4 kwietnia 2021

Gdy wybuch wulkanu emocji poczyni szkody i popłynie fala łez.

 Młody - tak samo jak reszta z Piątki - należy do osób wysoko wrażliwych (wwo).  To znaczy, że odbiera świat o wiele intensywniej niż normalsi. Gdy inne dzieci po trzygodzinnej imprezie urodzinowej pełnej szaleństw mają siłę i chęci popędzić jeszcze na trening piłki nożnej, a potem jeszcze na wiejski festyn z karuzelami i wieczorem jeszcze brykają po domu, tak nasz Młody po urodzinach wraca do domu złachany jak koń po westernie i musi posiedzieć w ciszy, pooglądać jakiś spokojny film czy nawet się chwilę położyć, bo takie urodziny to dla wwo za dużo wrażeń, za dużo emocji. Z jednej strony jest superowo, coolersko i fantastycznie, ale to męczy. To samo dotyczy zresztą nastoletnich czy dorosłych wysoko wrażliwych. 

Młody bardzo wszystko emocjonalnie przeżywa - bardzo łatwo i intensywnie się smuci, irytuje, czy złości, ale i radość, żarty czy wygłupy także przeżywa super intesywnie. To istny mały wulkan emocji.

Życie wysoko wrażliwych jest bez wątpienia ciekawsze, bogatsze i intensywniejsze niż pozostałych, ale też trudniejsze i bardziej męczące. Z emocjami trudno jest sobie poradzić czasem. Tak mocne emocje piekielnie trudno jest kontrolować i ujarzmić. 

Historia z ostatnich dni. 

Tata obiecał Młodemu, że jak wróci z pracy i wykonamy zaplanowaną robotę w werandzie, to pojadą do sklepu, by Młody mógł wydać swoje oszczędności na to, co sobie zaplanował. Niestety robota się przeciągnęła i nie udało się dotrzymać obietnicy, bo sklep zamknięto, czyli wyniknęła dość niefajna   sytuacja. Tata przeprosił Syna wyjaśniając powód i powiedział, że pojadą zaraz rano następnego dnia. Syn zrozumiał sytuację, powiedział "okej", ale był zły. 

BARDZO ZŁY!

Poszedł do swoje pokoju odreagować, jak zawsze to robi w trudnych sytuacjach. Ale złość tym razem musiała być ogromna , bo po dłuższym czasie Młody przyszedł ze śladami łez w oczyskach i oznajmił z ogromnym miażdżącym serce smutkiem, iż był tak zły, że zniszczył całkowicie jedną ze swoich książek i teraz jest mu bardzo smutno. 

No faktycznie, książka jest podarta na drobne strzępy. To była książka o seksie, którą mu jakiś czas temu kupiłam w sklepie z rzeczami używanymi i którą właśnie zaczął czytać. Dlatego właśnie to ona została zniszczona wybuchem małego wulkanu ogromnych emocji, bo była pod ręką.

Dziś trochę o tym gadaliśmy i próbowaliśmy wymyśleć jakieś bezpieczniejsze metody upuszczania nadmiaru emocji, choć przyznałam mu, że podarcie książki to bardzo dobry pomysł, tyle że książka niewłaściwa, bo jeszcze nie przeczytana a fajna i ciekawa. Powiedziałam, że stare gazety, reklamy ze sklepów czy stara, głupia,  niepotrzebna książka może być o wiele lepszym wyborem, jeśli już chce coś targać. Papier to wszak bardzo dobra metoda na odstresowanie. Kartki można drzeć, miąć w kule i rzucać nimi w ścianę albo je deptać, czy kopać.

Wykrzyczenie złości na poduszkę i zbicie jej - metoda polecana przez wielu dorosłych ludzi w necie - też zdaje się mu odpowiadać. Już to czasem testował wcześniej. 

Mówiliśmy też o zapisywaniu i rysowaniu emocji, ale to musimy dopiero spróbować robić.

Na codzień Młody zrzuca swój zwykły emocjonalny balast gadając i opowiadając. Opowiada przez całą drogę ze szkoły do domu. Potem jeszcze czasem kontynuuje w domu. Relacjonuje przebieg każdego dnia. Mówi, co zdarzyło się fajnego, co go zdenerwowało, co zaniepokoiło, a co zasmuciło. 

Wieczorem z kolei często, niemal codziennie, o ile pogoda nie jest wyjatkowo wredna, chodzi z tatą na długie albo krótkie spacery. Wędrują różnymi drogami , czasem po kilka kilometrów, a Młody wtedy opowiada wszystko tacie, dzieli się wątpliwościami na temat życia i uczuć, zadaje dziesiątki pytań. Myślę, że to mu bardzo pomaga z ogarnianiem emocji i nie tylko. Gdy tak się spaceruje po nocy, nikt nie przeszkadza, nic nie rozprasza, ma się tatę i taty uwagę tylko dla siebie. To jest dobre. Tata też lubi te spacery z synkiem, choć nie zawsze fizycznie mu się chce, gdy przychodzi zorany z roboty.

Młoda tak lubi czasem chodzić ze mną. Gdy źle się czuje, gdy łapie doła, czy coś ją bardzo z równowagi wyprowadzi to też dobrze pójść z nią do lasu albo zrobić rundę po pustych polach z aparatem czy bez i pogadać o wszystkim, dać upust emocjom, ciężkim myślom i uczuciom no i pozbyć się  nagromadzonej złej energii poprzez wysiłek fizyczny. Innymi razy siedzimy po prostu u niej w pokoju, patrzymy na pierzaste papuzie głuptaski i gadamy o różnych sprawach. Wygadanie się pomaga. Gdy coś lub ktoś jej nagle bardzo ciśnienie podniesie, ale nie wymaga to zbytniej rozkminy, to zwyczajnie idzie sobie do szopy skopać i sprać wora. 

Zdarza się jednak i tak, że te metody są za słabe, że zdarzenie jest wyjątkowo silne, a wtedy... śpiewa i rysuje... ale nie kredkami na kartce, tylko czymś ostrym na skórze. I to jest - moim zdaniem - tak samo (albo bardzo podobnie) jak z tą podartą książką na strzępy. Emocje ujdą, ale potem boli. Książki ani skóry nie da się posklejać, a nawet jak się uda, to ślady pozostają na zawsze, by upamiętniać te złe chwile. A to już nie jest dobre i dobrze, jak da się tego uniknąć. Cóż, czasem łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo emocje to trudna sprawa.

Emocje są nam wszystkim bardzo potrzebne. Bez emocji długo byśmy nie przeżyli na tym świcie,  ale czasem są tak cholernie trudne do ogarnięcia, do zrozumienia, do opanowania. Rozmawiamy o tym z naszą młodzieżą, z partnerem, a czasem sami ze sobą, co nam się tam we środku kotłuje. 

Uczymy się coraz lepiej sobie z emocjamii radzić, panować nad nimi, robimy postępy, ale to nie łatwa sztuka i nie wiem, czy kiedyś osiągniemy w niej mistrzostwo.






1 komentarz:

  1. Czekam na więcej wpisów. Nigdy nie rozważałem Belgii jako kierunku emigracji, a tu mega ciekawe teksty. Jak jest tam z pracą dla osób z francuskim na poziomie B1 (ang - C1)? Z zawodu jestem budowlańcem.

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko