Któregoś dnia Młoda otwarła wieczorem piwo owocowe, rozlała do dwóch szklanek i mi podaje - Zdałam biologię, trzeba to uczcić! Wypiłyśmy piwo za kolejne sukcesy i chyba zadziałało ;-)
Kolejny przedmiot na drodze do otrzymania dyplomu szkoły średniej odfajkowany. Może uczyć się do następnego. No i uczy się wszędzie. Łazi po domu ze słuchawkami na uszach. Gada do telefonu po francusku jakieś głupoty. Nawet na dworcu, w poczekalni u doktora, czy gdzie tylko ma chwilę wolnego, otwiera Duolingo i ćwiczy francuski. Nie lubi francuskiego. Wkurza ją, ale trudne i nielubiane przedmioty też trzeba jakimś sposobem zaliczyć. Miesza sobie raz fajny i łatwy przedmiot, raz trudniejszy. Francuski jest ani fajny, ani łatwy. Bez wątpienia jednak w tym kraju potrzebny, bo co najmniej połowa ludzi nim się posługuje. Dla Młodej francuski to już czwarty język. Polskim, angielskim i niderlandzkim posługuje się pi razy drzwi na jednakowym poziomie, czyli płynnie i dobrze zarówno w mowie jak i piśmie.
Jeśli chodzi o naukę domową i Komisję Egzaminacyjną to przez rok zdała już angielski ustnie i pisemnie, geografię i biologię. Z wszystkich przedmiotów zdaje egzaminy z zakresu dwóch lat - piątej i szóstej klasy technikum. Matmę musi powtórzyć, bo nie zdała, i zdać wszystkie inne przedmioty, czyli francuski, niderlandzki (oba języki ustnie i pisemnie), historię no i wszystkie przedmioty fotograficzne - teorię i praktykę. Jeszcze sporo drogi przed nią do otrzymania dyplomu szkoły średniej, ale nie mało już z tyłu. Ważne, że nie musi chodzić do szkoły i marnować tam swojego cennego życia.
Najważniejszym zdarzeniem minionego tygodnia jest bez wątpienia fakt, że po długich staraniach i chodzeniu po różnych biurach pracy oraz zaliczeniu kilku rozmów kwalifikacyjnych w końcu
Młoda dostała pracę!
W okolicznych sklepach się nie udało, więc postanowiła poszukać szczęścia w mieście. No i w piątek zadzwonili, że ma w poniedziałek przyjechać podpisać umowę. Będzie pakować jakieś części samochodowe. Robota taka typowo dla studentów albo początkujących obcokrajowców, czyli na krótki czas, by się gdzieś zahaczyć, by spróbować swoich sił, by zdobyć pierwsze doświadczenie i pierwszy świeżutki wpis do CV. Młoda jest wielce podekscytowana, co nikogo chyba nie dziwi. My jesteśmy dumni i szczęśliwi. Kurde, nasze dziecko idzie już do pracy i to jeszcze pół roku przed swoją osiemnastką. Niesamowite jak szybko ten temat ogarnęła! Gdy w zeszłym roku pisała i wysyłała swoje pierwsze CV i szła na pierwszą rozmowę, była pełna obaw i niepewności z bardzo małą wiarą w powodzenie. Po kilku rozmowach jednak nabrała wprawy i odwagi. Co ciekawe, każda nieudana próba działała na nią jak płachta na byka - tylko dodawała jej animuszu, siły i chęci do walki o swoje. Jak już raz postanowiła, że chce iść do roboty, to żadna siła jej nie zatrzyma przed zrealizowaniem tego pomysłu. Czart nie dziewczyna! Kocham tego Czarta!
Najstarsza miała tydzień, a dokładnie to tygodnie, dosyć chorowite. Najpierw ta grypa, czy korona. Potem była od tego osłabiona no i w tym tygodniu przejęła od młodszej siostry wirusa gardłowego i czuła się słabowicie. W poniedziałek nawet było okej i wyjechała rano rowerem na stację. Okazało się jednak, że jakieś problemy na torach wynikły i dwa kolejne pociągi się nie pojawiły. Co 5 minut ogłaszano coraz dłuższe opóźnienie, by w końcu wyśpiewać nasz ulubiony komunikat: de S trein van Brugge naar Mechelen rijdt vandaag niet (pociąg z Brugii do Mechelen dziś nie jedzie). Kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić do domów, Najstarsza też zabrała dupę w troki i wróciła do chałupy. I dobrze, bo w południe już słabizna wróciła i musiała iśc do wyrka. W środę rano skoczyła na koronotest do apteki i jak powiedzieli, że negatywny, poszła do doktora. Dostała zwolnienie do końca tygodnia, powiadomiła szefa ze stażu i wypoczywa.
Młody ma teraz też pracowity i fajny okres.
Najpierw występy z chórem dziecięcym w towarzystwie orkiestry dwie niedziele pod rząd. Świetnie mu poszło i dobrze się przy tym bawił. Ja niestety nie mogłam obejrzeć drugiego występu, bo miałam jeden z bardziej gównianych dni, jeśli idzie o samopoczucie. Tata jednak podziwiał i klaskał. Było też kilku klasowych kolegów, sąsiadów i innych znajomych.
Pod koniec tygodnia z kolei impreza szkolna i 5 występów przed publicznością pod rząd. Po dwa przedstawienia dziennie, a każde z nich trwało 2 godziny. Pierwsze było w czwartek zaraz po południu. Następnie po dwa w piątek i sobotę - po południu i wieczorem (kończyły się o 21).
Szkoła - nauczyciele, uczniowie i Komitet Rodzicielski - zorganizowała po raz kolejny dużą imprezę z biletami. Były to przedstawienia muzyczne. Występowali wszyscy uczniowie od pierwszej przedszkola do szóstej klasy, czyli dziatwa w wieku 2,5 roku do 12 lat oraz ich nauczyciele. Fantastyczne przedsięwzięcie. Co interesujące, tym razem dzieci były pomieszane - starszaki występowały razem z maluszkami, co dało fajny efekt. Fajnie się patrzy na nastolatki płci obojga z piątej czy szóstej klasy, które prowadzą na scenę za rączki kilkulatków, poprawiają im kostiumy, zapinają portki i razem robią swoje przedstawienie, razem tańczą i śpiewają. Niesamowite! Wszyscy włożyli sporo pracy w to przedsięwzięcie. Nauczyciele i Komitet Rodzicielski sporo pracowali przy tym w swoim czasie wolnym obmyślając scenariusz, przygotowując stroje, dekoracje, oświetlenie i nagłośnienie, a w końcu sprzedaż napojów i przekąsek. Wszyscy stawili się bez szemrania nawet dwa razy w sobotę.
Sala była za każdym razem pełna, a mieści się w niej około 200 osób. Bilety nie były drogie. Symboliczne 5€ i w tej cenie wliczony był napój. Przyszli dziadkowie, rodzice, wujostwo, sąsiedzi i inni znajomi uczniów i rodziców. Dochód oczywiście przeznaczony zostanie na szkołę.
Młodemu się też podobało! Z wielkim entuzjazmem uczestniczył w tej zabawie. Wystąpił w grupie z najlepszymi kumplami i ze słodkimi maluszkami z przedszkola. W tej grupie przedszkolnej jest jego ulubieniec i największy słodziak, czyli synek jego wychowawczyni. Młody uwielbia małe dzieci i już marzy, by kiedyś być tatą. Rozważa też zostanie w przyszłości nauczycielem (choć w opcji ciągle jest lekarz zwierząt i od niedawna archeolog).
Ja obejrzałam przedstawienie dwa razy. W piątek poszłam z sąsiadką. W sobotę z małżonkiem. Za każdym razem świetnie się bawiłam.
A za mną kolejna chemia.
Jeszcze osiem przede mną. Doktorka stwierdziła, że wszystkie składniki krwi na granicy i przepisała zastrzyk Neulastę na odbudowę krwi oraz zapodała lżejszą wersję chemii na ten dzień. Po chemii poszłam z Młodą do McDonalda, bo ta akurat dotarła do Dendermonde po rozmowie o pracę. Tam zajadając hamburgery obserwowałyśmy przelotne oberwanie chmury. Lało, wiało, koniec świata. Fajnie się to ogląda przez okno o suchej dupie. Wróciwszy do domu zastałyśmy wszędzie wodę. W kuchni pół podłogi zalane od okna, choć było zamknięte. Z poddasza całe schody mokre, na poddaszu dach przeciekał w kilku miejscach, a w dwóch woda dotarła nawet piętro niżej przez drewno do pokoju Młodej. Jaja jak berety! Dziś byłam to zgłosić właścicielom, bo żartów nie ma. Mają przyjść po niedzieli popatrzeć na dach.
To był bardzo dobry i owocny tydzień. Cieszę się, że takie pozytywne fajne tygodnie od czasu do czasu się zdarzają, bo inaczej szło by zwariować. A tak możemy naładować nasze baterie pozytywną energią. Pogoda też ostatnio nam sprzyjała. Słoneczne, upalne dni majowe to dla mnie radość ogromna. Kocham słońce i ciepełko. Szkoda tylko, że niebogato się czuję ostatnimi czasy i nie mogę się tym słońcem i czasem wolnym dostatecznie cieszyć. No ale kurde, przecież nie można mieć wszystkiego. I tak jest super tak jak jest. Cieszymy się tymi chwilami. Próbujemy naczerpać z nich ile się da, bo boimy się jutra i tego co ono nam przyniesie. Czasy są kurewsko niepewne i mało optymistyczne. Dlatego żyjemy tu i teraz tymi chwilami lepszymi, fajniejszymi i całkiem dobrymi a nawet chwilami po prostu zajebistymi starając się nie myśleć zbyt często o przyszłości bez potrzeby. Spoglądamy za to czasem w przeszłość, by zobaczyć jak wiele trudnej drogi żeśmy przeszli i jak wiele osiągnięć i sukcesów już jest na naszej liście. Jesteśmy z siebie dumni a jeszcze bardziej z Naszych Wspaniałych Dzieci. Będą z Nich Wszystkich wspaniali, mądrzy i dobrzy dorośli ludzie. Oby tylko reszta świata raczyła to choćby w małej części docenić i uszanować… To moje ogromne marzenie.
Zagladam codziennie, trzymam za Was kciuki i bardzo ciesze sie zawsze kiedy i Wy sie cieszycie. Powodzenia i tak trzymac, pozdrowienia monika
OdpowiedzUsuńMiło, że tak często wpadasz do mnie w odwiedziny. Dzięki i pozdrawiam :-)
UsuńBardzo sie ciesze tymi sukcesami!
OdpowiedzUsuńDzielna Mloda!
No i dzielni rodzice.
Pozdrawiam ElaBru
Fajnie przeczytać, że ludzie cieszą się sukcesami innych. Ja też słyszę z radością, gdy innym coś się udaje. Gdyby takich ludzi było więcej, świat byłby piękniejszy. :-)
Usuń