Swego czasu wspomniałam, że u Młodego w szkole uczniowie raz w tygodniu obowiązkowo przynoszą książki do czytania i muszą czytać je na lekcji. Podzieliliście się wtedy ze mną uwagami, że u was było by to niewykonalne, bo uczniowie by sobie wzajemnie przeszkadzali. Postanowiłam zatem wypytać Młodego, jak u nich to czytanie w praktyce wygląda i czy uczniowie faktycznie grzecznie siedzą i czytają, czy też to piękna teoria, a w praktyce małpi gaj.
Uczniowie grzecznie czytają książki
Nauczycielka włącza wtedy ogień, tzn wyświetla ogień z projektora na tablicy. Młody dodaje, że dźwięk trzaskającego ognia go wnerwia i nie może się przez to skupić, przeto on mógłby się spokojnie bez tego obejść, ale ogólnie jest okej. Uczniowie w każdym razie grzecznie czytają. Czasem tylko ktoś zapyta nauczycielki o jakieś słowo, którego nie rozumie, ale poza tym jest spokojnie. Nie ma w każdym razie żadnego gadania, czy innego cudowania.
Dalej wypytałam Młodego o to jak ogólnie wygląda sytuacja w szkole średniej, czyli jak zachowują się uczniowie na poszczególnych lekcjach, na przerwie, na praktyce, w stosunku do nauczycieli etc. Wydrukowałam sobie w tym celu cały regulamin szkolny i pozakreślałam interesujące mnie kwestie, a potem zapytałam Młodego jak to wygląda w rzeczywistości.
Dodam od razu, że to jest regulamin i sytucja z jednej konkretnej flamandzkiej szkoły technicznej. Jest to szkoła mała, dosyć - można chyba rzec, elitarna w jednej z wiejskich gmin niedaleko od Brukseli. Niestety nie wszędzie życie szkolne wygląda tak jak tu. Każda szkoła jest inna i to nietylko dlatego, że w BE mamy różne rodzaje szkół. Choć i to nie jest bez znaczenia…
W niektórych jest tragicznie, jeśli idzie o zachowanie i zasady, czasem wręcz niebezpiecznie i dla nauczycieli i dla uczniów. Są szkoły, w których jest przemoc, są narkotyki, brakuje kultury, ogłady, wzajemnego szacunku no i zwykle też nauczycieli...
W szkołach, które poznaliśmy dzięki naszym Dziewczynom, też bywało różnie, ale z wyjątkiem pierwszej ich szkoły średniej, pozostałe jednak podobne zasady miały, jak ta, do której chodzi Ajzajdor. Szkoła Najstarszej była na początku była małą szkołą (potem połączyła się z inną szkołą średnią z tej samej miejscowości), gdzie każdy każdego znał, a na kierunkach Mody było po kilka do kilkunastu uczniów.
Dwie pozostałe Szkoły Młodej należą raczej do szkół dużych. Jedna w wiosce, druga w dużym mieście. Obie katolickie, tak samo jak była szkoła Najstarszej. Różnią się od siebie jak to szkoła wiejska od miejskiej. W pierwszej uczy się młodzież z okolicy, w drugiej z całej Flandrii ze względu na rzadkie kierunki, jak choćby fotografia. Niemniej jednak Dziewczyny w dużej mierze potwierdzają to, co obserwuje i doświadcza teraz Młody.
Przypomnę tu dla porządku i dla tych, którzy się nie orientują w belgijskim systemie edukacji, że we Flandrii do szkoły średniej idzie się w wieku około 12 lat po ukończeniu 3 klas przedszkola i 6 klas szkoły podstawowej. Szkoła średnia ma również 6 (czasem 7) klas, które podzielone są na 3 etapy (stopnie) po 2 lata. Przy czym pierwszy stopień jest dosyć ogólny, a od 3 klasy zawęża się już dziedzinę, a potem po kolejnych dwóch klasach zawęża się jeszcze bardziej wybierając konkretny kierunek nauki, a tych kierunków jest całe mrowie...
Wróćmy jednak do regulaminu szkoły Epickiego Ajzajdora.
Regulamin szkolny mówi jasno, jak trzeba się zachowywać, co jest dozwolone, a co nie. Mówi też wyraźnie, jakie są konsekwecje nieprzestrzeganie tych wytycznych i każdy wie, że konsekwencje są szybko wyciągane i dosyć szybko ze szkoły można wylecieć, gdy się ich nie przestrzega. Renomowane małe szkoły mają to do siebie, że trudno się do nich dostać, no bo jest mało miejsc i mają wysokie wymagania, co na dzień dobry odsiewa wiele draństwa i patologii. Niemniej jednak to, jak szkoła jest zarządzana, ma bez wątpienia spore znaczenie. W tej szkole - moim zdaniem - panuje bardzo rodzinna przyjazna ciepła atmosfera, ale jednocześnie młodzież trzymana jest dosyć krótko. No ale po kolei.
Wszyscy muszą być na lekcji na czas. Spóźnienia są karane.
Pierwsza lekcja zaczyna się o 8:15. Rozpoczęcie każdej lekcji zwiastują dwa dzwonki. Pierwszy zwiastuje koniec przerwy i wtedy uczniowie mają spokojnie udać się na miejsce zbiórki swojej klasy (każda klasa ma wyznaczone miejsce na podwórku).
Przypomnę, że w Belgii uczniowie zawsze spędzają przerwy na podwórku, rano również czekają na dzwonek na podwórku. Po drugim dzwonku wszyscy mają zamilknąć i w ciszy czekać na przyjście ich nauczyciela, z którym idą do klasy.
Młody mówi, że wszyscy idą na swoje miejsce po pierwszym dzwonku, ale większość gada. Gdy nauczyciel dyżurujący na podwórku upomni, chwilę są cicho, ale gdy tylko odejdzie, znowu jest szum. Gdy jednak nauczyciel prowadzący ich lekcję nadejdzie, milkną i w miarę swpokojnie idą za nim do klasy, gdzie czekają na stojąco przy swojej ławce, aż nauczyciel pozwoli im usiąść. Ta zasada jest przestrzegana.
U Młodej nie trzeba było czekać, tylko każdy siadał na swoim miejscu od razu.
Spóźnienia są karane zostawaniem po lekcjach.
Minimum jest to 10 minut kozy, ale zasadniczo po kozie zostaje się drugie tyle czasu, ile wyniosło spóźnienie. Zatem ktoś spóźnił się 15 minut, zostaje pół godziny po lekcjach. Pół godziny spóźnienia to godzina kozy. Spóźnienia usprawiedliwione są odnotowywane, ale nie są karane. Czyli gdy ktoś spóźni się z powodu strajku kolei, nie zostanie ukarany, ale dobrze jest móc przedstawić na to dowód. Oczywiście wioloktotne systematyczme spónienia z powodu spóźnień autobusu czy pociągu raczej nie spotkają się ze zrozumieniem, tylko każą ci godzinę wcześniej wyjść z domu no i zostaniesz po kozie.
Na lekcjach jest cicho. Nikt nie gada, nie wstaje, nie hałasuje.
Na lekcji nie wolno wychodzić do toalety. Z toalet korzysta się tylko w czasie przerwy. Młody dodaje, że niektórzy nauczyciele wyjątkowo pozwalają wyjść do wuceta, ale zawsze trzeba najpierw podnieść rękę i zapytać o to. Większość wyjątki robi tylko przy problemach zdrowotnych, na które jednak trzeba mieć papier albo od lekarza, gdy problem chroniczny, albo od rodzica na dany dzień (jakaś grypa żołądkowa np). Oj, Młoda wspomina tu, jak nasz były lekarz się wnerwiał, że musiał jej wypisywać zgody na wychodzenie do toalety, bo uważał, że to już przesada, iż dokument od rodzica nie wystarczy.
Gdy do klasy wchodzi dyrektor szkoły, wszyscy wstają i mówią chórem "Dzień dobry Panie Dyrektorze/Pani Dyrektor". Na odwiedziny innych nauczycieli się nie wstaje.
Co się dzieje, gdy ktoś gada, wstaje bez pozwolenia?
Najpierw jest upominany, potem wylatuje za drzwi. Czasem wylatuje za drzwi od razu, jak nauczyciel uzna, że za bardzo przegiął. Po wyrzuceniu z klasy należy natychmiast udać się do sekretariatu, gdzie zanotują uwagę i powiedzą, czy jest jakaś kara. Choć nauczyciel może też chyba zwyczajnie online od razu zanotować uwagę.
Z regulaminu wynika, że można zostać usuniętym z danej lekcji na dłuższy okres czasu, czyli np na cały trymestr czy cały rok. Młoda opowiadała, że kiedyś w jej dawnej szkole ktoś nie mógł chodzić do końca roku na lekcje chemii, po tym jak nie zastosował się do poleceń nauczyciela podczas doświadczeń z użyciem ognia czy innych tam materiałów potencjalnie niebezpiecznych.
Z lekcji praktyki, czyli z warsztatu też można zostać usuniętym, gdy nie przestrzega się zadad bezpieczeństwa.
Co wtedy? Uczeń pewnie spędza te lekcje pod nadzorem w innej sali i musi sam się uczyć, by zdać egzaminy, ale nie mamy doświadczeń w tym temacie, a tylko się domyślam, że tak jest.
Młody zeznaje, że na lekcjach jest cicho. Uczniowie słuchają nauczyciela i wykonują jego polecenia.
Moim zdaniem wielu przestrzega zasad ot tak po prostu, bo są przekonani, że tak trzeba, bo tak zostali wychowani przez swoich rodziców. Innych w ryzach trzymają kary, które mogą być różne - najpopularniejsze jest zostawanie po kozie, bywa że godzinę albo i dwie. Czasem trzeba kilkaset razy napisać wtedy "Nie będę przeszkadzał na lekcji" czy coś w tym stylu, czyli stara szkoła. Mogą też to być dodatkowe zadania domowe, a nawet prace fizyczne, czyli jakieś sprzątańsko czy inne takie.
Jeśli zwykłe proste kary nie zadziałają, wszczyna się procedurę przywołania do porządku (rozmowy z pedagogiem dyrektorem, rodzicami, pomoc poradni, itp), a potem, gdy to nie również nie poskutkuje, wszczyna się procedurę dyscyplinarną. Skreślenia uczniów są tu raczej na porządku dziennym. Nie dawno nawet koleżanka Młodego została ponoć, jak się dowiedział Młody, za coś wyrzucona ze swojej szkoły.
Jak wyglądają przerwy?
Przerwy spędza się na podwórku. Młodzież w tej szkole ma do dyspozycji stoły do ping-ponga, piłkarzyki, można grać w koszykówkę, bo są kosze. W piłkę nożną według regulaminu nie wolno grać, ale za zgodą nauczyciela można kopać gumową piłką. Są też ławki na których można sobie usiąść i pogadać z kolegami. Z obserwacji Młodego wynika, że większość właśnie to robi - gada.
Południowa przerwa trwa godzinę i wtedy na początku większość idzie obowiązkowo jeść kanapki (czy co tam se kto przyniesie) do jadalni, ale niektóre starsze klasy mogą jeść na podwórku. Mają tam ławki pod dachem do dyspozycji. Niektórzy idą na obiadową przerwę do domu, ale muszą mieć na to stosowne zezwolenie, które okazują w sekretariacie. Tylko uczniowie mieszkający do 3 km od szkoły mogą takie zezwolenie dostać za zgodą rodziców.
Podczas przerwy obiadowej w jadalni można wyjątkowo korzystać z telefonów i tabletów, ale nie wolno telefonować. Na podwórku już wszelaki sprzęt ma być schowany do tornistra, a po jedzeniu każdy zasuwa obowiązkowo na podwórko nawet jak by wiało, lało, czy żabami ciskało.
W szkole obowiązuje ogólny zakaz używania telefonów, laptopów, konsoli i innej elektroniki.
Wchodząc do szkoły wszystek sprzęt należy wyłączyć i schować do tornistra. Nie wolno używać ani nikomu pokazywać. Wyjątkiem jest w/w czas w jadalni oraz lekcje.
Laptopów i czasem telefonów używa się systematycznie na lekcjach. Każdy uczeń nosi codziennie za sobą swój laptop (Młody ma wypożyczony ze szkoły za opłatą, ale też go codziennie nosi). Jednakże i tutaj korzysta się tylko za zgodą czy poleceniem nauczyciela.
Przyłapanie kogoś z telefonem poza czasem na to przeznaczonym spotyka się natychmiast z zanotowaniem uwagi i zabraniem telefonu.
Za pierwszym razem telefon można odebrać zaraz po lekcji z sekretariatu. Za drugim razem uczeń musi czekać pół godziny po lekcjach (czyli zostać po kozie) na swój telefon. Za 3 razem czeka już godzinę. Przy czym regulamin mówi, że szkoła nie przechowuje telefonów do drugiego dnia, z czego wniosek, że albo go odbierasz albo tracisz na zawsze. O czwartym razie nie ma w regulaminie, z czego należy zapewne wnioskować, że to wiąże się z rozpoczeciem procedury przywołania do porządku albo i dyscyplinarnej.
Gdy ktoś potrzebuje pilnie gdzieś zadzwonić, musi udać się w tym celu do sekretariatu. Tak samo, gdy uczeń oczekuje ważnego telefonu, powinno się to odbyć przez sekretariat, czyli ktoś dzwoni do szkoły, a sekratarka woła ucznia do telefonu.
W szkołach dziewczyn można było korzystać z telefonów na całej przerwie południowej do słuchania muzyki. Zabronione było telefonowanie, filmowanie i robienie zdjęć. Każda szkoła ma tu jednak własne zasady.
Ubiór
W regulaminie stoi, że uczeń ma wyglądać schludnie i czysto. Stroje wakacyjne typu klapki, koszulki na ramiączkach oraz zbyt krótkie spodnice lub spodenki oraz przesadne makijaże czy fryzury nie są dozwolone. Zabronione jest też noszenie nakrycia głowy na terenie szkoły, z wyjątkiem dla nakryć głowy z przyczyn medycznych. Na podwórku można nosić np czapki. W wielu szkołach zabronione są też widoczne tatuaże, piercing, czy ogólnie farbowanie włosów.
Podczas lekcji w-f, basenu nosi się stroje zalecone przez szkołę, w tym wypadku jest to granatowa koszulka z nazwą szkoły i czerwone spodenki, a na basenie czerwony czepek.
Na lekcjach praktyki w warsztacie obowiązuje koszulka i bluza z nazwą szkoły oraz stosowne ubranie robocze, obuwie robocze i nakrycia głowy (np kaski), maski, okulary etc. Zakazane są pierścionki, kolczyki, piercing, łańcuszki, a długie włosy muszą być związane lub/i zabezpieczone siateczką
Dlaczego belgijscy uczniowie uważają na lekcjach i siedzą spokojnie?
Młoda uważa, że w klasach w których ona była, każdy uważał na lekcji i był cicho, bo kazdy przyszedł na lekcje, by się czegoś nauczyć. Gdy ktoś wybiera takie kierunki jak łacina, nauki przyrodnicze, czy klasę inzynierów to znaczy, że chce się uczyć, że chce kiedyś iść na studia i ma jakiś konkretny cel na oku. To trudne kierunki wymagające pewnych kompetencji, specyficznych zainteresowań i odpowiedniego ilorazu inteligencji. Tak samo, ciągnie dalej Młoda, nikt nie wybiera fotografii, gdy go to nie interesuje i nie chce tego robić. Jak idziesz na fotografię to też ciekawią cię lekcje i uważasz, bo chcesz zostać fotografem, chcesz się jak najwięcej nauczyć.
Młody zgadza się z tym również. Każdy kto jest w jego klasie, wybrał ten kierunek z wiedzą, że tam trzeba się uczyć. Nawet jeśli to rodzice go tam wysłali, to on wie, że ma się uczyć, bo rodzice bedę wymagać dobrych wyników i jak ich nie zobaczą, będą kary.
Znajoma mająca syna wysoko uzdolnionego i w rodzinie innych wysoko uzdolnionych przekonywała mnie kiedyś z kolei, że najgorzej jest w podstawówce, bo tam jest zbieranina najróżniejszych przypadków, a jednocześnie wszyscy są traktowani wedle jednego schematu, inteligentni muszą się zrównać z największymi matołami i draństwem. Średnią szkołę już każdy wybiera sobie sam wedle zainteresowań i predyspozycji. Inteligentni i kujony wybierają szkoły i klasy o wysokim poziomie i trafiają tam właśnie z podobnymi sobie mądralami i kujonami. Każdy chce się zatem uczyć, każdy chętnie chodzi do szkoły, każdy rywalizuje z drugim. Są wygłupy, psikusy i żarty, ale i to na odpowiednim poziomie.
I z moich obserwacji wynika, że tak właśnie jest. We Flandrii (przynajmniej w naszej okolicy) jest bardzo duży wybór szkół o najróżniejszych kierunkach i poziomie. W promieniu około zaledwie 5 kilometrów mamy bodajże 5 dobrych szkół średnich, ale w zasięgu roweru znajdują się jeszcze inne szkoły. Do wielu innych łatwo można dostać się pociągami czy autobusami, tak jak np jedna córka dojeżdzała do swojej szkoły pociągiem, bo chciała chodzić na MODĘ, której u nas nie było, a druga bez problemu mogła dostać się codziennie do dużego miasta, by tam uczyć sie fotografii. W naszej okolicy mamy 2 świetne szkoły techniczne, świetną szkołę ogrodniczą i kilka dobrych ogólniaków. Młodzież (i rodzice) mają na prawdę z czego wybrać, zatem każdy idzie do takiej szkoły, jaka mu najbardziej odpowiada. Przy czym flamandzki system umożliwia łatwe zmienianie szkół. Gdy uczeń (jego rodzice lub nauczyciele) uzna, że kierunek mu się nie podoba, jest za trudno, czy za łatwo albo zasady mu nie odpowiadają bez problemów moze zmienic szkołą. Moim i dzieci zdaniem to ma bardzo duży wpływ na zachowanie uczniów, bo jeśli robisz to co lubisz, to co chcesz, to co ci się podoba, to robisz to chętnie, nie palisz głupa, nie wagarujesz, nie nudzisz się, nie tłuczesz z innymi tylko uczysz się, uważasz na lekcji.
Są jednak niektóre kierunki czy szkoły, które gromadzą całą resztę uczniów z leserami, łobuzami, leniami, draniami i patologią włącznie. W takich klasach bywa różnie, kwadratowo i podłużnie. Koledzy klasowi Młodego opowiadali mu o swoich szkołach różne niefajne rzeczy.
Fakt, że nauka jest w Belgii obowiązkowa do 18 roku życia, tutaj działa, moim zdaniem, często na niekorzyść. Ci którzy nie chcą chodzić do szkoły i się uczyć, a muszą prawdopodobnie będą innym przeszkadzać, łobuzować i robić wszystko byle się nie uczyć i byle udowodnić, że znaleźli się tam nie z własnej woli... Moim zdaniem dla drani to nie szkoła powinna być obowiązkowa tylko ciężka praca, ale to moje zdanie...
Draństwa ani patologii w każdym razie nigdzie nie brakuje. Co się po lekcjach czasem wyprawia to nawet przykro pisać, a czasem i strach myśleć - narkotyki, pobicia, demolowanie... To jednak inny temat.
W Belgii sytuacja w szkołach jest coraz gorsza choćby z tego tytułu, że brakuje tysięcy nauczycieli i coraz częściej randomowe osoby trafiają do szkół. Masowo przybywa tu ludzi wszędzie, jest coraz ciaśniej, brakuje miejsc, a klasy coraz większe i szkoły coraz bardziej przepełnione. To wszystko nie pozostaje bez wpływu na młodzież, na poziom edukacji i wychowania… A do tego wpływ mediów, faktu, że rodzice coraz więcej potrzebują (lub chcą) pracować, czyli mało go dzieciom poświęcają, wielokulturowości i wielojęzyczności… czy choćby beznadziejnego bezrefleksyjnego podejścia niektórych ludzi do swojej pracy, co mogłam obserwować przez cały rok w świetlicach.
Niemniej jednak mamy tu ciągle sporo porządnych, wartościowych szkół, gdzie panuje superowa przyjazna atmosfera, wzajemny szacunek pomiędzy nauczycielami, uczniami i rodzicami, edukacja jest na wysokim poziomie, a uczniowie chętnie do takiej szkoły chodzą i nawet chętnie się uczą. Tutejsi rodzice mają też dosyć wysokie oczekiwania wobec swoich dzieci, które starają się do jak najlepszej szkoły wysłać, a potem pilnują (bywa i to często, że wręcz gnębią), by osiągały wysokie wyniki z codziennej nauki jak i każdych egzaminów. O, te egzaminy to tu jest wręcz pogrom. Okres egzaminów (odbywają się one kilka razy do roku w każdej klasie szkoły średniej) to tutaj zawsze trzęsienie gaciami i sianie paniki przez nauczycieli, rodziców, media i samych uczniów. Dyrektorzy ślą specjalne listy do rodziców na temat tego, jak dbać o uczniów w tym „trudnym okresie”, jak zapewnić im spokojny czas i miejsce na studiowanie. Radio o tym trąbi podsycając strach biednej młodzieży, a rodzice zabierają dzieciom telefony, konsole, zakazują spotkań z przyjaciółmi, zamykają ich w pokojach i pilnują, by się uczyły po kilka godzin dziennie codziennie, także w weekendy, co dla mnie zakrawa już na patologię, ale to moja opinia. Młody, jak wielokrotnie pisałam, uczy się sam wedle własnego uznania. Sam pilnuje swoich zadań domowych, swoich egzaminów, swoich podręczników. My od czasu do czasu zapytujemy tylko, czy się uczył danego dnia, czy lekcje ma odrobione, pytamy z czego ma sprawdziany, no i obserwujemy wyniki na Smartschool, czasem gratulując a czasem dopytując, z jakiego powodu wynik jest niski. Młody sam zawsze chwali się sam dobrymi wynikami od razu, zanim nauczyciel je opublikuje. O złych też od razu mówi i wyjaśnia dlaczego tak słabo poszło. Nie ma problemu z przyznawaniem się, że ma za mało się uczył, że zapomniał o teście albo że przecenił swoją wiedzę z danego tematu i w ogóle się nie uczył. U nas w domu nie ma kar, nie ma zakazów i nakazów, a tylko wzajemne zaufanie i zrozumienie... (dzięki swojemu kursowi wiem, że zupełnie intuicyjnie wychowujemy dzieci metodą T. Gordona - polecam).
A jak tam u was w szkołach z przestrzeganiem regulaminów i dyscypliną?
Dla mnie to bardzo ciekawy tekst, widzę wiele różnic w funkcjonowaniu szkoły, ale są i podobieństwa, a raczej byłyby, gdyby konsekwentnie realizowano założenia i procedury, no i gdyby rodzice współpracowali.
OdpowiedzUsuńU nas w domu wychowanie syna wyglądało podobnie, jak u Ciebie:-)
No właśnie mi się też wydaje z tego co pamiętam jeszcze, że tam w PL regulaminy i zasady pisane (często wcale niezłe) swoje, a realia swoje. No i tam te reformy edukacji wywracające za każdym razem cały system do góry nogami bez żadnego planu i sensu wprowadzane tylko po to by zrobić inaczej niż poprzedni rządzący...Ale chyba też jest tak samo jak tutaj, że są SZKOŁy i szkoły, których poziom wychowania i wyniki w nauce różnią się jak noc od dnia.
Usuń