Po wyczerpującym, pracowitym dniu rozłożyliśmy się z mężem przy kawie i laptopie w salonie. Nadeszła Młoda z miną typu świat się skończył raju nie ma.
- Ja w sprawie naszego laptopa...
Nasze myśli biegają wokół tematów: spadł niechcący z biurka? się sok wylał niechcący na klawiaturę? ktoś na nim usiadł niechcący tudzież wbryknął na łóżko, na którym leżał? czy nadepnął?
- No?! Co z nim? - się pytamy.
- Sie zlagował - rzecze Młoda
- Że co się zrobił? - mina M warta co najmniej 100 tysięcy euro.
- No się zlagował, nie działa nic. Ale to nie ja, ja słuchałam muzy na telefonie to ona cały czas gra...
Sie nie zlaguje jak tysioncpincetstodziewincet rzeczy uruchomione na raz - jutuby majkrafty kogamy chujemuje dzikie węże. Ale stres był. Lapek dopiero od tygodnia ich a już popsuły :-)
W szkole za to w tym tygodniu było wesoło. Same atrakcje. Młoda zdała egzamin na kartę rowerową. Opowiadała o tym jak ktoś się prawie z kimś zderzył na skrzyżowaniu (zdawali na ścieżce rowerowej która krzyżuje się wiejskimi drogami), jak drugi nie zdążył się zatrzymać przed wychodzącym nagle "pieszym" (atrapa), a trzeci go nawet przejechał. Z atrakcji dodatkowych i ułatwiających pojęcie swojego własnego bezpieczeństwa na drodze była możliwość popatrzenia na drogę z perspektywy kierowcy wielkiej ciężarówki. Dzieci wsiadając kolejno do kabiny na miejsce kierowcy mogły się przekonać, że kierowca może nie zauważyć rowerzysty czy pieszego, bo ich zwyczajnie nie widać w pewnym momencie. Przedszkolaki zaś mogły posiedzieć w radiowozie, obejrzeć policyjną pałkę, przymierzyć czapkę, sprawdzić jak działa policyjne radio. Młody pełen emocji opowiadał jak to kierował autem policyjnym. Radość po pachy.
Innego dnia starsze klasy miały dzień sportu. Młoda była z klasą na kajakach. Była też szermierka i jazda na jakichś dziwnych hulajnogach, ale to pływanie było najatrakcyjniejesze. Pływali kajakami jednoosobowymi po zalewie. Opowiadała, że były podstępne plany wywalenia nauczyciela z kajaka, które skończyły się jednak kąpielą jednego z kolegów. Przyznam, że zazdroszczę moim Młodym szkoły. Fajnie mają.
W tym dniu, gdy starszaków wywiało ze szkoły, przedszkolaki miały całą szkołę dla siebie. Miały dzień rowerów. Każdy maluch miał przyjechać do szkoły swoim własnym rowerem. Jedni przybyli na małych rowerkach z bocznymi kółkami lub bez, drudzy na rowerkach biegowych, jeszcze inni na trójkołowcach. Super wygląda taka kilkudziesięciu osobowa gromada na rowerkach w kaskach i kamizelkach odblaskowych (zwykle za dużych). Małe kolorowe mróweczki. Wpadają na siebie, wjeżdżają w dorosłych i płoty, czy inne przeszkody.
W tym dniu, gdy starszaków wywiało ze szkoły, przedszkolaki miały całą szkołę dla siebie. Miały dzień rowerów. Każdy maluch miał przyjechać do szkoły swoim własnym rowerem. Jedni przybyli na małych rowerkach z bocznymi kółkami lub bez, drudzy na rowerkach biegowych, jeszcze inni na trójkołowcach. Super wygląda taka kilkudziesięciu osobowa gromada na rowerkach w kaskach i kamizelkach odblaskowych (zwykle za dużych). Małe kolorowe mróweczki. Wpadają na siebie, wjeżdżają w dorosłych i płoty, czy inne przeszkody.
Młody pojechał pierwszy raz sam do szkoły. Założyliśmy z powrotem boczne kółka, wyszliśmy 15 minut wcześniej, ale zupełnie niepotrzebnie, bo poszedł spod domu z pazura i dopiero w połowie drogi pod górą go wstrzymało z lekka. A jakiż był dumny i szczęśliwy to wprost nie do uwierzenia. Do szkoły mamy niewiele ponad kilometr i całkiem fajnie jedzie. Macha wszystkim po drodze. Gdy Młoda krzyknęła "uwaga auto!" to biedak wjechał w trawę i się wywalił. Dobrze, że akurat pokrzyw nie było albo rowu, ale trawa wyższa od niego, bo jeszcze nie wykosili.
Teraz już pewnie do końca roku szkolnego będzie sam dojeżdżał. A po wakacjach - mam nadzieję - już bez kółek bocznych.
małej mrówki z trawy nie widać :-) |
Pojadę po kamieniach. No faktycznie się nie da. |
Tymczasem ja przez dwa dni bawiłam się z pająkami. Wczoraj u klientów odpajęczałam strych. Lubię takie urozmaicenia w swojej robocie - sprzątanie w aucie, na strychu, w szafach, na basenie jest o wiele fajniejsze i spokojniejsze niż standardowe porządki w łazience czy innych nudnych miejscach. Zresztą ogólnie lubię tą robotę, tylko żebym nie musiała rowerem dojeżdżać po 10 km w deszcz było by lepiej. Cóż. Nie można mieć wszystkiego.
Dziś sprzątaliśmy wreszcie w naszym budynku gospodarczym. Zabieraliśmy się do tego od ponad roku ciągle dokładając tam więcej niepotrzebnych rzeczy i robiąc większy syf. Już ledwo się nasze rowery tam mieściły, tyle się rupieci nazbierało. Jak jest czas to nie ma skąd auta wziąć, jak by było auto to nie ma czasu albo ktoś połamany czy chory lub leje jak z cebra albo znowu nie było kasy. A czas leci. Dziś M szedł do pracy i jeszcze rano nie wiedzieliśmy czy wróci o jakiejś możliwej godzinie i czy będzie mógł wypożyczyć busa choć na chwilę, bo był potrzebny w firmie (i on, i bus). Właśnie się rozkręcałam ze sprzątaniem naszej chałupy, jak małżonek wrócił. No i mamy dom nieposprzątany. Teraz już sił nie mam. Może we wtorek lub w czwartek nic nie wypadnie to się wezmę... Jutro niedziela - w niedzielę nie pracuję. W poniedziałek i środa - niderlandzki. A to zakupy, a to jakis lekarz... I tygodnia nie ma.
Wszystko było przygotowane niby, podzielone na drewno, metal, plastik, papier - jak kazali na parku kontenerowym. I niby raz dwa miało pójść. No ale wszystko trzeba było naładować na busa i rozładować do poszczególnych kontenerów na miejscu. Na raz się nie zmieściło a kontener park na drugim końcu gminy. No i wieczór nas zastał z pająkami we włosach. Ale za to mamy teraz miejsca w szopie ohohoho i 130 euro mniej w portfelu. A w Polsce się narzekało, że wywóz śmieci drogi jest hahaha. Tu płacimy za worki dużo euro. Na PMD (plastik metal kartony po napojach) i na zielone śmieci jak cie moge tylko po kilka euro, ale na ogólne śmieci są po ponad 30 € za 20 sztuk. Do tego jest spory podatek gminny, no i na kontenerparku płaci się 16 centów za kilo śmieci. W busie, jak wiadomo, dosyć dużo kilo się mieści. Za darmo wyrzucić można papier, metal, olej oraz lodówki, telewizory itp.
Jednak mnie interesujące wydało się samo funkcjonowanie naszego parku kontenerów. Nowoczesne rozwiązania. Teren jest ogrodzony - jak to bywa w takich okolicznościach. Żeby wjechać za szlaban, należy włożyć do czytnika swój dowód tożsamości. Wtedy urządzenie wita nas słowami "Welkom meneer/mevrouw..." i tu nazwisko. To jest odpowiedzią na moje pytanie, które sobie wcześniej w domu zadawałam "A co jakby pojechać do innej gminy, gdzie taniej...?" Teraz już wiem, że nie nacygani, bo komputer wie, czy my do tej gminy należymy i obawiam się, że to nie jest bez znaczenia, czy do tej. Potem wjeżdżamy na wagę i wtykamy dowód do kolejnego czytnika. Teraz komputer już wie, ile ważymy razem z autem i śmieciami :-) Po wyładowaniu śmieci, nad którym czuwa co najmniej jedna osoba (podpowiada gdzie co wrzucać), jedziemy do kolejnych szlabanów. Tu znowu mamy wagę, która po sprawdzeniu naszej tożsamości, podaje nam, ile ważyły nasze śmieci i jaką kwotę mamy zapłacić. Płatności dokonuje się kartą, która to czynność otwiera nam drogę na wolność.
To nie są tanie rzeczy :-)
nasze sąsiadki i ich dzieci :-) |
W środę miałam drobny kryzys fizyczny. Baterie się rozładowały do zera.
Już we wtorek miałam zawroty głowy, ale myślałam, że 10 godzin snu załatwiło sprawę. DUPA! Nie załatwiło. W środę podczas 4 godzin pracy kilka razy musiałam przysiąść kilka razy na schodach po kilka minut, bo świat wirował, a zapomniałam energydrinka z domu. Odebrałam Młodego ze szkoły, usmażyłam frytki i nuggetsy dla Trójcy i położyłam się na 5 minut. Obudziłam się po kilku godzinach, gdy M wrócił z pracy. Spałam co prawda na czuwaniu, bo cały czas słyszałam, co Młody robi, ale nie byłam w stanie podnieść zwłok z sofy. Potem się wykąpałam, nażarłam, i poszłam spać tak naprawdę. Spałam snem sprawiedliwego do 6.30 rano. Olałam psychologa i niderlandzki. Ale się kurwa przynajmniej wyspałam. Baterie ładowały się ponad 20 godzin i w końcu się naładowały. W czwartek jeszcze musiałam pochłonąć sporo czekolady i trochę dospać, ale wczoraj już było normalnie. Dlaczego mi się tak wolno te akumulatory ładują? Dlaczego inny wyśpi się za 5 godzin a ja muszę spać 8-10? WTF? Wystarczy że jeden dzień poza poniedziałkiem i środą (lekcje) posiedzę do północy i już czuję się jak zombie, a po dwóch nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Kurde w tym tygodniu skończę dopiero 39 lat. Co to jest? Jak tu do 80 dojechać? A ja zamierzam bezczelnie stu dożyć co najmniej! Nauczyć się jeszcze z 5 nowych języków, poznać milion nowych ludzi i zwiedzić pół świata. Muszę znaleźć jakieś tajne źródło energii. Bo jak organizm ludzki ma lagi to dopiero jest problem, nie tam jakiś śmieszny laptop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własne ryzyko