2 marca 2019

Gdy dziadzio był instruktorem jazdy, czyli Belg na drodze.

Dziś podzielę się z Wami swoją pokrętna teorią na temat tego, dlaczego w Belgii jest - MOIM ZDANIEM - na drogach bezpieczniej niż w Polsce. Choć i tak wolę rowerem poruszać się takimi drogami, jak na obrazku poniżej.

mój rower elektryczny i drewniana ściezka przez pola
Gdy przyjechaliśmy do Belgii byłam zszokowana belgijskimi zachowaniami na drodze. Bardzo pozytywnie zszokowana, o czym nie raz i nie dwa tutaj na tym oto blożku Wam opowiadałam. Jednak, gdy już ten zachwyt wszystkim co nowe i obce mi trochę przeszedł i zaczęłam się światu przyglądać bardziej trzeźwo i dokładnie wszystko analizować, a potem dyskutować o tym z resztą z Piątki i resztą świata, to ten rajski obraz zaczął bardziej ludzko wyglądać, czyli mieć wady. 


Nadal uważam, że w Belgii jest o wiele bezpieczniej na drogach, niż w Polsce mimo większej ilości, dróg,  kierowców i rowerzystów przypadającej na metr kwadratowy. Chcąc przeprawić się pieszo na drugą stronę ulicy nie trzeba mieć ze sobą zapasu żywności na tydzień, bo kierowcy natychmiast się zatrzymują, tak samo w kwestii jazdy na suwak. Przestrzega się też bardziej ograniczeń prędkości, zakazów czy zasad parkowania i td. 

Ale dziś już wiem, że to nie dlatego, że każdy Belg jest doskonałym kierowcą i superpraworządnym  oraz nadwyraz rozsądnym człowiekiem. O nie nie. "Przeciętny Belg" i "doskonały kierowca" to dwa bardzo odległe terminy. Przyglądamy się z M-Jak-Mężem temu co się dzieje na drodze bardzo dokładnie (takie nowe hobby) i z naszych (i nie tylko naszych) obserwacji wynika, że tu w Belgii ludzie nie umieją jeździć ani nie znają najpodstawowszych przepisów drogowych. 

No ale tak. Babcia 85-letnia, u której pracuję opowiedziała mi, że ona nauczyła się jeździć na ciężarówce taty. Wtedy jeszcze nie było czegoś takiego jak prawo jazdy, bo było mało samochodów, a jak to coś wymyślono, to ci co już wtedy umieli jeździć po prostu ten dokument dostali i już. Ona, ta babcia, nigdy nie uczyła się przepisów ani nie zdawała żadnego egzaminu a jeździ do dziś, jak cała masa jej rówieśników. Tu cywilizacja dotarła ciut wcześniej niż do PL i tu większość 70cio, 80cio,  czy nawet 90latków ma auto i nim jeździ. A jak jeżdżą? Ano normalnie jak to babcia, która już czasem niedowidzi, niedosłyszy, ma spowolnione reakcje itd. Parkują też jak babcia i nawet pewnie nie usłyszą jak w coś przydzwonią... No i dobrze, że jeżdżą, że mogą, że podjadą sobie sami do fryzjera, do lekarza, na zakupy, do knajpki na kawkę z kumoszką, że są niezależni i mogą się cieszyć życiem emeryta.

Ale też każdy wie, że na drodze są te babcie i dziadziusie i że jego babcia i jej dziadek też być może właśnie gdzieś jedzie i zwykle mają to wszyscy na uwadze samemu siadając za kierownicę.

Mają też zapewne na uwadze, że poza babciami i dziadkami w samochodach na drodze jest cała masa rowerzystów. Jeśli ktoś nie był w Belgii czy Holandii być może nawet nie jest sobie  stanie wyobrazić, co tak na prawdę znaczy "masa rowerzystów". Dżinie, mieszkam tu 6 lat i patrzę i niby wiem, a jak byłam ostatnio u Młodej w szkole podczas lekcji i zobaczyłam to morze (dobre kilkaset sztuk) zaparkowanych rowerów (kilka dużych parkowisk widziałam wcześniej, ale puste nie robią wrażenia) to mi szczena na asfalt opadła.... Większość tych rowerzystów pomyka ścieżkami, których też tu jest od groma, ale te ścieżki częso krzyżują się z drogami dla samochodów. Każdy musi mieć świadomość, że gdzieś tam inną albo i tą samą drogą pedałuje jego dziecko, jego rodzic, dziadek, sąsiad, narzeczona i że trzeba uważać na to tałatajswto rowerowe, bo nigdy nie wiadomo, kto ci przed zderzak nagle wyskoczy.

takie jakby selfie... 
Poza tym w Belgii są bardzo kosztowne mandaty. Za pewne wykroczenia (jedno konkretne lub kilka razy pod rząd ten sam przypał) można stracić prawo jazdy - czasem na kilka godzin, innym razem kilka dni, jeszcze innym trzeba zdawać od nowa egzamin, a jeszcze innym otrzymuje się skierowanie na psychotesty, które ponoć nie łatwo jest zaliczyć. Nieprawidłowo zaparkowane auto bardzo szybko ląduje na policyjnym parkingu, z którego czasem nawet się nie opłaca go odbierać, bo koszty tego eksluzywnego parkowiska przekraczają po 2-3 dniach wartość klamota.

Do tego prawie wszędzie już są kamery i inne wynalazki rejestrujące mniej lub bardziej debilne zachowania ludzi, którzy to ludzie potem dostają pozdrowienia z policji z numerem konta do wpłacenia tych stu czy 300€. Uwaga, zagramaniczni też! Jakiś czas temu czytałam o polskim kozaku w Holandii, który się chwalił wszystkim, że systematycznie przejeżdża na czerwonym bo jak ma auto na polskich blachach, guzik mu kto zrobi... Co prawda chwilę trwało, ale w koncu dostał tę fakturę na kilkatysięcy ojro... Może do dziś spłaca, kto wie...? 

Kolejnym ciekawym rozwiązaniem wymuszającym prawidłowe zachowania na drodze są wszechobecne - jak to my nazywamy - spowalniaczki. To skrzynki, słupki i inne cudactwa poustawiane na drodze raz z jednej raz z drugiej strony wymuszjące jazdę slalomem, czyli zatrzymywanie się i przepuszczanie tych z przeciwka, czyli wolną jazdę. Nooo, tyle że niektórzy nie bardzo wiedzą, kto kogo ma przepuścić. Niektórym bynajmniej logiczne się nie wydaje, że zatrzymać się ma ten, co ma przeszkodę po swojej stronie, a ten dziwny obrazek na słupku z czarną i czerwoną strzałką też nie bardzo jest zrozumiały, ot jakaś fikuśna dekoracja czy cóś... Szczególnie jak za kierownicą siedzi starszy pan w garniaku a kierownica przyczepiona jest do puszki zwanej Mercedes. To samo tyczy gównażerii w beemwicach. Oni może i słyszeli że jest coś takiego jak zasady ruchu i kultura na drodze, ale nie wiedzą za bardzo czy to jakaś egzotyczn potrawa czy nazwa związku chemicznego, czy jeszcze jakieś inne coś.

Tak, pod tym względem Belgia i Polska jest taka sama - BMW i Mercedes to nie auta, to stan umysłu. Kolejne niebezpieczne zjawisko to kręcidupki w chujogniotach. Dla niewtajemniczonych: osobnik  zwykle płci męskiej w wieku 30-60 ubrany w czarne (koniecznie czarne niewidoczne w nocy) obcisłe legginsy (coś jak Irek kKrosny, tylko chudziejsze)i takąż koszulkę z kieszenią na plechach, w której ma bidon albo telefon oraz w hełmie na pustej makówie popierdalający jakimś rodzajem kolarki za pierdyliard euro (bez odblasków, czy jakiegokolwiek oświetlenia, które by obciążało rower i nie mógł by gostek popierdalać tak szybko). Kręcidupek koniecznie musi popierdalać środkiem ulicy nawet jak po obu stronach są wycześne, szerokie na 4 metry ścieżki rowerowe. Na każde zwrócenie uwagi gostek reaguje środkowym palcem i innymi tego typu gestami oraz adekwatnym słownictwem. Skurysyństwo i wirus pośród szanujących się rowerzystów. Ostatnio taki jeden mało się we mnie nie wpierdolił, bo jechał jak zwykle po ciemku ubrany na czarno (to chujostwo popierdala ponad 30km/h) i kutafona nie zauważyłam wyjeżdżając z bocznej ścieżki, mimo że zawsze się tam dobrze rozglądam i wyjeżdżam ostrożnie, bo wyjeżdża się na chodniko-ścieżkę dwukierunkową z wąskiej ścieżki wiodącej wedle wysokiego żywopłotu, a jeszcze jakie mamrotanie i pretensje. Bym to kopnęła w tę chudą dupę to by trzy dni z motylkami latał. Znajoma swego czasu mówiła, że jeden taki wjebał się w nastolatkę na pasach. Zmarła w szpitalu...

Poza tymi w/w i paru innymi odchyłami od normy reszta ludzi jest na drodze niebywale (w porównaiu ze znanymi mi polskimi realiami) uprzejmych i spokojnych. I to jest kolejny powód bezpieczeństwa w ruchu ulicznym. Ten ichni spokój i cierpliwość czasem jest aż śmieszna albo wręcz irytująca. A i nadmierna uprzejmość też czasem drażni. Bo gdy tak np zatrzymuję się na skrzyżowaniu, by przepuścić kierowców z prawej, to taki Jos z prawej też się zatrzymie hamując cały ruch, bo chce pokazać, że jest uprzejmy dla rowerzystów. (facepalm) Zatrzyma się też przed ścieżką rowerową, na której są odwrócone trójkąty mówiące mi ustąp przejazdu, nawet jak wyraźnie widzi, że specjalnie kuźwa zwolniłam by debil jeden z drugim przejechał i mogłam bez zatrzymywania jechać dalej (nawet nie wiecie, jak mnie to wkurza!). 

A jak są światła to na czerwonym Belgowie się spokojnie zatrzymają, po czym gapią przez okna, dłubią w zębach, rozmawiają z pasażerem, gdy takiego wiozą (bo Polak to od razu nerwa przy byle zwolnieniu ruchu - już kurwy lecą, tupanie nogą, walenie w kierownicę i różne inne typowo polskie reakcje znane mi bardzo dobrze z racji posiadnia polskiego małżonka haha). No i potem światło się zmienia na zielone... Polak ruszy z kopyta. Belg będzie chwilę się spokojnie zastanawiał, czy możliwe, że będzie jeszcze bardziej zielone, czy może to już trzeba jechać. Zanim ruszy już jest żółte, ale co tam - się poczeka... Luzik. 

Kolejny powód w miarę bezpiecznego i szybkiego przemieszcania się z miejsca na miejsce w BE jest niesamowita sieć autostrad a także ogromna ilość wąskich, ale licznych polnych (ale betonowych czy asfaltowych) dróżek na wioskach. Oczywiście wiejskie dróżki trzeba znać dobrze, by niemi jeździć, bo dla nawigacji droga to droga, toto nie wie czy tam nie chodzą krowy albo nie trzeba się przedzierać przez jakieś chaszcze rysujące samochód do gołej blachy. Jeszcze ci powie "trzymaj się prawej strony" jak cudem już jest w ogóle trzymać się drogi nie wypadając z żadnej strony w błoto na poboczu albo rów...

Ważny jest też system kanałów, którymi transportuje się sporo towarów oraz pociągi, co zdecydowanie zmniejsza ilośc tirów na drogach. Pozostałe też pomykają autostradami a nie pchają się na wioski bez potrzeby.


Z Małżonkiem doszliśmy jakiś czas temu do wniosku, że jakby nie te mandaty, te spowalniaczki i ten belgijski luz to tu by się ludzie w dzień powybijali biorąc pod uwagę ilość (i jakość, szybkość) aut, rowerów i całej reszty potencjanych uczestników ruchu. 

Ale zapewniam Was, że i tu bezmózgich czubów nie brakuje. Wyprzedzanie na trzeciego, zajeżdżanie drogi i takie tam. Ja nawet myślę, czy nie skombinować sobie takich kolczastych naćwiekowanych rękawiczek na rower, żeby głaskać nimi wszystkie zajeżdżające mi nagle drogę samochody. Ostatnio pomykam sobie spokojnie przez wioskę o dużym natężeniu ruchu. Godziny szczytu. Widzę kątem oka, że ktoś mnie wyprzedza. Okej. Wolno mu. A ten jeb - zajeżdża mi drogę by wjechać w swoją bramę. Noż kurwa, serio? Zbawiło by go te dwie sekundy, bo dłużej by za mną nie jechał przecież. Kupię sobie takie rękawiczki albo mini maczugę, serio.

Nie dawno u nas suszyli (robią to ostatnimi czasy systematycznie, tak samo jak kontrole trzeźwości) to zabrali kilkanaście praw jazdy, a rekordzista popierdalał 200 tam, gdzie jest do 50. Tak że tak.

A i podejście do tematu policmajstrów identyko jak w Polszy. Swój nie zatrzymie ani nie wlepi mandatu za parkowanie na przejściu dla pieszych czy za jazdę pod wpływem, ale na obcych się uważa. Ostrzeżenia przed suszarkami i kontrolami trzeźwości widuję systematycznie na grupie fb mieszkańców gminy. Sąsiadka - widziałam - ma też jakąś appkę do tego typu rzeczy. W Polsce są miśki, tu jest jest Mega Mindy (to taki naiwny film dla dzieci o policjantce-superbohaterze). 


A Wy pamiętajcie by nie plątać się w czarnym odzieniu po ulicy po nocy, nie wstydźcie sie światełek i odblasków i bądźcie mili oraz wyrozumiali dla innych uczestników ruchu, bo każdy , KAŻDY - także ja czy TY - od czasu do czasu coś odpierdoli na drodze czy w innym miejscu, bo jesteśby tylko ludźmi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko