24 sierpnia 2025

Rodzinne maszerowanie wśród wrzosów.

W zeszłym roku po raz pierwszy odwiedziłam park graniczny Kalmthoutse Heide w towarzystwie Małżonka. Wtedy przemaszerowaliśmy trasę wydmową. 
Tym razem wybrałam się na wrzosowisko z Naszą Trójcą i maszerowaliśmy trasą owiec, bo Epicki chciał spotkać owce.
Nie było mu to jednak dane, bo choć słyszeliśmy beczenie, to niestety dźwięk ten oddalał się od nas z każdym krokiem, a nie mieliśmy na tyle sił, by iść jeszcze za tym tropem. Spotkaliśmy za to włochate krowy i to całe wielkie stado. Podeszliśmy dosyć blisko, ale niewiedząc, jakie takie stado ma zapatrywania na ludzi, trzymaliśmy jednak pewien dystans. Ani byczek, ani krowy, ani cielęta nie wykazały jakiegoś większego zainteresowania naszą tam obecnością, ale kto tam wie, co byczkowi po kosmatym łbie łazi…




Na naszej trasie natrafiliśmy też na wielkie leśne mrówy i poszedłszy za nimi, odkryliśmy ich mrowisko, przy którym trochę czasu spędziliśmy przyglądając się, jak mrówy walczą z przeciwnościami targając w stronę swojego domu wielkie obiekty pomiędzy różnymi przeszkodami, w tym też inne owady 🐜 🐜🐜.

Fotografowaliśmy pszczoły, trzmiele, motyle, gąsienice, no i oczywiście wrzosy i cały krajobraz. W niektórych miejscach widoki zapierają dech w piersi. Krajobraz wrzosowiska jest całkowicie odmienny od tego, w którym żyjemy na co dzień, aco za tym idzie, fascynujący.






mrowisko





Kilku ludzi widząc, że rodzinnie pochylamy się w skupieniu nad czymś z telefonami i aparatem, pytało, czy mamy tam coś „bijzonder” wyjątkowego, ale gdy odpowiadaliśmy z entuzjazmem, że owszem - motyla/gąsienicę/trzmiela, odchodzili bez choćby rzucenia okiem na te wszystkie fascynujące stworzenia. Normalsi to dziwne istoty. Nie wiem, co dla nich jest ciekawe, co niby spodziewali się znaleźć na wrzosowisku? Nie wiem jak wy, ale ja nie oczekuję, że we wrzosach mogłabym słonia znaleźć, czy innej tam żyrafy… A owady i pająki są fascynujące i piękne.

Odwiedziliśmy też mini muzeum pszczół znajdujące się przy punkcie informacyjnym u wejścia do parku. Czad! Tyle ciekawych obiektów! Sporo polskich plakatów informacyjnych tam mieli i obrazek sielski z Polski. 

Posiadają tam też 3 ule z prawdziwymi pszczółkami, gdzie najpierw od pana się dowiedzieliśmy i obejrzeliśmy z jego telefonu, a potem sami na własne oczy zaobserwowaliśmy, jak szerszenie azjatyckie atakują pszczoły. Pan powiedział, że masowo dokonują ataku na ule i obcinają pszczołom odnóża i głowy. Artykuły z pracy niestety to potwierdzają. W ciągu kilku lat to cholerstwo przypadkiem przywleczone z Azji ogromnie się rozpleniło i ich liczba rośnie w oczach stając się coraz większym zagrożeniem nie tylko dla pszczół, ale dla ludzi. Nie dawno hulał po internetach filmik nakręcony przez jakichś tutejszych tiktokerów za zgodą i z udziałem pszczelarza usuwającego gniazdo szerszeni. Pan ostrzegł uprzednio chłopaków, że mogą stracić drona, bo już ponoć znane są takie przypadki, ale ci postanowili zaryzykować. Na wideo widać jak cały rój atakuje drona i dron zaczyna opadać, bo cholerniki blokują mu śmigła. Giną pewnie przy tym masowo, ale to nie odpuszcza, a raczej wprost przeciwnie. Media puściły to nagranie w świat wraz z ostrzeżeniem, by uważać na te szerszenie i nie próbować nic samemu kombinować przy gniazdach ani nie zabijać szerszeni w obecności ich towarzyszy i ogólnie nie wchodzić im w drogę, bo już zanotowano kilka przypadków na pogotowiu po starciu z tą plagą. 

W muzeum mieli też ich gniazdo, co upewniło mnie co do tego, że to co już kilka razy widziałam gdzieś na drzewie, na czyimś balkonie, czy ostatnio w Wetteren na szkole podstawowej, to to jest właśnie to, co mi się wydawało, że jest. Trochę niepokojące jest to wszystko. Te szerszenie nie mają tu naturalnych wrogów. W Azji bodajże jakiś ptak je zjada, ale tutaj hulaj dusza piekła nie ma. 

gigantyczne gniazdo os (w tle kawałek Młodego dla porównania)

gniazdo szerszeni azjatyckich





ciekawy ul 🐝 



pszczoły 




















W pociągu siedzieliśmy koło rodziny z pięknym wielkim psiskiem. Gdy przyglądałam się jegomości, przypomniała mi się niedawna dyskusja na insta, której się przyczytywyłam z boku. Polacy kłócili się o kagańce. Jedni utrzymywali, że psy nie muszą nosić kagańców w miejscach publicznych, nawet w publicznych środkach transportu, inni byli oburzeni, że to nieodpowiedzialne, nienormalne, wręcz patologiczne i chore. I tak oto uświadomiłam sobie, że dziś mieszkamy w zupełnie innej rzeczywistości. Przez kilkanaście lat pobytu na belgijskiej ziemii spotkałam na swej drodze może trzy psy w kagańcach skórzanych… W sklepach zoologicznych w ogóle takiego wynalazku nie widuję. Widuję natomiast dziesiątki psów od mini piesków, które pańcie w torebeczkach czy na ręku noszą po psiska wielkość cielaka, które maszerują przy nodze albo na odległość smyczy. Bez kagańców podróżują pociągami i autobusami. Bez kagańców wchodzą do restauracji. Bez kagańców maszerują przez tłum na targu czy festynie. Bez kagańców wchodzą do sklepów, jeśli tylko nie ma zakazu wprowadzania psów, a jeśli zakaz jest, to czekają bez kagańców pod sklepem przywiązane do specjalnego uchwytu. 

Temat psów jest dosyć już uporządkowany, choć nadal jest dużo do zrobienia na tym polu i nadal spotyka się sporo patologii, zaniedbań i łamania prawa czy choćby braku przyzwoitości. Jednak różnica pomiędzy tymi dwoma krajami jest w tej kwestii spora. Co ja jako niepsiarz widzę? Poza kagańcami ogólne dbanie o czworonogi: kastracja/sterylizacja, regularne wizyty u weta, wszelakie szczepienia, badania, zdrowe żywienie, częste wizyty u psich fryzjerów, wychowywanie, psy mieszkają w domach, a nie w budach, brak bud i łańcuchów na wsi, brak błąkających się masowo po wsi psów (sporadyczne przypadki ludzi starej daty, zacofanych farmerów czy jakichś patusów, że ich pies luzem biega po drodze przed domem, na co jednak są paragrafy). Nie ma praktycznie kundli, tylko psy rasowe. 
Niestety dużo psów jest ciągle porzucanych, oddawanych do adopcji, zbyt wiele jest ciągle źle traktowanych przez właścicieli. Wielu ludzi ciągle nie sprząta po swoim pupilu podczas spaceru, głównie na bocznych mało uczęszczanych ścieżkach, bo na głównych zaraz by ich ktoś ochrzanił albo zgłosił na policję. 


Przesiadaliśmy się na dworcu w Antwerpii, gdzie musieliśmy czekać pół godziny na pociąg jadący do Heide, gdzie jest wejście do parku. Obserwowaliśmy jak zwykle ludzi. Młody zwrócił uwagę na dziwne fryzury pewnego pana i jego zapewne syna w wieku Młodego. Pouczyłam go, że to się nazywa pejsy a ich nakrycia głowy to jarmułki. Tak oto Młody pierwszy raz zobaczył Żydów w ich tradycyjnych strojach. W Antwerpii to popularny widok, wszak wielu ich tam mieszka. 

Główna część dworca świeciła się na tęczowo, bo w sierpniu Antwerpia organizuje swoją paradę równości. Oni tam wszystko po swojemu robią. Wiecie, że nawet Dzień Matki obchodzą 15 sierpnia, gdy reszta Belgii na początku maja? Ciekawe to miasto, ale schodzi na manowce i coraz bardziej się pogrąża, tak jak i reszta tego kraju, ale to śliski temat i nie na wakacje….

Siedzieliśmy przed tą tęczą i uśmiechaliśmy się na widok tych wszystkich turystów, którzy po raz pierwszy dostrzegali niezwykłość tego dworca i natychmiast wyjmowali telefony, aparaty, pozowali, pstrykali, a tych ludzi w ciągu pół godziny wyginało się w najdziwniejszych pozach przed nami dziesiątki… 



W tym tygodniu byłam też z Najstarszą na wizycie u ginekologów w Leuven. Najstarsza trochę zawiodła się tym spotkaniem, bo pani doktor nie bardzo potrafiła odpowiedzieć na nasze pytania. Najwyraźniej nie zna się za bardzo na genetycznych chorobach, a konkretnie syndromie Turnera. Powiedziała, że endokrynolog, u którego wizytę mamy za jakiś czas, bardziej nam pomoże. 
Stwierdziła, że wg niej te tabletki, które Najstarsza bierze teoretycznie nie powinny powodować wypadania włosów ani też być powodem nieoczekiwanego zmęczenia, na które skarży się Córka. Jednak ten lekarz (nie wiem kto to był) twierdził co innego, ale mamy nadzieję, że ta kolejna wizyta coś więcej światła wniesie. 

Lekarka zmieniła jednak tabletki. Nie do końca zrozumiałyśmy, jak zmiana najsłabszych - wg lekarki - tabletek na trochę silniejsze ma pomóc ze skutkami ubocznymi…? To jakby trochę bez sensu. Powiedziała, że Córka przekona się, czy jest lepiej czy gorzej, czy nic się nie zmieni… Czyli jakby trochę metoda prób i błędów… W razie co może poprosić endokrynologa o receptę na te pierwsze piguły… 
Będąc w Leuven poszłyśmy wybadać, jaki tam polski sklep mają, bo Młody będąc w Polsce zasmakował w kabanosach i zaraził tym starszą siostrę… Po drodze miałyśmy ładne widoki, choć sklep zaledwie kilometr od dworca się znajduje.
Zatrzymałam się też na chwilę przed licznikiem rowerów. Powalające liczby, ale faktycznie tamtą rowerostradą (szybka ścieżka dla rowerów) non stop jechali rowerzyści. Stan na ten dzień, a było dopiero koło południa, pokazywał 2 i pół tysiąca rowerów i grubo ponad milion w tym roku. 
Irytujące jest tylko, że nie ma tam ścieżki dla pieszych. Chodzenie tak ruchliwą ścieżką rowerową to igranie z ogniem, dlatego ludzie wydeptali se ścieżkę obok, ale to jakby z dupy.
Czasem mam wrażenie, że władzom i w ogóle wielu ludziom to się tu lekko pierdoli na punkcie rowerów. Milionowe inwestycje na wykopanie tunelu dla rowerów pod torami albo zbudowanie kawałka fietsostrady, a u nas droga koło domu już ledwie przejezdna (a takich dróg jest tu masa), chodników dla pieszych brak lub w stanie krytycznym. 

browar Stella Artois

polski sklep Malinka znajduje się po lewej zaraz nad tą wodą

selfie okienne 


licznik rowerów przy rowerostradzie

Podczas ostatniego maszerowania przydomowego w towarzystwie Małżonka zdybałam ciekawe grzyby. Zakurzyłam też purchawką, bo nie mogłam się oprzeć, zoczywszy jedną dojrzałą. Z tego chyba nigdy się nie wyrasta haha.
Tak, zapachniało już jesienią. Poranki zrobiły się już ciemne i zimne, choć za dnia słońce mocno ciągle operuje. Liście żółcieją i opadają, choć to - mówią - że od suszy, bo susza wciąż trwa od kilku miesięcy. Parę tygodni temu coś popadało, ale to kropla w morzu potrzeb. Niedobry ten rok pod tym względem. Nic dobrego to nie wróży nikomu…

Ułożyłam jesienne puzzle z miśkiem. Znaczy nie, misiek nie układał, a był układany. Trudne dosyć były i całe dwa dni się z nimi biedziłam. Ale satysfakcja tym większa z ukończenia dzieła. 

Zamówienie z książkami wciąż nie dotarło, ale napisali, że wysłane i że już do mnie jadą.

Do końca wakacji już tylko tydzień, ale jeszcze nikt do nas nie dzwonił i nie zapowiedział się z wizytą. Trochę się zaczynamy niepokoić i niecierpliwić, bo chociaż wiem, że szkoły pracują dopiero od tygodnia po wakacyjnej przerwie, to już chcielibyśmy się mentalnie i fizycznie zacząć przygotowywać na rozpoczęcie roku szkolnego w nowej szkole. 

Tablet zamówiłam i ma być do odebrania w szkole. Podręczniki i inne materiały zapewnia szkoła. Długopisy i linijkę to mamy w domu, ale co, jak i gdzie to chcielibyśmy już wiedzieć, aby spać spokojnie i wiedzieć na co się szykować. Wszak to nie jest typowa szkoła systemowa tylko zupełnie odmienna placówka z niecodziennymi metodami pracy.
Kartę MOBIB, plastikową kartę z imieniem nazwiskiem i zdjęciem, na której Młody miał abonament na autobus teraz zarejestrowaliśmy też w kolei i w najbliższym tygodniu doładuję mu już abonament na pociąg a pewnie i na miesiąc na autobus, na wszelki wypadek, choć ten upiera się że od początku będzie jednak rowerem jeździł do pociągu i z pociągu do szkoły. 


penisowaty śmierdziel




fascynująca wielka gąsienica


puzzle 1000



2 komentarze:

  1. Bardzo interesująca i smutna też informacja o azjatyckich szerszeniach. Dziękuję.
    U nas USA szaleją japońskie żuki. Nie są tak brutalne , bo zjadają tylko liście ale do gołego
    Hanna z Kolorado

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też co dobrego taki żuk. U nas jeszcze ćmy są z Azji, które niszczą bukszpany (większość ludzi już chyba pozbyła się tych roślin z ogrodu, bo wszystkie zeschły). Taki to dosyć nieciekawy i niepokojący trend z tym przenoszeniem (mniej lub bardziej niechcący) różnych sworzeń z jednej części świata na drugą. Raczej z tego nic dobrego nie wynika, a przypadków jest bardzo wiele.

      Usuń

✍️ Skomentuj, jeśli masz ochotę, ale pamiętaj, że ten blog to moje miejsce w sieci, mój pamiętnik o moim życiu i zbiór prywatnych reflekcji na tematy różne i że ja tu ustalam zasady. Jeśli nie podoba ci się to, co tu widzisz, idź lepiej dalej...