21 stycznia 2022

Kto mi będzie dawał zastrzyki?


Cały ten tydzień siedziałam w domu opanowana przez ciężką chorobę zwaną niechcemisizmem. NIC MI SIĘ NIE CHCE.

Pogoda zimowa jest beznadziejna! 

Zimno jak cholera. Deszcz ze śniegiem na zmiany z pięciominutowym słońcem. I to, zdaje się, jest główny powód. Tęsknię za słońcem. Marzę o cieple, upale… Męczy mnie zimno i kiepska pogoda.

W tym tygodniu miałam cztery rzeczy do załatwienia. Po pierwsze odwiedzić po raz ostatni przed chemioterapią  klinikę piersi. Po wtóre załatwić se transport ze szpitala na przyszły tydzień, po trzecie wypowiedzenie prenumeraty gazety i w końcu załatwienie pielęgniarki, która przyjdzie do domu mi dać zastrzyk po chemii.

Pierwsze było najłatwiejsze. Pojechałam skuterem do miasta. Pielęgniarka wyjęła ostatnie zszywki i po raz ostatni przykleiła plastry. Wróciłam do domu. Od wtorku nie mam już plastrów. Rana ładnie zagojona. Sznita na pół klaty na pamiątkę. Taśmę jeszcze noszę, ale nie cały czas. Powiedzieli, że mam zakładać, jeśli czuję, że jest potrzebna,czyli np  na motor czy jak coś robię. 

Drugie też nie trudne. Poszłam do sąsiadów, gdzie przy kieliszku antwerpskiego likieru poplotkowaliśmy zdrowo i obgadaliśmy wszystkie interesy. Wywiedziałam się też o pielęgniarki i zaklepałam taksówkę. 

Zrezygnowanie z prenumeraty we Flandrii okazuje  się być tak samo upierdliwe jak zrezygnowanie z czegokolwiek w Polsce. Identyko! Zamówić możesz dwoma kliknięciami, ale żeby zrezygnować to już trzeba dzwonić. Żeby tam jeszcze raz. Gdzie tam. Najpierw wysłuchujesz automatu i wybierasz odpowiednie działy, a potem czekasz na połączenie z konsultantem. Do usranej śmierci, bo wszyscy zawsze są zajęci. W końcu cię rozłącza i możesz zaczynać procedurę od nowa. Jeżu kolczasty. W końcu jednak mi się udało i dalej już łatwe. Wystarczyło podać nr klienta i potwierdzić dane. Na szczęście tu nie są tacy nachalni jak w Polsce, by przekonywać cię do dalszego korzystania czy namawiać do powrotu za jakiś czas. Zapytali tylko o powód, a tu jedno słowo starczyło. Za miesiąc zakończy się moja prenumerata. Uff. 

Kwestia zastrzyku to dla mnie całkiem nowa acz ciekawa sprawa. 

Jak zamawia się pielęgniarkę? 

Okazuje się, że we Flandrii można zamówić darmową pielęgniarkę do domu od swojego ubezpieczyciela (kasy chorych). Można zadzwonić pod specjalny numer albo wypełnić formularz online i ktoś się skontaktuje… Nienawidzę nigdzie telefonować i dla mnie każdy telefon to ogromny stres i dyskomfort psychiczny  (diabli wiedzą dlaczego, jednak już tak mam od zawsze, że nie znoszę rozmów telefonicznych nawet z dobrymi znajomymi). Jednak sprawa ważna, więc postanowiłam mimo wszystko zadzwonić. Ale to, panie, okazuje się być jeszcze gorsze od dzwonienia do redakcji gazety. Nie udało mi się dopchać do konsultanta mimo długiego czekania i ponawiania prób. No to poszłam do internetu i wypełniłam formularz. Trzeba było podać imię, nazwisko, e-mail, telefon i rijkregisternummer (odpowiednik PESEL). Było też miejsce na uwagi, zatem napisałam, że zaczynam chemię i na drugi dzień potrzebuję dostać zastrzyk. Po paru godzinach zadzwoniła pani i powiedziała, że pielęgniarka zjawi się rzeczonego dnia zaraz po południu. Czyli metoda online okazuje się prostsza. 

Jednym słowem zadania na ten tydzień zostały zrealizowane. 

A dziś zostałam opierdolona przez jakiegoś faceta! 

Gościu miał na oko jakieś 6 może 7 lat i był bardzo zirytowany i oburzony, że bezczelnie bez pytania ośmielam się parkować przed jego domem. Masakra poprostu. 

Czekam zawsze na Młodego (o ile wożę go skuterem a nie jedzie sam rowerem) gdzieś nie daleko szkoły przy drodze. Nie chcę stać na ulicy, bo czuję się niekomfortowo jak mnie auta objeżdżają. Wjeżdżam zwykle na chodnik i staję przed czyimś domem, tak by dziatwa mogła przejść a nawet hulajnogą czy rowerkiem przejechać chodnikiem. No i czasem mi się zdarza - tak jak dziś - że stoję z tym skuterem koło chodnika na czyimś prywatnym podjeździe. No i proszę państwa dziś podszedł do mnie ten wkurzony kurdupelek i stanowczym głosem oświadczył, że 

TO JEST JEGO DOM! 

I że on już kolejny raz widzi, że JA bezczelnie parkuję przed JEGO domem, a tak nie wolno! On se nie życzy, by ktoś parkował na JEGO podjeździe! I ON ma nadzieję, że TO było ostatni raz. Więcej ma mnie TU nie zobaczyć. Mam parkować skuter gdzie indziej!

JA PIERDOLĘ!!! KURWA! Szczęka mi opadła!

 i POCZUŁAM SIĘ NAPRAWDĘ OPIERDOLONA! 

OPIERDOLONA PRZEZ MAŁE GÓWNO KTÓRE BY MOGŁO BYĆ MOIM WNUCZKIEM (ale na szczęście kurwa nie jest i mam nadzieję, że nigdy TAKICH wnucząt mieć nie będę)

A Młody stał tuż obok z szeroko otwartymi oczami zawieszony w pół drogi do zakładania kasku i nie mógł wyjść ze zdziwienia. W końcu, jak już wsiadł na motor, mówi - JEZU, CO ZA DZIECIAK! ON JEST JAKIŚ NIENORMALNY CZY CO?!

Potem, gdy wróciliśmy do domu, Młody oświadczył, że dzieciak jest  chyba z tej milusiej klasy, z której te małe skurwysynki cały zeszły rok podskakiwały do Młodego i jego kolegów wyzywając od grubasów i głupków. O tym roczniku niepochlebnie wyrażała się też znajoma, której syn tam chodził, dopóki nie  przeniosła go do innej szkoły. 

Nie no serio, ja wiele rozumiem, że dziecko i w ogóle, ale to nie był jednak dwulatek tylko DRUGOKLASISTA, który już trochę ogłady i rozeznania, co szczylowi wypada a co nie, powinien według mnie posiadać. Przeto trochę mnie przeraża, gdy pomyślę, co z takich małych gnojków wyrośnie. Patrzcie, śpik ledwo od ziemi odrósł a już z ryjem do obcego starego. Uwierzcie, to nie było ani miłe, ani słodkie, ani sympatyczne. O „Dzień Dobry” , „przepraszam” to już nawet nie mówię. 

Nawet Młoda mówi ze zdziwieniem, że jeszcze za jej czasów podstawówkowych żaden pierwszak nie podskakiwał do szóstaków czy piątaków, bo by dostał kopa w rzyć i by się skończyło kozaczenie. O pyskowaniu do dorosłych nie mówiąc. A teraz te śpiki mają się za niewiadomoco i uważają, że wszystko im wolno (rodzice pewnie nie lepsi, bo z dupy się takie zachowania u tak małych dzieci nie biorą przecież)

Cieszę się, że Młody chodzi do klasy z miłymi, sympatycznymi, wesołymi  i mądrymi dziećmi a nie z bandą rozwydrzonych i źle wychowanych bachorów i że dzięki zmianie klasy został rozłączony z kolesiem,  któremu w trzeciej klasie też palemka zaczęła coraz bardziej odbijać…

Dumna jestem, gdy sąsiedzi i znajomi mi donoszą, że moje dzieci mówią im Dzień Dobry i że są zawsze miłe. 

Dumna jestem i zadowolona, że Młodego wszyscy lubią i chwalą, że zarówno Młody jak Młoda stają zawsze bez wahania w obronie słabszych, domagają się przestrzegania regulaminów i respektu dla zasad. Cieszę się, że otaczają się podobnymi ludźmi i że takich dobrych młodzików jest sporo, bo w takich młodych jest nadzieja, że ten świat całkiem się jeszcze nie skurwi.

W tym tygodniu obejrzeliśmy z Młodym świetny film w temacie przemocy i znęcania w szkole oraz samobójstwa.

Ja już oglądałam po raz drugi, bo Młoda też go swego czasu oglądała w szkole. 

„Spijt!” (Żałuję!). Taki jest tytuł.

Młody oglądał go z klasą na etyce, ale nie dokończyli, a on nie może czekać do następnego tygodnia. Film jest na Netflixie, ale tylko po niderlandzku (są angielskie napisy, jakby kogoś interesowało). 

Dobrze, że pokazują w szkole tego typu filmy. Niestety z doświadczenia wiemy, że to i tak nic nie zmienia. Na skurwieli taki film nie będzie miał żadnego większego wpływu. Zrozumieją i poczują go mocno takie dzieci jak moje i być może zareagują kiedyś znalazłszy się w podobnej sytuacji w punkcie obserwatora. Gdy jednak znajdą się w sytuacji ofiary to taki film w niczym im nie pomoże, a może nawet pogorszy ich sytuację, gdy przypomną sobie, jak kończą ofiary przemocy.

Obejrzeć z dzieckiem na pewno warto, by potem o tym porozmawiać, by przygotować dziecko na takie sytuacje i podpowiedzieć mu, co można zrobić wtedy. 

Podobny temat porusza też słynny horror „It”, który też już z Młodym oglądałam. Tyle, że ten trochę lepiej się kończy, bo ofiary zostają bohaterami. A że tam Clown parę dzieciaków zabija to szczegół ;-)

A wy oglądacie z dziećmi życiowe, mocne filmy, czy tylko niegroźne bzdury? 

Rozmawiacie o przemocy, znęcaniu i samobójstwach, czy udajecie, że waszych dzieci to nie dotyczy?

Pytam, bo wiecie, ja też długi czas uważałam, że moich dzieci to nie dotyczy. Kto mógłby chcieć skrzywdzić takie fajne, wesołe, przebojowe, miłe i inteligentne dzieci? Tak myślałam, dopóki Młoda nie uciekła z domu, dopóki nie zobaczyłam u niej ran na rękach, dopóki nie zaczęła pisać listów pożegnalnych i myśleć o zakończeniu beznadziejnego życia pod kołami pociągu. 

Teraz już wiem, że przemoc i zło może dotyczyć kazdego, nawet najbardziej niewinnego, słodkiego i wesołego człowieka w każdym wieku. 

Niestety skurwysyny są wszędzie i ofiarą może być każdy. Podkreślam KAŻDY! Tak, twoje dziecko też! Ale może byc ono też katem albo biernym obserwatorem, który nic nie zrobi, bo nie będzie wiedzieć co może zrobić, gdy go na to nie przygotujesz.

Pamiętajcie, że nawet ośmiolatki popełniają samobójstwa i na przemoc, zło czy chorobę nie trzeba mieć osiemnastu lat.





2 komentarze:

  1. Udalo mi sie wychowac wrazliwa i empatyczna corke.
    Tacy ludzie maja czasami pod gorke, ale dzieki nim swiat jest fajny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję! W takich ludziach nadzieja. I masz rację, jest trudniej, ale piękniej i świat ma więcej barw

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima