8 lipca 2022

Jeszcze tylko jedna chemia przede mną

 Wyczerpujący tydzień. Uf!

Najstarsza podpisała w poniedziałek umowę i zaczęła legalnie oficjalnie zarabiać własne pieniądze. Pracuje, tak jak chciała, czyli po 6 godzin dziennie. Jest zadowolona. Jednak przeżyła też (a ja z nią) chwile stresu… Człowiek czasem martwi się o swoje lub bliskich zdrowie zupełnie niepotrzebnie. Weź się jednak nie martw, olej wszystko, bagatelizuj, podejdź z dystansem, gdy Twoja siostra walczy już kolejny rok z depresja, matka leczy się na raka, a ty odkrywasz u siebie nasilający się ból w okolicach serca… Co innego jak cię ręka boli albo noga, albo nawet dupa, ale serce…? Wypytałam Najstarszą, jak siedzi przy swoim nowym biurku, gdy gra, bo z doświadczenia i oczytania wiem, że taki dziwny ból może się pojawiać od specyficznej często przyjmowanej pozycji… Nic jednak nie pasowało do bólu z lewej strony…

Tak, od paru dni Najstarsza skarżyła się na dziwny ból z lewej strony i pytała, czy to może być coś poważnego. Niestety żadne z nas nie skończyło medycyny, a wyżej wspomniane doświadczenia i parę innych nauczyły nas dmuchać na zimne i pytać lekarza w razie wątpliwości. Zarezerwowałam wizytę na wtorkowy wieczór. Najstarsza poszła rano do pracy, ale nie przestała myśleć o swoim niepokojącym bólu… Dwie godziny później wróciła do domu odwieziona autem razem ze swoim rowerem przez samego szefa. Była blada jak dupa anioła. Powiedziała, że nagle zaczęło jej się strasznie kręcić w głowie. Wyszła na świeże powietrze, ale słabo pomogło. Koledzy w pracy zauważyli, że się cała trzęsie i że okropnie jest blada… Poszła więc do szefa…

Przestraszyłam się nie na żarty. Najstarsza oznajmiła wtedy, że już poprzedniego wieczoru bardzo źle się czuła i poszła spać do siostry, bo się bała sama być. Ja wtedy już spałam, bo przez tę cholerną chemię chodzę często spać już o dziewiętnastej… Młoda stwierdziła wtedy, że to zapewne hiperwentylacja i że to ze stresu… Poszłam i ja dalej tym tropem wypytując Najstarszą, czy czymś się denerwuje, ale nic nie znalazłyśmy. Z niecierpliwością odliczałam długie godziny do wizyty. 

Ech, nie wiem, czy to chemootępienie czy co, ale w normalnych okolicznościach ktoś kto uważa się za w miarę inteligentnego powinien umieć jednak dodać dwa do dwóch. Głupia ja.

No bo się okazało, że obie z Młodą mamy jednak zadatki na lekarza. Obie miałyśmy rację. Doktor zbadał Najstarszą i co stwierdził? Serce i płuca w porządku. Nic poważnego! Winna jest nowa praca!

Najstarsza praktycznie cały miesiąc przepracowała u tapicera w ramach szkolnego stażu szyjąc tam pokrowce na poduszki, na fotele samolotowe, kanapy i wszystko inne, co tylko można u tapicera szyć. Najstarsza jest leworęczna więc lewa strona jest najbardziej obciążona. Najstarsza nie uprawia żadnego sportu, przeto codzienna praca jest teraz sporym wyzwaniem dla jej organizmu. Stąd ten ból z lewej strony. A skąd ta hiperwentylacja? A ile jest dwa do dwóch? Czym może się stresować człowiek, który odczuwa niepokojące bóle w okolicy serca? Pomyślmy… No kuźwa chyba tylko Dora Explorer może zadać tak głupie pytanie i nie potrafić na nie odpowiedzieć… Tak, brawo geniuszu, twoje dziecko przestraszyło się, że coś poważnego dzieje się z jej serduchem i dostało ataku paniki… 

Lekarz zlecił kilka sesji u fizjoterapeuty, gdzie Najstarsza ma poznać kilka ćwiczeń, które będzie mogła potem wykonywać w domu po pracy, by poprawić kondycję swojej klaty. Ma też nauczyć się ćwiczeń oddechowych w razie kolejnej hiperwentylacji. Ponadto ma odebrać porcję jakichś masaży. Pierwszą wizytę udało się umówić zaraz na drugi dzień. Kolejną ma w przyszłym tygodniu. Jednak uspokojona przez lekarza spokojnie bez problemów przepracowała cały tydzień nie przejmując się więcej jakimś bólem.

Młoda zaczęła tydzień od wizyty u psychiatry. Lepiej się nie da. Psychiatra okazała się w porządku. Po dłuższej pogawędce i przeczytaniu wszystkich diagnoz Młodej, przepisała jej coś mocniejszego, ale rzekomo nie uzależniającego, na sen, bo Młoda ma ciągle poważne problemy z zaśnięciem i jakością snu. Gdyby poprawa jakości snu nie wpłynęła jednak za jakiś czas na poprawę samopoczucia, Młoda ma zacząć brać jeszcze większą dawkę antydepresantów… Pożyjemy zobaczymy.

W środę ortodontka. W czwartek przedostatnia chemia.

Dotąd miałam to gdzieś, nie myślałam o tym. Żyłam od chemii do chemii, dzień po dniu,  ale w ten czwartek po powrocie do domu zaczęłam nagle odczuwać wielką radość i zniecierpliwienie. Oto dotarłam do końca chemioterapii. Już widać metę. Ostatnia prosta i koniec tej rundy. Pół roku minęło i udało się to przetrwać z podniesionym czołem i uśmiechem na pysku. Nie zawsze było łatwo, ale się nie poddałam. Walczyłam i walczę każdego dnia ze swoimi słabościami i niedomaganiami. Zaganiam się do roboty. Sprzątam, piorę, gotuję, wożę dzieci, gdzie trzeba je zawieźć. Zaganiam się do porannej gimnastyki i na rower, co czasem się nie udaje. No dobra, CZASEM SIĘ UDAJE, częściej nie, bo mnie nogi bolą, bo mi się rano bardzo siku chce, bo w głowie mi się kręci, a najczęściej to po prostu zwyczajnie mi się kurwa nie chce. O! 

Dziś byłam dobrym człowiekiem i zrobiłam gimnastykę jak należy. Kilka minut bo kilka minut, ale tu nie chodzi o osiągnięcia tylko zasady - poranna gimnastyka to to, co robiłam od czasów liceum z drobnymi przerwami. Jak raz to przerwiesz, to potem ciężko wrócić. A żaden rak nie będzie mi mówił, jak mam kurwa żyć! 

Dziś posprzątałam też uczciwie cały dół, bo ostatnio taką manianę odpierdalałam, że już wstyd było się przed sobą samą przyznać, że to zagracone i brudne pomieszczenie przypominające składowisko rupieci to mój salon w moim domu. Udało się odgruzować i teraz nawet można przejść spokojnie od wejścia do kuchni bez potykania się o skrzynki z ubraniami, stare gazety, kapcie, kaski, przydasie i dowyrzuceniasie. Na półkach też posprzątałam. W kuchni nawet szafki umyłam. Kibel posprzątałam. Podłogi umyłam mopem. Łazienka, jak chce, niech się sama posprząta, no bo bez przesadyzmu… ileż można sprzątać jednego dnia? Panie! Kurnik za to posprzątałam piknie i napudrowałam diadomitem. Potem musiałam wziąć prysznic, bo cała byłam utytłana w tym cholernym pyle.

Upiekłam nasze ulubione pyszne żeberka w marynacie miodowo-musztardowo-ketchupowej oraz małe ziemniaczki w łupinkach. To był bardzo dobry dzień, choć pysk mam czerwony i opuchnięty przez te piekielne rakobójcze chemikalia. Obolałe paznokcie są też irytujące. O krwawiącym wiecznie nosie nawet nie wspominam. Co za szajs z tą chemią!

Jutro zamierzam się opierdalać. Bo mogę. Młody chce obejrzeć ze mną jakiś film, bo dawno nic razem nie oglądaliśmy. Może nawet do kina skoczymy na jakąś baję…

krajobraz spod domu psychiatry



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima