dla najmłodszych... Mamy już jakąś "biblię ilustrowaną", którą kiedyś kupiłam na komunię Młodej, bo mi się wydanie podobało - twarda oprawa, ładne obrazki.... (wtedy nie czytałam tekstu) w okolicach Bożego Narodzenia, gdy to Młody ciekawy był historii Dzieciątka, zaczęłam mu czytać.... serio nie wiem, jaki debil to pisał... nie da się tego czytać po prostu... Teraz zamówiłam tą, którą mieliśmy dawno temu w domu, bo przynajmniej wiem, że idzie zrozumieć, co autor miał na myśli... Młody bardzo się ucieszył, że ma książkę o Jezusie.
Oczywiście najważniejsy jednak był Wróbelek Elemelek, którego już poznał z drugiej części, bo taką zabytkową mamy, a kupiłam wreszcie pierwszą z najfajniejszymi przygodami tego niesfornego ptaszyska. Pan Pierdziołka też się nadał - w ciągu 3 dni już ze 7 razy albo i więcej przerobiliśmy dwie części. Co ciekawe najbardziej ubawił się Młody przy wierszyku o ciuciubabce. Pierwszy raz słyszał ten wyraz i na dodatek zrozumiał jako "ciuciułapka" co wydało mu się prześmiesznym słowem. Zachodził się ze śmiechu powtarzając ciuciułapka ciuciułapka xD
Fajnie jest odkrywać własne dzieci, które zaskakują nas na każdym kroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własne ryzyko