dzieło córki |
dzieło córki |
Ryba Najstarszej |
Praca Najstarszej |
W środę można było odebrać własne prace z całego roku w Akademii Sztuk Pięknych. Pytam dziewczyn, czy chcą mieć swoje bazgrołki na pamiątkę, bo - szczerze mówiąc - jakoś nie specjalnie mi się chciało jechać tylko po to. Jedna mówi, że w sumie strasznie to jej nie zależy. Druga tak, szczególnie ryba...
No dobra, to pojadę. Kto jedzie ze mną? Tu są zgodne: ja nie! No to ja też nie.
Po przemieleniu faktów udało się mojemu mózgowi ustalić, że Akademia stoi w pobliżu pływalni i można tym oto sposobnym chytrem połączyć przyjemne z pożytecznym...
A kto chce na basen? Słyszę potrójne JA! Gra gitara. Lecę do pracy. Lecę pod szkołę po Młodego. Gnamy do dom. Tu zastajemy sytuację z cyklu 'Żuraw i czapla' (kto czytuje wierszyki dla dzieci, już wie).
Najstarsza w stroju kąpielowym pod ubraniem wychodzi z siebie podczas wychwalania zalet wyjazdu na basen. Guzik z pętelką. Równie dobrze mogła by gadać do ściany. Młoda postanawia iść do lasu wszystkim, ze sobą włącznie, na złość.
Najstarsza dochodzi do wniosku, że na basenie bez siostry to żadna zabawa. Idzie się rozebrać spod ubrania.
Młoda wraca z hukiem niedoszedłszy nawet do najbliższego zakrętu, bo foch szybko wywietrzał na świeżym powietrzu.
Młody robi jej wyrzuty już w drzwiach.
- Teraz mama jest smutna.
Jak ma nie być, gdy ma czasem dość tej upierdliwej zgrai.
Młoda się przytula.
- To dorastanie, mamo.
Pięć minut później.
- To jedziemy na ten basen?
Bossssz... Matką być...
Planowany autobus już odjechał. Mają godzinę na decyzję. Do następnego. Młody chce bardzo więc moja decyzja już podjęta. Pojadę z nim z nimi czy bez.
Najstarsza zatrzaskuje klapę i ustawia na niej coś ciężkiego. Zalety posiadania pokoju na poddaszu to łatwe barykadowanie drzwi.
- Spieprzaj i nie wkurzaj mnie. Teraz se sama jedź, kretynko. Ile razy się będę przebierać.
I tak chodzą w te i wewte
Jedno chce, to drugie nie chce...
Zabarykadowanej nie udało się na czas nawrócić na właściwą stronę. Pojechaliśmy wszyscy we trzech, trzy, troje. Choć na przystanku też był taki moment, że chieliśmy wracać do domu. Belgijskie autobusy - 25 minut spóźnienia.
Odebraliśmy prace. Pochlapiśmy się trochę, ale takie tłumy były, że szybko się znudziło wszystkim. Młody zgłodniał i wstąpiliśmy do sklepu, bo był czas do autobusu... Przy kasie byliśmy akurat w godzinę odjazdu. No nie wiem, czy w sklepach to jakoś inaczej czas płynie? Szybciej? Nieśpiesznym zatem krokiem poszliśmy do przystanku by jeszcze zobaczyć jednak, że nasz autobus właśnie odjeżdża. Spóźniony przecież jak zwykle. Jako że ciepło było a my mieliśmy tygodniowy zapas smakołyków, zrobiliśmy sobie piknik na skraju drogi, jako i inni też wcześniej uczynili. Całe grupy ludzi siedziały, tudzież leżały na trawie klikając na telefonach, gadając lub przegryzając swoje zapasy w oczekiwaniu na swój autobus. Nasz przyjechał tradycyjnie pół godziny później, więc zfążyliśmy pochłonąć pół kilo truskawek, 2 paczki chipsów, trochę ciastek, a Młody jeszcze 5 jogurtów w tubce.
Piknik na skraju drogi |
Fajnie jest się czasem nigdzie nie śpieszyć i tylko się cieszyć bieżącą chwilą.
Dziś za to był stresujący dzień. Zakończenie roku szkolnego, odbiór raportów i ostatnia wywiadówka. Dziewczyny do końca nie były pewne, jakie atesty dostaną, bo w zeszłym tygodniu pisały ostatnie egzaminy, których efektów czasem ciężko przewidzieć. Ja miałam zagwozdkę, co uczynić z Młodym na czas wywiadówki. Wczoraj się okazało, że fotelik rowerowy nie pasuje do nowego roweru a stan starego roweru jest lekko niepokojący i trochę strach wybierać się na dalszą trasę. Ostatecznie sprzedałam Młodego sąsiadce, gdzie bawił się z podobnym sobie tylko 2 lata młodszym ludzikiem. Od jakiegoś czasu raz w tygodniu jeżdżą razem do szkoły autem, ale dopiero dziś się zakumplowali. Będzie się więc miał z kim bawić w wakacje.
Raporty okazały się całkiem dobre i niepotrzebnie się martwiliśmy.
Trójca rozpoczyna w pełni zasłużone wakacje. Ja zaś nadal mogę się cieszyć swoją pracą. I cieszę się. Na prawdę jestem zadowolona z tego, czym się zajmuję. Męcząca to robota i od czasu do czasu bolą mnie ręce, innym razem plecy oraz nie opuszczają skurcze nóg (magnez nie pomaga), ale poza tym jest to bardzo fajny zawód. Pracuję we własnym rytmie, według własnego schematu, wiem kto czego ode mnie oczekuje i staram się temu sprostać. O dziwo zwykle mi się udaje. To co się nie udaje, nadaje życiu sens, bo jest nad czym pracować w dążeniu do bycia idealną pomocą domową :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własne ryzyko