22 grudnia 2022

Po co ateistom choinka?

 Jakiś czas temu, gdy czułam się katoliczką, wraz z innymi oburzałam się na odchodzenie od używania nazw „bożenarodzenie” czy „ferie bożonarodzeniowe” i używanie w ich miejsce  po prostu „święta” czy „ferie zimowe”, bo wydawało mi się że to najazd na katolików, że to walka z katolickimi tradycjami i itd 



Dziś jednak już za katoliczkę się nie uważam, nie wierzę ani w żadnego boga, ani w życie po śmierci, ani w katolicką ideologię. Spoglądam zatem na to wszystko z drugiej strony i muszę rzec, że dla mnie ateistki,  niekatoliczki nazwa „boże narodzenie” brzmi co najmniej głupio, gdy wezmę pod uwagę znaczenie tych słów. No bo jak nie wierzysz w żadnego boga ani żadne inne zjawiska paranormalne, to guzik cię obchodzi, kiedy urodził się i kiedy umarł jakiś bóg. Nawet jeśli byłabym gotowa uwierzyć, że Jezus faktycznie był kimś ważnym i że urodził się faktycznie tego a tego dnia to nadal mnie to guzik obchodzi, bo nie uwierzę, że był bogiem, gdyż w takie bzdury nie wierzę.  

Czy kogokolwiek z was obchodzi, że ja urodziłam się ostatniego maja? Nawet jak to wiecie i szanujecie, nawet jak mi życzycie w tym dniu zdrowia i radości to i tak was to w rzeczywistości guzik obchodzi i raczej nie uwierzycie w to, że jestem prawdziwą wiedźmą i że zamienię was w ropuchy jeśli nie będziecie świętować moich urodzin, żebym nie wiem jak was do tego przekonywała. Ostatni maja jest ważny dla mnie samej, bo w tym dniu przekręca się licznik moich lat. Obchodzi to też pewnie moich pracodawców, urząd podatkowy, ubezpieczyciela itp. Ja sama świętuję moje urodziny razem z moimi najbliższymi, bo ich też to w miarę obchodzi. Czasem chwalę się moimi urodzinami wśród znajomych, bo czasem chcę, by świat wiedział, że ta chwila jest dla mnie ważna z przyczyn czysto egoistycznych. Nie oczekuję jednak, że świat się wtedy zatrzyma i że wszyscy będą pić szampana, bo Magda ma urodziny. Katolicy natomiast chcą, by wszyscy świętowali urodziny Jezusa, bo jest to dla nich ważne, ale niestety nie powinni tego oczekiwać, bo ludzi spoza kręgu jakiś Jezus na prawdę guzik obchodzi. No sorry, takie są fakty.

Dlaczego zatem świętujemy bożenarodzenie? 

Większość ludzi od czasu do czasu coś świętuje, bo to jest nam ludziom potrzebne. Potrzebujemy takich różnych okazji, w których się na chwilę zatrzymujemy, by zaczerpnąć oddechu albo by spuścić pary, albo by pomysleć o sobie samym, czy bliskich nam osobach, albo by o nas ktoś pomyślał…

Każdy jednak tak na prawdę  świętuje co innego, bo dla każdego co innego jest ważne. 

Mamy też w kalendarzu mniej lub bardziej stałe, że tak powiem odgórnie nakazane, okazje do zatrzymania się, bo wspólne świętowanie też jest bardzo ważne, by jednoczyć ludzi, by intensywniej dać wyraz swoim emocjom, by podkreślić nasze człowieczeństwo. Inaczej gotowiśmy, tak myślę,  jako ludzie zatracić się i zagubić w szarej codzienności - spać, wstawać, żreć, wydalać, kopulować, pracować, by mieć na to wszystko i tak w koło. Gotowiśmy zapomnieć o sobie, o rodzinie, o sąsiadach, znajomych, o społeczeństwie i człowieczeństwie i tak gnać od narodzin do śmierci przed siebie.

Igrzyska są nam wszystkim potrzebne. Takie czy inne. Potrzebujemy w życiu odrobiny zabawy i chwil szaleństwa, by dać upust emocjom i się zrelaksować. Potrzebujemy momentów zadumy i refleksji, by przeanalizować nasze życie i zrobić porządki w mózgownicy oraz relacjach z innymi. Przeto dobrze, że są w kalendarzu te różne okazje i święta, bo samodzielnie moglibyśmy nigdy nie znaleźć czasu na odpoczynek, na refleksje, na chwile z najbliższymi itd 

I tu - moim nader skromnym zdaniem - w ogóle nie ma znaczenia, co i w jaki sposób dana osoba świętuje ani jak tę okazję se nazwie. Ważne, by z niej korzystała, gdy się nadarza, najlepiej jak tylko potrafi.

I by zamiast wystawać przed czyimś oknem, zaglądać do czyichś kuchni czy sypialni, by choć raz w roku rozejrzał się po swoim domu i po swojej głowie. By zamiast łazić po obcych i zadawać głupie pytania i obrzucać pogardliwymi chamskimi komentarzami spojrzał na cały świat z szeroko otwartymi oczami i uszami i zobaczył po prostu wszystko takim jakie jest a nie takim jakie on chciałby żeby było, bo ludzie nie są klonami ani robotami. Jeszcze. I dobrze by było to zaakceptować i uszanować nie tylko z okazji takich czy innych świąt, ale raz na zawsze.

Świętuj i daj świętować innym.

Po co zatem ateistom choinka? 

Po to samo, co katolikom. Żeby było inaczej. Żeby było kolorowo. Żeby było fajnie. Żeby było gdzie prezenty położyć… (tak złośliwie nawiasem mówiąc, dlaczego to katolicy katolikom dają prezenty skoro to Jezus ma urodziny? 🧐).

Tak swoją drogą, co wielu zadających to głupie pytanie lubi zapominać, choinka NIE jest KATOLICKIM symbolem, a tylko starym magicznym rekwizytem, którego, jak wielu innych rzekomo katolickich symboli, kościołowi żadnymi groźbami ani karami nie udało się pozbyć z chrześcijańskich chałup, więc wielkodusznie go zaakceptował, a potem odwrócił kota ogonem i przekonuje, że gdzieś na pustyni koło szopy rosły choinki pokryte śniegiem i przystrojone w lampki i świecidełka, czy coś w ten deseń ;-). Wszystkie symbole mają tak pokrętne historie i wyjaśnienia, że czasem to aż mi żal tych wszystkich próbujących wepchać kwadratowy klocek do okrągłej dziury. 

Dziś przystrojone drzewko jest symbolem świąt Bożego Narodzenia. Mnie tam nazwa, mimo że dla mnie prywatnie głupio brzmi, nie przeszkadza. Choć wolę mówić, po prostu „święta”, gdy już muszę się do tego czasu odnieść. Akceptuję bowiem prosty fakt, że święto to jako dzień wolny zostało ustalone w czasach, gdy chrystianizacja zakończyła się sukcesem i kościół rządził, i wszystko było przez bardzo długi długi czas pod jego dyktando i potrzeby ustalane i nazywane. Czasy się zmieniły, ale pewne rzeczy przyjęły się na dobre i nie łatwo jest je zmienić. I pewnie nie ma potrzeby…

Boże Narodzenie dla katolików jest nierozerwalnie związane z ich religią, dla niekatolików to po prostu dzień wolny, a cały okres bożonarodzeniowy jest po prostu wyjątkowym czasem dla rodziny no i do zabawy. 

Wszyscy w Europie (ogólnie, nie że faktycznie każdy) dekorujemy domy światełkami, specjalnymi ozdobami, kupujemy prezenty dla najbliższych, szykujemy specjalne lepsze potrawy, w końcu idziemy, by spotkać się z najbliższymi. Jedni świętują w domu, inni rezerwują świąteczny stolik w restauracji. Składamy sobie życzenia, ściskamy się, wspominamy stare dzieje, nie rzadko w tym magicznym czasie ludzie podają sobie ręce po długim czasie kłótni, dzwonią czy odwiedzają ludzi, których dawno nie widzieli. I to jest piękne!

Dla katolików ważna jest też modlitwa, pójście do kościoła, czego u niekatolików nie ma, ale powiedzmy sobie szczerze, że tak na prawdę to wszystkim chodzi o to samo (albo inaczej: POWINNO CHODZIĆ) i tak na prawdę to wszyscy tak samo to (czy inne święta) obchodzą. 

Serio ktoś robi to dla jakiegoś boga? Tak z ręką na sercu bum cyk cyk! Sprzątacie i dekorujecie chatę dla Jezusa i Maryśki, czy po to żeby było czysto, żeby miło wam było rodzinę ugościć i samemu w komforcie spocząć?

Warzycie te wszystkie wymyślne strawy, by Trzej Królowie się nażarli (watpię by im smakowało), czy żeby samemu coś wyjątkowo dobrego opędzlować? 

Z litości nie zapytam, czy do kościoła idziecie dla Jezusa, czy by pochwalić się nowym płaszczem, popatrzeć jaką szopkę w tym roku zrobili, spotkać znajomych, pośpiewać lub posłuchać  fajnych piosenek, no i żeby ludzie nie gadały…? 😏

Ja jako zdeklarowana ateistka nie muszę udawać, że robię cokolwiek dla jakiejś ideologii, nie muszę chodzić do kościoła (choć jak mnie ochota najdzie to pójdę z powodów jak wyżej, bo lubię oglądać szopki i słuchać kolęd), nie muszę gotować 12 potraw i picować chaty na błysk, bo teściowa przyjedzie… ale mogę. Dla siebie.

Jak my świętujemy i co?

Choinkę ubraliśmy, żeby było gdzie prezenty położyć i bo to w sumie fajny, choć dość zawadzający gadżet. Nie gotujemy żadnych typowo świątecznych potraw, nie obchodzimy żadnej wigilii, ani nic z tych rzeczy.

W jeden dzień świętujemy urodziny Najstarszej, która urodziła się w tym czasie. W tym roku na życzenie solenizantki ma być tort z owocami egzotycznymi (jak się uda) i sushi z ulubionej knajpy azjatyckiej.

W drugi dzień odpakowujemy prezenty. Upiekę ze dwa ciasta, ugotujemy jakiś zwykły obiad, wzniesiemy toast jakimś słodkim napojem nie koniecznie alkoholowym, choć pewnie baby alko, chłopy bez alko.

Dlaczego te prezenty? czym są dla nas te święta? 

Nie będę tu na siłę dorabiać żadnej ideologi, bo jest tak, jak napisałam powyżej. Potrzebujemy czasem specjalnej okazji, by na chwilę siąść na dupie razem ze swoimi najbliższymi i zwyczajnie ze sobą spędzić kilka chwil w miłej, ciepłej rodzinnej atmosferze. Tak po prostu, zwyczajnie ze sobą pobyć. Poczuć swoją bliskość. Odpocząć i oderwać się od codziennej rutyny.

Zwyczajem stało się już też, że czasem piszemy do siebie świąteczne (a także urodzinowe) kartki, w których dziękujemy sobie wzajemnie za wszystko, przepraszamy za swoje upierdliwości, wyrażamy swoje gorące uczucia. Te prezenty też są po to, by ten jeden raz w roku w ten symboliczny sposób podziękować swoim dzieciom i partnerowi za to, że są. By dać im coś od siebie, by sprawić im przyjemność i by zobaczyć radość na ich twarzach. Odpakowywanie prezentów to magiczna chwila. Kupowanie, pakowanie i oczekiwanie jest jej przedłużeniem.

Czy nie moglibyśmy zatem robić tego w innym czasie? Oczywiście, że byśmy mogli. Czas tu nie ma teoretycznie żadnego znaczenia. Aczkolwiek koniec roku to przecież też symboliczny, specjalny moment. Nie że akurat jakieś boże narodzenie, ale najkrótsze ponure zimne dni, do których pasuje światło lampek choinkowych i świec. W taką zimową porę czas zwalnia, chce się siedzieć w domu i jeść, i mieć kogoś bliskiego sercu obok kogo można przytulić… Lato nie sprzyja takim momentom. No i według naszego kalendarza kończy się rok, czyli coś się zamyka, coś się zmienia, pora na podsumowania i rozliczenia także w swoim własnym łbie i w relacjach z najbliższymi… 

Czy ateiści mogą obchodzić boże narodzenie i wigilię?

Oczywiście, bo kto im niby zabroni…? 

Pytanie tylko, czy katolicy pozwolą usiąść „niewiernym” przy swoim stole…?

We Flandrii tego typu problem praktycznie nie istnieje, bo mało kto rozkminia takie bzdury. Ludzie po prostu się cieszą ze świąt i ferii. Spotykają się z najbliższymi i przyjaciółmi albo zwyczajnie wyjeżdżają gdzieś na narty czy też do ciepłych krajów. Tu problemem jednak są albo raczej problemy tworzą znowu inne religie, które chcą całkiem co innego i w innym czasie świętować, ale to też tak samo - niektórzy żyją tylko po to, by rzucać gównem w wentylator i cieszyć się smrodem z gównem na rękach…

Wśród bliskich znajomych mam rodzinę mieszaną katolicko-muzułmańską. Teraz Koran leży u nich koło choinki. Bo wiecie? Jak się chce, to można!

A wy co świętujecie w swoich domach? 








11 komentarzy:

  1. ja jestem katoliczką z urodzenia wychowania a potem dalszego wyboru. Nigdy nie miałam ani chwili zawahania, że nią nie jestem a Bóg nie istnieje. Dlatego u mnie się obchodzi tradycyjne Święta po katolicku i z pasterką. I szczerze mówiąc tak gdzieś do 17 roku życia byłam bardzo blisko z kościołem i wtedy faktycznie chodziłam tam w Święta dla Boga nie dla ludzi. Teraz to już bardziej z nawyku i dlatego że atmosferę świąt w kościele lubię. Choć kościół nie lubi już mnie bo jestem rozwódką. Nigdy u nas nie było ubierania się w tym czasie w jakieś mega ciuchy. Jak i nie ganiamy we wszystkich świętych w futrach po cmentarzu nawet jak jest 20 stopni żeby się pokazać. Mam w rodzinie ateistów (kuzyn mamy z rodziną) ale oni też siadają do wigilijnej kolacji i obchodzą ją tak samo tyle, że bez modlitwy a z samymi życzeniami. W tym roku będę na Wigilii u siostry gdzie będzie rodzina jej męża w tym jeden ateista który pewnie sie z nami nie pomodli ale reszta będzie tak samo jak zwykle.

    Siostra mojego ojca wyszła za mąż i została Jehową. Nigdy nie była u nas na wigilię ani święta bo oni tego nie obchodzą. W sumie oni nic chyba nie obchodzą to bardzo smutne wyznanie/sekta czy kto tam co o nich uważa. Z dzieciństwa pamiętam, że żal było mi tej cioci bo nie obchodziła własnych urodzin a do nas przyjeżdżała niby na kawę po imprezach i bez prezentów. Teraz ma już blisko 80 lat i daje czasem prezenty pt. kupiłam dla siebie ale jednak nie potrzebuję. W sumie jak się zastanowić to nigdy z nią żadnych świąt ani imprez nie spędzałam poza naszymi weselami. Była na moim pierwszym i na ślubie siostry. Na drugie już nie przyszła chyba tylko z życzeniami pod USC ale bym musiała sprawdzić nawet nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie o to mi chodziło podczas produkcji tego przydługawego tekstu, że każdy może świętować wedle własnego uznania i że nikomu nic do tego, ale fajnie się powymieniać doświadczeniami i dowiedzieć się, jak żyją inni. Super, że u Was w rodzinie jest dla wszystkich miejsce przy wigilijnym stole ☺️. Często jednak w sieci potykam się o opinie, jak w tytule, że po co ateiści ubierają choinkę, że nie powinni obchodzić wigilii itp. My przez kilka lat łączyliśmy kolację wigilijną z tortem urodzinowym, ale z czasem uznaliśmy, że to nie ma sensu. Zawsze świętujemy wszystko tylko w pięcioro. Nie ma u nas wujków, kuzynów, dziadków. Gdy dodać do tego, że jesteśmy niewierzący i niepraktykujący to wigilia jest zbędnym kłopotem, kiedy możemy po prostu zamówić sushi i tak uczcić urodziny naszej Najstarszej. Obejrzymy też pewnie Kevina lub Grincha czy co tam znajdziemy na Netflixie albo zagramy w Uno czy Monopoly. Dawniej po kolacji jeździliśmy oglądać szopki lub dekoracje świąteczne w dużych miastach, ale potem przyszły choroby i pandemie i trzeba było odpuścić. Teraz znowu ceny paliwa nie zachęcają do wycieczek…
      A Jehowi faktycznie chyba są smutną organizacją. Moje dziewczyny miały w PL dzieci jehowa w klasie. Nie mogły swiętować urodzin z kolegami. Pani opowiadała kiedyś ze smutkiem jak ze złością deptały cukierki, którymi poczęstował ich solenizant. To bardzo trudna sytuacja dla nauczycielki, bo przecież jednym nie zakażesz swiętowania a drugich nie zmusisz… Z drugiej strony zawsze z sympatią wspominam sąsiadkę, która należała do Jehowych. Lubiłam do nich chodzić z okólnikiem jako dziecko (to były czasy…), bo zawsze mnie czymś częstowała i była miła, i rozmawiała ze mną jak z człowiekiem, czyli nie traktowała jak głupiego bachora. Jej mąż był pobożnym katolikiem. Ciekawą i wyjątkową parę stanowili jak na tamte czasy. We wsi poza tym byli tylko i wyłącznie katolicy. Wierzący albo i nie, ale nikt się nie wychylał za bardzo w każdym razie.

      Usuń
    2. myślę, że dzieci Jehowów mają ciężko w szkole. Trudno wytłumaczyć że nie wolno im brać prezentów ani świętować cudzych urodzin. Dzieci tego pewnie nie rozumieją to nie bardzo sprawiedliwe.

      Aż sprawdziłam zdjęcia. Moja ciocia Jehowa z mężem byli oboje w USC na ślubie tym drugim :) ciocia była katoliczką ale jak wyszła za mąż to jej wybranek był już rozwodnikiem i był Jehową. Ona za nim przeszła na jego wiarę. Ale nigdy nam tych swoich gazetek do domu nie przynosiła nigdy nie nawracała. W ogóle o wierze żeśmy nigdy nie rozmawiali. Tylko szkoda bo nigdy nie przychodziła na żadne rodzinne imprezy.

      Usuń
    3. Nasza sąsiadka też nigdy nikogo ze znajomych nawracała, a bardzo żeśmy ich lubili. Ksiądz chodził do nich po kolędzie a i jej ziomale wpadali do nich systematycznie. Pamiętam jak nie raz miała dla nich poczęstunek przygotowany, gdy tam zaglądałam. Jedno drugiemu schodziło z drogi w takich dniach, ale wydaje się że poza tym byli zgranym małżeństwem (choć co tu z zewnątrz oceniać).
      W niektórych sytuacjach te różnorodności są trudne i kłopotliwe dla rodziny i znajomych. Ja kiedyś miałam okazję siedzieć przy jednym stole z Żydówką na imprezie noworocznej w pracy. Niczego nie jadła, bo oni nie mogą jeść niczego z domu, w którym gotuje się wieprzowinę. Jakie to wtedy było dla mnie dziwne! Gdy muzułmańskie dzieci u nas bywały, mogłam je częstować jedzeniem, byle nie zawierało zakazanych składników. Im przynajmniej nie przeszkadza, że my sami jemy wieprzowinę. Nasze dzieci swiętowały czasem z muzułmańskimi zakończenie Ramadanu i to też jest fajne. Uwielbiam te róznice i te różne świętowania…

      Usuń
  2. Wyjęłaś mi to niemal z głowy, przed chwilą pisałam komentarz na innym blogu, w podobnym klimacie. My spotykamy się, bo wszyscy mają wolne, w dodatku syn ma imieniny, jest wesoło i rodzinnie, a światełka wszyscy lubią i... tak jest od zawsze:-)
    żyj jak chcesz i pozwól innym, proste, a nie każdy o tym pamięta...
    Dobrych dni i wielu radości!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie, u nas w Belgii nie obchodzi się imienin i w kalendarzach nie ma imion, a po prawie 10 latach poza Polską, łapię się na tym, że dziwi mnie, gdy ktoś o jakichś imieninach mówi… Nie mam pojęcia, kiedy przypadają imieniny mojego Małżonka czy moich dzieci. Moje są zaraz przed urodzinami to pamiętam, ale Zuzanny, Izydora, Kazimierza, Teresy…? Belgowie obowiązkowo i hucznie obchodzą urodziny, ale kiedyś nie udało mi się wytłumaczyć sąsiadce, co to są imieniny… Obchodzi się tu niektórych świętych patronów i czasem są jakieś imprezy np na świętego Eligiusza świętuje sektor metalowy i koniarze, bo byliśmy kiedyś na takiej imprezie… Ale imieniny? Nikt nie słyszał :-)
      Wszystkiego Dobrego i dla Was! Magda

      Usuń
  3. Zwycięstwo światła nad ciemnością, dnia nad nocą (dnia zaczyna przybywać). Prastare Święto, Szczodre Gody. Święto życia, radości życia, mimo ciemności na Ziemi.
    Katolicyzm do tego Święta nie jest potrzebny.
    To takie potrzebne rozświetlić ciemność światełkami, nie poddawać się jej, radować się z życia, obfitości, dziękować za nie, celebrować - tak jak kto lubi.
    Jestem ciągle jeszcze wierząca, wierzę, że w to święto, świętujemy też narodzenie Boga, Miłości, która przychodzi do nas (choć do Kościoła mi coraz dalej), to dla mnie bardzo spójne z celebracją życia
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, potrzebujemy światełek i kolorowych dekoracji w ten ponury czas. I nie ważne w co się wierzy bo każdy żyje po swojemu

      Usuń
  4. Właśnie wczoraj rozmawiałam o tym z moim partnerem.Tez byłam wierzącą i bardzo ważyłam żeby nie wykreślać boga że Świąt.Dzis myślę dokładnie jak Ty. Mieliśmy rodzinna wigilię tu w Holandii u jednej z córek. Bo wnuk,bo prezent bo razem.Wvzoraj i dziś już każdy u siebie i my nie robimy nic.Bylismy w 1 dzien w tureckim barze,dziś w w nalesnikarni.Chatkę mamy oświetlona od listopada,bo ładnie .Nie ma w tym Boga,bo go nie ma ale jest spokój jakiego wcześniej nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do komentarza powyżej odpis Elżbieta Magda

      Usuń
    2. Bo dobrze, jak się nic nie musi, ale się może...

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima