7 stycznia 2023

Koniec starego i początek nowego

 Zanim przejdę do nowego miłościwie nam już panującego roku, wrócę jeszcze na momencik do grudnia…

Przez dwa dni pomiędzy świętami a Nowym Rokiem Młody chodził na workshopy techniczne odbywające się w szkole średniej, do której pewnie będziemy próbowali go zapisać już nie długo.

 W tym kraju nie jest to proste. Tyle dobrze, że teraz choć namiotów nie trzeba rozbijać pod szkołą, jak to jeszcze kilka lat temu bywało. Tak, tak, kilka lat temu kilka dni przed dniem zapisów do przedszkola, podstawówki czy szkoły średniej rodzice zaczynali rozbijać obozy pod wybranymi szkołami, by zapisać swoje dziecko. W Belgii często bowiem brakuje miejsc w szkołach, a każdy chce wysłać pociechę do najlepszej szkoły albo najbliżej domu…

Ostatnimi laty, by ten proceder ukrócić, wprowadzono zapisy online, po których komputer przydziela dzieci do szkół według różnych kategorii. 

I tak u nas zapisy internetowe do okolicznych szkół średnich rozpoczną się 27 marca i będą trwały prawie miesiąc. Potem system przydzieli dzieci do szkół  oraz na listy rezerwowe. Następnie od połowy maja do połowy czerwca będzie można już oficjalnie dokończyć zapis w danej szkole dopełniając stosownych formalności. W systemie można będzie podać kilka szkół, które się wybrało zaczynając od tej, na której najbardziej nam zależy. 

Oczywiście nie wystarczy tylko chcieć. Ważny jest też raport końcoworoczny oraz opinia rad klasowych i poradni CLB, czyli rezultaty z nauki w szóstej klasie. O wyniki Młodego raczej nie ma się co martwić, ale gdzie uda się go zapisać to już inna kwestia… 

Zajęcia feryjne Młodemu bardzo się spodobały. W pierwszy dzień programowali roboty LEGO mindstorms i robili mini robociki ze szczotki. Młody opowiadał, że sami wszystko przycinali, kleili i lutowali. Uczyli się też korzystać z mierników i innych narzędzi.

Drugiego dnia było drukowanie w 3D i zabawy laserem. Najpierw projektowali rzeczy na komputerze a potem urządzenia robiły, co nakazane. Młody oczywiście się przechwalał, że on w 5 minut był gotowy, gdy reszta kwadransa potrzebowała, by uporać się z programem. Zrobił dla siostry i siebie zawieszki na drzwi za pomocą lasera. W drukarce 3D też coś dla siostrzyczki wydrukował… Gdyby kogo ciekawiło, dwudniowy workshop kosztował 65€ za dwa dni. 


Przed końcem roku udaliśmy się też w końcu w gości do długo niewidzianych znajomych, gdzie bardzo przyjemnie spędziliśmy czas na pogaduchach. 

Jesteśmy z natury raczej mało towarzyscy i najchętniej spędzamy czas we własnym gronie. Rzadko kogo zapraszamy i rzadko idziemy w gości, ale kilkoro takich znajomych mamy w tym kraju, z którymi raz na jakiś czas się spotkamy, by się trochę posocjalizować.





Nowy rok przyszedł do nas jednak bez fajerwerków czy innego tam szału. Nie czekaliśmy bynajmniej na jego nadejście, tylko zwyczajnie poszliśmy spać. W ogóle nie pojmuję tego szału sylwestrowo-noworocznego i nie wiem, o co tyle hałasu. A tak a propos hałasu, to w radio mówili, że pora się zastanowić nad całkowitym zakazem fajerwerków, bo ponoć drugie tyle osób co rok temu trafiło na pogotowie uszkodzonych przez petardy. Jestem za, jakby kto pytał. Niektórych to może i rajcuje, ale ja tam cenię sobie ciszę i spokój. Spokojnie zatem mogę się obejść bez takiej atrakcji. Podejrzewam, że sporo ludzi starszych czy chorych podziela moje zdanie. Szanuję też zwierzęta, które często cierpią przez tę ludzką zabawę. 

Młody parę dni też lekko pokaszlał, pogorączkował i pobiadolił na ból głowy oraz zaprzestał prawie całkiem jedzenia, ale już wszystko wróciło do normy. 

Pierwszy tydzień roku 

był dla mnie wyczerpujący fizycznie i psychicznie. Nowe biuro zrobiło mi żart zamieniając kolejność tygodni. Jeden tydzień pracuję tylko w jeden dzień 8 godzin, a resztę tylko do południa, a w drugi tydzień pracuję trzy pełne dni. No i wzięli od długiego tygodnia zaczęli. Niby wszystko jedno, ale po urlopie długi taki tydzień był bardzo ciężki. Powiem po raz nie wiem który, że moje ciało jest ciągle w trakcie regeneracji po torturach antyrakowych z poprzedniego roku i pod wpływem terapii antyhormonalnej. Czyli jest słabe i obolałe.

Byłam u nowego lekarza rodzinnego po comiesięczny zastrzyk i przy okazji zapytałam o bolące ramiona. Obejrzawszy je, stwierdził że niestety (albo i stety) to też od piguł i nic na to nie poradzi. Dodał, że w tych okolicznościach sprzątanie nie jest idealnym zawodem. Ameryki tym nie odkrył. Jest jak jest. Trza z tym żyć i cierpieć z godnością zapierdalając na miotle, bo pieniądze wszak na drzewie nie rosną, ideałami się nikt nie naje ani nie przyodzieje, a z pustego i Salomon nie naleje.

Lać to leje deszcz znowu bez opamiętania prawie codziennie. Ciepło jest, bo po kilkanaście stopni. W Sylwestra dowaliło nawet 17 w plusie, co nie jest nawet w tym kraju normalne. Wieje wiatr. Czasem to nawet piździ. 

Wczoraj ledwo się na nogach słaniałam po powrocie z roboty i jak się walnęłam do wyra o dwudziestej pierwszej tak o ósmej dopiero się obudziłam. To była dobra noc. Bardzo dobra. Wręcz doskonała. W ostatnich czasach bowiem systematycznie budzę się koło pierwszej, drugiej i gapię się w sufit do rana, a to nie sprzyja raczej wypoczynkowi. Przeto taka dobrze przespana noc jest miłą odmianą. 

Młoda w tym tygodniu po ponad trzech latach pozbyła się wreszcie aparatu z zębów. Hurra! 

Nerwy były okropne i oczywiscie jak zwykle jakieś cyrki. Psychiatra przepisała jej rzekomo tramadol. Teraz recepty są elektroniczne, czyli na dowodzie osobistym albo karcie ubezpieczenia (dzieci). Dzień przed wizytą u ortodonty Młoda pobiegła do apteki, a tu niespodzianka - nie ma żadnego tramadolu na dowodzie. Przybiegła do domu i dawaj szukać papierowej recepty, bo niektórzy jeszcze ich używają i może psychiatra dała papierową, kto tam pamięta, jak dawno to było. A guzik! Nie ma recepty. A tu nazajutrz ortodonta. Panika. Nerwa. Wkurw. W końcu chcąc nie chcąc Młoda wystukała w necie wizytę do nowego rodzinnego na rano. Dobrze, że ortodonta na popołudniu. 

Dostała piguły. Lekarz zalecił jedną wziąć od razu, a drugą przed samym wyjściem z domu. Młoda zabrała też słuchawki, bo głośna muzyka działa wszak znieczulająco. Przynajmniej na nas. Ortodontka pochwaliła pomysł, a potem się śmiała, że Młoda musi odtykać uszy, gdy coś się do niej mówi. Trochę nadal bolało czyszczenie zębów z kleju , ale metoda na pigułę okazała się jednak skuteczna i dało się przeżyć ściąganie aparatu. 

Drut na dolnych zębach Młodej nie przeszkadza za bardzo, ale niewątpliwie czyszczenie paszczy utrudnia. W przyszłym tygodniu pójdzie odebrać aparat do zakładania na noc. Przyjemność kosztowała ponad 400€. Miło się robi interesy z medykami. 







Świnie miewają się dobrze. I stare, i nowe. Śmiechu jest z nich co niemiara, bo to przesympatyczne zwierzątka. Ale roboty też jest co niemiara. I w głowie ciągle mi się nie mieści, że ktoś komuś może takie świństwo zrobić.

Przez kilka dni nie odzywaliśmy się w ogóle do tej kretynki ani nie otwieraliśmy drzwi. Dla jej własnego dobra. Miałam mordercze myśli pod jej adresem. Jak już mi trochę przeszło, powiedziałam jej, że to był głupi prezent i dlaczego to był głupi prezent, i że nigdy nie kupuje się nikomu zwierząt na prezenty. Ale dodałam, że świnki są fajne i dobrze się nimi zaopiekujemy, choć to dla nas spory kłopot. Powiedziała sorry, ale mam wrażenie, że nie do końca zrozumiała… 

Topór wojenny zakopałam na razie, ale zamierzam unikać kontaktów dla własnego dobra. 
Lady

Maggie (a z tyłu Bobek), Lady, Migotka, Love

Maggie i jej interpretacja namiotu

Maggie patrząca na gówniarzy z góry

Z moich genialnych pomysłów i czynów dokonanych w tym roku jeszcze należy bez wątpieniach jeden tu wymienić. Pod wpływem chwili postanowiłam zapisać się na kurs niderlandzkiego online. Bo był. No to kliknęłam, zapłaciłam, zamówiłam podręczniki. 5 minut roboty. 

Dlaczego? Bo mam już dość swoich braków i niedociągnięć językowych, dukania, stękania i kombinowania jak koń pod górę naokoło, by powiedzieć wszystko, co mam do powiedzenia, a zawsze mam dużo, by pisać i mówić bez błędów gramatycznych. Nienawidzę mówić z błędami niczym tłuk jakiś. Irytuje mnie nieznajomość niektórych słów i zwrotów. Belgowie twierdzą, że bardzo dobrze mówię po niderlandzku. Tak, dobrze jak na Poloczka, na obcokrajowca. Ale oni nie wiedzą, jakie to upokarzające i denerwujące dla mnie poprawiać się po kilka razy, łapać się na błędach, niezrozumieniu, co chwilę dopytywać, wiecznie szukać słów w tłumaczu, słownikach, prosić córkę o sprawdzanie i korygowanie ważnych mejli… No jak debil! 

Nie wiem, czy starczy mi sił na uczestnictwo w lekcjach do 21.30 dwa razy w tygodniu przez pół roku.

Nie wiem, czy mój chemomózg da rady cokolwiek nowego przyswoić i zapamiętać.

Ale jak nie spróbuję, to się nie dowiem. 

Wybrałam 2.3 - ten poziom, którego nie dokończyłam kilka lat temu, choć skończyłam 2.4 i choć od tego czasu sporo się nauczyłam sama rozmawiając normalnie z ludźmi, czytając książki, gazety, artykuły w necie, pisząc mejle, chodząc do lekarzy, załatwiając sprawy w urzędach, szukając informacji do tego bloga i dla siebie samej. Mogłabym zatem zapewne zdać test na jakiś wyższy poziom, ale pomyślałam, że po pierwsze mój łeb nie działa sprawnie, po wtóre chcę sobie powtórzyć wszystko i uzupełnić braki z gramatyki, które przerabiałam już, ale nie do końca przyswoiłam. Po trzecie chcę mieć na początek łatwo, by móc w razie co opuszczać bezkarnie lekcje 😏. Jakby się za nisko okazało, to zapiszę się na wyższy, ot filozofia.



Godzin dodatkowych na razie nie biorę. Nie bardzo mam ochotę pogodzić się z tym, że moje ciało postarzało się nagle o jakieś 20 lat w ciągu ostatnich 12 miesięcy, ale chyba trzeba. Trzeba dać sobie czas na regenerację ciała i powrót sił. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Próbuję siebie przekonać, nie was. Źle się czuję jako chora, niedomagająca, słaba, rozlazła i obolała. Chcę mieć ciągle chęć do życia i siłę do pracy. Chcę być w pełni sprawna fizycznie i umysłowo. Ciężko jest zaakceptować swoją niedyspozycję, niesprawność i wybrakowanie. Dlatego często łapię doła i tracę całkiem chęć do życia i działania albo porywam się z motyką na Księżyc…







 












12 komentarzy:

  1. Magda daj znać jak Ci idzie nauka niderlandzkiego online. Czy zajęcia są do przyswojenia. Również chciałam zapisać się na kurs online bo inną formę kursu będzie mi ciężko pogodzić z pracą zmianową. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, kim jesteś, ale bądź pewna, że o nauce tu napiszę nie raz. A myślałaś o duolingo? Moje dzieci z tej aplikacji korzystają i są zadowolone. Najstarsza uczyła się hiszpańskiego (ale się znudziła), Młoda piłowała francuski na wyższym poziomie. Młody uczy się włoskiego, a i nastoletni kuzyn Młodego też jakiś język przerabia, bo to on Młodego zachęcił. To jest za friko, więc nic nie tracisz. Ten, na który ja się zapisałam jest ze szkoły dla dorosłych, do której wcześniej chodziłam na niższe poziomy (dokładnie to sieć szkół dofinansowywanych przez państwo). Jeden poziom kosztuje mnie 100€ z podręcznikami. Niższe poziomy można mieć za połowę ceny (specjalne czeki edukacyjne) albo za darmo, jeśli ma się kurs integracyjny. Mowa oczywiście o Belgii, bo nie wiem, skąd klikasz…? W Be można też stacjonarnie w soboty do południa kurs znaleźć, ale pierwszy poziom tylko w okolicy Antwerpii widziałam, bo dla Małżonka szukałam.

      Usuń
  2. Jestes wielka! Trojka dzieci, ciezka praca, tyle swinek morskich i teraz szkola!
    Twarda sztuka nie ma co!
    ElaBru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twarda dupa i ręce, ale miętkie serce hehe. Ale nie przesadzajmy, dzieci są stare i w pełni samodzielne i odpowiedzialne. Nie jestem sama z tymi świniami i resztą naszego prywatnego cyrku. Mój Chłop świetnie sobie radzi z gotowaniem, praniem, sprzątaniem, a i zakupy na jego głowie. Młodzież też wie, od której strony miotłę się trzyma i jak działa kuchenka. Tam może nie leżę całe dnie i nie pachnę, ale mam czas, by się poobijać, popisać tu te bzdury, poczytać itd, to i lekcje gdzieś wcisnę. Niderlandzki nigdy nie był dla mnie trudny, więc jest nadzieja, że z chemo mózgiem się powiedzie

      Usuń
  3. Widzę, że Twój nowy rok zaczął się tak samo jak mój. Oby reszta roku była lepsza!

    Ja również nie rozumiem tego szału sylwestrowo-noworocznego i presji, żeby akurat w ten dzień robić coś szałowego. Dzień jak co dzień. Powiem Ci, że w Irlandii korzystanie z petard jest nielegalne, a i tak co roku - przed Halloween i później na sylwestra - znajdują się idioci, którzy je odpalają.

    Podziwiam za chęć nauki niderlandzkiego, dla mnie ten język jest tak samo odpychający jak niemiecki, a z takim nastawieniem nauka nie szłaby mi dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idiotów nie sieją… ale wszędzie ich pełno.
      Mnie fascynuje większość języków. Jakby doba miała z 3 razy tyle godzin, to chętnie odświeżyła bym sobie niemiecki, rosyjski, kontynuowała francuski i spróbowała arabskiego… No dobra, nie dawno nauczyłam się trzech liter, bo u jednej klientki Arabka przychodzi co tydzień uczyć dzieci po lekcjach i się zaciekawiłam, a ona mi chętnie wyjaśniła… Sam niderlandzki jest okej, ale tu we Flandrii co wioska to inny dialekt. A znając niderlandzki, zrozumiesz Flamandów tak samo, jak znając polski jesteś w stanie zrozumieć rodowitego Ślązoka 😳. To co słyszę u nas, to jakby mieszanina niderlandzkiego, francuskiego, niemieckiego i angielskiego wypowiadana ze specjalnym układaniem ust w ryjek… A flandria Zachodnia to dopiero jaja - oni prawie że spółgłosek nie używają. Ja nic nie rozumiem, choć niderlandzkim posługuję się w tym momencie raczej komunikatywnie tylko z błędami gramatycznymi i ubogim słownictwem.

      Usuń
  4. Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że i ja Cię podziwiam i nie wiem, skąd bierzesz na to siły!
    Powodzenia we wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tu co podziwiać. Ja czuję się dobrze tylko wtedy, gdy mam dużo zajęć i mam jakiś cel, który nadaje sens temu durnemu życiu. Jak padam na ryj ze zmęczenia, nie mam czasu rozmyślać nad tym wszystkim.

      Usuń
  5. kurde nie lenisz się kobieto ;) działasz aktywnie i nie pozwalasz sobie na marudzenie. Podziwiam Cię za ten szybki powrót do pracy i że dajesz radę. Ja wprawdzie jeszcze nie skończyłam (w święta przeszłam operację i teraz czekam na wyniki i radio) ale nasz ZUS zrobił mi komisję zaocznie i uznał, że jeszcze przez cały rok nie nadam się do pracy. A Ty w sumie nie miałaś czasu na regenerację tylko od razu do roboty. Wręcz sobie tego nie wyobrażam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie musiałam wracać do roboty. To był mój własny wybór, bo ja bym w domu ocipiała chyba haha. Oficjalne chorobowe miałam do końca listopada, do pracy wróciłam na początku października zaraz po radioterapii, bo onkolog powiedziała, że mogę, jak chcę. Tu niektóre babki cały czas pracowały podczas chemo, radio, tylko wiadomo nie w takiej robocie jak moja, raczej takiej, co przez internet można robić bez wysiłku fizycznego i bez stresu. Mogłabym też przedłużyć chorobowe, bo w kwestii raka raczej komisje by nic nie wydziwiały, tyle, że po roku zasiłek zmniejszają… to tego sobie już w ogóle nie wyobrażam przy dzisiejszych cenach. Nie ukrywam jednak, że czuję piekielne osłabienie organizmu… Ale co mnie nie zabije to mnie wzmocni, tak mówią ;-)

      Usuń
    2. dlatego właśnie podziwiam. Mnie też będą w tym roku płacić okrojone chorobowe ale ja jednak posiedzę w domu i podumam nad zmianą pracy na mniej stresującą.

      Widzę, że w tym roku masz 10 lat blogowania :)

      POLLY

      Usuń
    3. Tak, 10 lat w BE i 10 lat bloga, a trzynastego listopada trzynaście lat małżeństwa 😈. To nie może być zły rok ;-)

      Usuń

Komentujesz na własne ryzyko