17 maja 2022

Kończymy szkołę średnią. Autyzm a szukanie pracy.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu martwiliśmy się obowiązkowym stażem w szóstej klasie zawodówki, a dziś Nasza Najstarsza kończy szkołę średnią. Jak zwykle się okazało, że nie taki diabeł straszny i że czasem są różne możliwości, a czasem zwyczajnie szczęście dopisze…

plecak uszyty przez Najstarszą kilka lat temu

Gdy córka była w piątej klasie, zapytano nas i ją o plany na przyszłość. Nie mieliśmy żadnego pomysłu co do jej przyszłości. Gorzej! Widzieliśmy tę przyszłość raczej w nieciekawych kolorach.

 No bo cholera, nasza córka ma autyzm! To znaczy, że w pewien sposób jest niepełnosprawna, jakby to dziwnie nie brzmiało. Jest inna niż jej rówieśnicy. Inaczej myśli, inaczej działa, inaczej się wysławia, inaczej się zachowuje, co zdecydowanie utrudnia jej życie. Współczesny świat, mimo całej tak dumnie i głośno wykrzykiwanej równości i tolerancji, w praktyce wcale nie jest ani tolerancyjny, ani równy dla wszystkich. Niestety świat ciągle - moim zdaniem - ciągnie bardzo w stronę filozofii Hitlera i jemu podobnych. Liczą się przede wszystkim ludzie zdrowi na ciele i umyśle, ludzie inteligentni, sprytni, silni fizycznie i emocjonalnie, zaradni, piękni i ogólnie równiejsi. Ci choćby odrobinę ułomni, wolniejsi, mniej inteligentni, słabsi niby co prawda dziś do gazu nie trafiają, ale zwykle trafiają na margines. Łaskawie pozwala im się żyć a nawet pracować pod warunkiem, że będą wyrabiać wszelakie normy… Albo że będą wykonywać robotę dla niepełnosprawnych, czyli gównianą bez szans na awans, bez jakichkolwiek perspektyw i niech się kurwa cieszą i po rączkach całują, że w ogóle pozwolono im pracować, bo może lepiej jakby im dać jakiś zasiłek i niech siedzą w domu na dupie, nie plączą się pod nogami i nie kłują w oczy swoim istnieniem…

Tymczasem fakt, że masz jakąś wadę - czy małą, czy większą - nie znaczy, że oczekujesz od życia mniej, że nie możesz marzyć, że nie chcesz robić niczego wartościowego, nie potrzebujesz być docenianym i nie chcesz w życiu niczego osiągnąć, że ucieszysz się z każdej nawet gównianej roboty i że będziesz ją bez szemrania wykonywał dla samego wykonywania, bo ktoś ci wielką łaskę zrobi, że cię zatrudni.

My rodzice bez wątpienia będziemy się cieszyć, jeśli naszym dzieciom uda się znaleźć i utrzymać jakąkolwiek pracę. Jednakowoż wolelibyśmy, by to była dobra i fajna praca, a nie jakakolwiek. Chcielibyśmy, aby nasze dzieci dostały szanse na osiągnięcie czegoś, aby mogły iść do przodu, rozwijać się, zdobywać nowe doświadczenia, a nie tylko żyć z dnia na dzień gdzieś tam w głębokim cieniu. 

Nasza Najstarsza ma ogromne talenty, których rówieśnicy mogą jej pozazdrościć. Głównym, takim wizualnym, najbardziej rzucającym się w oczy, którym można się nawet pochwalić przed obcymi ludźmi, jest talent artystyczny. Rysowanie, tworzenie różnych kompozycji, szycie - w tego typu przedsięwzięciach jej talent zobaczy nawet największy laik. Do tego jest nieziemsko cierpliwa, dokładna, wręcz perfekcyjna i uczciwa (co do ostatniego to dziś jest to raczej wada). No ale ma autyzm… relacje międzyludzkie i współpraca z innymi leży, nie czuje upływu czasu i się z nim nie liczy, a jednocześnie wszystko musi mieć swoją kolejność i swoją porę i nic jej schematów nie może burzyć. Wszystko robi w swoim tempie i czyjeś tempo jej nie obchodzi. Duże lub częste zmiany i nowości nie dla niej… itd itp

W zeszłym tygodniu odbyło się zebranie w jej sprawie w miejscu, gdzie odbywa staż. To właśnie po tym zebraniu te powyższe refleksje mi się nasunęły, choć spotkanie samo w sobie było raczej pozytywne i urodziło nadzieję co do przyszłości Najstarszej i ogólnie osób normalnych inaczej.

Na spotkaniu poza mną była mentorka oraz szkolna asystentka Najstarszej, szef ze stażu oraz pani z GTB, specjalnej jednostki biura pracy VDAB, która pomaga m.in. w poszukiwaniu pracy ludziom z niepełnosprawnościami lub innymi problemami. 

Przypomnę gwoli ścisłości, że Najstarsza ucząca się w zawodowej szkole średniej w kierunku MODA (w trybie specjalnym), odbywa swój staż u tapicera, gdzie zajmuje się szyciem. Szyje tam różne poduszki, pokrowce, zasłony itp. 

Spotkanie dotyczyło przyszłości zawodowo-szkolnej mojej córki. Pierwszą kwestią był temat siódmej klasy, którą Najstarsza może, ale nie musi robić. Stanęło na tym, że kończy szkołę na szóstej klasie, co oznacza, że odtąd wszyscy zaczynają szukać dla niej pracy. 

Tak, dobrze czytacie, dostajemy urzędową pomoc w znalezieniu pracy po skończeniu szkoły średniej. 

Na początku zapytano szefa firmy o możliwości przyjęcia Najstarszej na stałe. Zaczął trochę wykręcać się sianem, co wydaje się jak najbardziej zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że Najstarsza póki co nie za bardzo normy wyrabia, bo raz autyzm, dwa stosunkowo mała liczba przepracowanych godzin, czyli mało doświadczenia, a we Flandrii to trza orać jak dziki nie ocyndalać się… 

Wtedy babka z GTB po zadaniu kilku rzeczowych pytań, postawiła sprawę tak:

- Mamy sytuację, że pan zdecyduje się ją przyjąć. Chce pan poznać, jakie są możliwości z naszej strony? 

Facet na pewno wczoraj się nie urodził i wyraźnie na ten moment czekał, bo od razu zmienił postawę ciała i wyraz twarzy na wyraźnie zainteresowane. No wreszcie zaczynają gadać do rzeczy -  mówiły jego oczy. 

Jak jeszcze nie wiecie, o co chodzi, to już powinniście się domyślać, że o pieniądze! 

GTB proponuje różne możliwości dla mojej córki i firmy, która ją zatrudni. Szczegóły co do czasu trwania wsparcia i ewentualnych kwot mi niestety umknęły (czytaj: chemia nie działa zbyt dobrze na mózg), bo kobieta wymieniała różne kolejne opcje zależne od sytuacji.

Szefuncio jednak od razu się pochwalił, że ta osoba z autyzmem, którą on zatrudnia na stałe, korzysta właśnie z jednej z tych opcji i to jest dla niego opłacalne, a zatem jest skłonny rozważyć ewentualne zatrudnienie Naszej Najstarszej na takich czy innych specjalnych warunkach. 

Poza dofinansowaniem GTB oferuje też np asystenta, czyli osobę, która przychodzi na początku z pracownikiem do firmy, by pomagać np w porozumiewaniu z pracownikami i pracodawcą (np w razie nie dostatecznego zrozumienia poleceń, czy zleconych zadań), podpowiadać co i jak, popychać do przodu, gdy ktoś utknie, co Najstarszej czasem się zdarza itp. Z poprzednich spotkań pamiętam, że taki asystent może też pomagać początkowo w dojazdach do pracy, tzn np przyjeżdża pod dom delikwenta i idzie z nim na przystanek, uczy kupować bilety, trafić z przystanku do miejsca pracy etc. Najstarsza aż takiej pomocy nie potrzebuje, bo samodzielnie korzysta ze środków publicznej komunikacji od 12 roku życia. Choć zakup biletu w automacie, z aplikacji czy esemesem ciągle pewnie stanowi dla niej problem i gdyby sama potrzebowała gdzieś dojeżdżać, musiała by się tego nauczyć. W to że potrafi się nauczyć, to akurat nie wątpię, bo skoro bez problemu nauczyła się korzystać z komputera i telefonu oraz z bankowości mobilnej i kupować online różne rzeczy, to i bilety ogarnie. Tylko że ona nie robi takich rzeczy spontanicznie - musi być jakiś sensowny powód ku temu i dobrze, jak ktoś spokojnie wytłumaczy i pokaże. Potem już z górki. Co się raz nauczy, to umie.

Istotną informacją, jaką przekazała pani z GTB, jest to, że trzeba koniecznie łapać takie jak ta okazje i trzymać je mocno, bo druga może się nie trafić, a dla osób takich jak Nasza Najstarsza może to oznaczać trafienie na zawsze na margines, do przegródki „niepełnosprawni”, „odrzuty”, czyli do takiego czy innego zakładu pracy chronionej, skąd raczej ciężko jest się wydostać, bo jak raz ci zapiszą w papierach, żeś pracował w zakładzie dla niepełnosprawnych, to nikt cię w normalnej firmie nie będzie chciał zatrudnić.

 Kto lepiej zna realia pracy i życia osób niepełnosprawnych, niż osoba która im zawodowo pomaga? Taka osoba zna nie tylko tutejsze prawo i ładnym językiem spisane zasady, ale i faktyczne realne możliwości. I tak na poprzednim spotkaniu dowiedziałam się, że najpopularniejsza belgijska sieć supermarketów, która nawet podatki mniejsze płaci, bo jest taka wspaniała, nigdy nie zatrudniła jednej osoby niepełnosprawnej kierowanej przez GTB. Gdy zobaczą w CV „niepełnosprawny” nawet nie odpowiadają. Zresztą nasza Młoda też już ma doświadczenie z tą firmą, która nawet nie raczy zadzwonić uprzednio się umówiwszy na konkretny dzień  po rozmowie kwalifikacyjnej i powiedzieć że kogoś innego zatrudnili. 

Ot i cała równość społeczna i sprawiedliwe wszystkich traktowanie, docenianie talentów i inne frazesy. Równość, tolerancja i sprawiedliwość jest dla bogatych, wpływowych, inteligentnych, pięknych i pełnosprawnych. Reszta może mieć co najwyżej farta.

Panie ze szkoły nadal upierały się, że Najstarsza u takiego tapicera to tylko swój talent zmarnuje i one by chciały, by spróbowała w pewnej firmie zajmującej się modą ślubną. Na co właśnie pani z GTB zasugerowała, by zeszły lepiej na ziemię, bo sytuacja jest jak powyżej. A taki mały rodzinny zwykły zakład tapicerski to dla Najstarszej wielka szansa. Może i żaden tam szał i łał, ale to normalna firma, w której młody człowiek może zdobyć pierwsze doświadczenie zawodowe do wpisania w CV, które w przyszłości bardzo może się przydać. Fakt, że jest to mała firma, oznacza z kolei, że każdy jest w niej zauważany jako jednostka, czyli właśnie JEST ZAUWAŻANY. Gdy teraz Najstarsza pójdzie szukać czegoś innego, a to inne się nie uda, może zostać z niczym, bo babka wie z doświadczenia, że w tej dziedzinie, czyli krawiectwo, ciężko o zatrudnienie, przy czym osoby z autyzmem rzadko w ogóle dostają ciekawe oferty pracy, szczególnie gdy nie mają doświadczenia. No i wtedy trafiają do zakładu pracy chronionej, gdzie raz szyją piórniki, a drugi raz składają pudełka kartonowe czy długopisy.

Dlatego trzeba trzymać się tej szansy jak rzep psiego ogona i zrobić wszystko, by Najstarszą przyjęli. Co dla mnie brzmi jak najbardziej logicznie i sensownie. Zwłaszcza, że to była by robota blisko domu, gdzie 20 minut rowerkiem człowiek podjedzie. O tym pani z GTB też zresztą napomknęła, bo panie ze szkoły zdają się czasem zapominać, że dla ludzi z autyzmem codzienne życie nie wygląda tak samo jak dla normalsów. Jest trudniejsze i bardziej męczące. Zapominają też czasami, że w Belgii mieszkając na zadupiu, bardzo ciężko dostać się na czas gdziekolwiek nie mając samochodu, a nie wiadomo, czy Najstarsza go będzie mieć. Póki co w każdym razie nie ma. A nawet mając auto to stanie godzinami każdego dnia w korkach dla wielu zdrowych ludzi jest nazbyt męczące, a co dopiero autystyków. Moim zdaniem mentorka i asystentka Naszej Córki trochę za bardzo ideałami żyją i cieszę się, że pani z GTB trochę je otrzeźwiła. 

Nie ukrywam, że i ja, i mój małżonek byśmy chcieli, by Najstarsza miała super pracę, gdzie mogła by realizować i rozwijać swoje talenty, gdzie mogła by osiągnąć sukces i wybić się z tłumu. Ale żyjemy wystarczająco długo, by wiedzieć, że ideałami ani marzeniami nikt jeszcze się nie najadł i wyżej dupy nikt nie podskoczył. Najstarsza ma autyzm i jest w Belgii obcokrajowcem niemówiącym dobrze po niderlandzku i wcale po francusku. Nie ma i nie zna tu nikogo poza nami i swoimi nauczycielami, a nikt z tych osób nie jest ani w chuj bogaty, ani wpływowy, by załatwić jej to czy tamto albo w jakikolwiek inny sposób pomóc trafić na właściwe stanowisko. Ludzie z dołu drabiny społecznej, do których się zaliczamy, nie mają zdecydowanie takich samych szans na osiągnięcie sukcesu, wybicie się czy karierę, jak ludzie z zamożnych wpływowych rodzin. My obcokrajowcy nie mamy takich samych szans, jak tubylcy. Autystycy nie mają się co porównywać z normalsami.   

Dlatego trzeba korzystać z tego, co jest tu i teraz możliwe i cieszyć się, jeśli cokolwiek się uda. Nie znaczy to przecież, że od razu przegrało się życie, bo jutro znowu może trafić się jakaś szansa i otworzyć jakieś nowe drzwi. 

Póki co Najstarsza ma spróbować więcej chodzić na staż niż do szkoły, by przed wakacjami jeszcze trochę wprawy nabyć i więcej się w praktyce nauczyć. Najpierw ma iść przez 3 dni, potem cały tydzień, a potem ma być kolejne spotkanie, by omówić dalsze kroki.

Padła propozycja wakacyjnej pracy dla Najstarszej w tej samej firmie ze wsparciem ze strony GTB. Praca oczywiście była by płatna, bo za staż nie dostaje się tu żadnych pieniędzy. 

Była też mowa o stażach z VDAB i o różnych warunkach zatrudnienia i dofinansowania. Gdy wspomniałam, że Najstarsza nie musi pracować przecież na cały etat, bo dla niej pół etatu mogło by być nawet lepszym i zdrowszym rozwiązaniem, to babce ten pomysł całkiem przypadł do gustu. Ba, stwierdziła, że w przypadku takich osób jak Najstarsza (mających specjalne przywileje z racji niepełnosprawności i temu podobnych) nie rzadko nawet bardziej się finansowo opłaca w niepełnym wymiarze pracować, bo są dofinansowywani. Czyli że te nierówne szanse jednak państwo stara wyrównywać przynajmniej w jakimś stopniu, co jest budujące. 

Rozstaliśmy się pełni dobrych myśli i nadziei. Nie nastawiamy się za bardzo na tę pracę, ale mamy cichą nadzieję, że się uda. Niechby choć wakacyjną pracę jej załatwili i mogła sobie zarobić swoje pierwsze pieniądze to już było by coś. To zawsze motywacja. Czekamy.

Tymczasem Młoda nie ustaje w swoich poszukiwaniach pracy. Ma za sobą już kilka rozmów kwalifikacyjnych w sklepach, ale bez sukcesu. W tym tygodniu pojechała do większego miasta 20 kilometrów od domu, by starać się o robotę przy pakowaniu części samochodowych. Rozmowa w pośrednictwie pracy przebiegła pomyślnie. Pojutrze jedzie do samej firmy na rozmowę. Moja uparta i wytrwała siedemnastolatka. Mam nadzieję, że w końcu gdzieś ją przyjmą i że pieprzony autyzm jej nie przeszkodzi w wykonywaniu tej czy innej pracy, bo ona też nie ma łatwo z tą nienormalną patologiczną nadwrażliwością. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko