10 września 2022

Radioterapia zakończona. Terapia hormonalna rozpoczęta.

 Zacznę od anegdotki dziecięcej (po inne odsyłam na mojego minibloga - kliknij tu).

Na początku (i końcu) roku szkolnego szkoły wysyłają rodzicom dziesiątki ofert okolicznych klubów sportowych, akademii muzycznych, akademii plastycznych dla dzieci. Większości nawet nie otwieram, bo Młodego większość nie obchodzi, a to co obchodzi, jest nieosiągalne. Tak jest z np pianinem. Nagłówkowaliśmy się, ale nie wymyśliliśmy, gdzie moglibyśmy wetknąć do naszego domu pianino. No żeby się wybulił. Chałupa ma niby ze 200 metrów kwadratowych, ale tak debilnie jest rozplanowana, że meblowanie tego przybytku to nie lada wyzwanie. Pokój Młodego w przeciwieństwie do hangarów dziewczyn to klita. W salonie z kolei mamy pełno przypadkowo acz nielogicznie rozłożonych drzwi, okien, kaloryferów i schodów. Zatem pianino odpada niestety :-( 

W tym roku jednak przyszło z sąsiedniej wsi coś nowego: gimnastyka dla dzieci i młodzieży. Pytam zatem Młodego robiącego zadanie domowe na swoim laptopie, czy nie jest zainteresowany gimnastyką? Biorąc pod uwagę, że Epicki chodził na taniec a teraz śpiewa w chórze, to nie mogłam wykluczyć potencjalnego zainteresowania gimnastyką.

- A co to jest w ogóle ta gimnastyka? Co się tam robi na zdjęciach? - pyta Młody znad ekranu - A czekaj, sam sobie sprawdzę w necie przecież…. (paluszki tańczą po klawiaturze)… Aha takie coś. - mówi Młody skrolując obrazki w sieci - W sumie ciekawe… - przewija dalej - COOO?! JEZU! Jak facet może robić szpagat?!!! To przecież musi boleć! Nie! Dzięki. Jednak nie interesuje mnie gimnastyka!

To by było na tyle w temacie głupich pomysłów matki odnośnie zajęć dodatkowych dla dziecka na ten rok szkolny. Na pierwsze w tym roku szkolnym zajęcia chóru poleciał natomiast jak na skrzydłach i wrócił ucieszony. 

Samą szkołą też nadal jest ucieszony. Codziennie jeździ sam rowerem. Narzeka tylko na ciężki tornister, bo znowu ten piekielny ciężki laptop trzeba nosić w te i wewte, a on jest raczej drobnym małym chłopcem, co sprawy mu nie ułatwia. 

W tym tygodniu doniósł też, że jakiś debil prawie go przejechał na skrzyżowaniu. Sorry, ale skurwieli, którzy używają telefonów podczas jazdy nie powinno się karać śmiesznymi mandatami tylko zabierać im samochód. A najlepiej to odstrzeliwać jak kaczki. Nie, zamiast kaczek. W naszym regionie - jak donosi lokalna prasa - policja wciągu miesiąca wystawiła ponad tysiąc mandatów za korzystanie z telefonu podczas jazdy. Ale to nic nie zmienia. Ciągle widzę patolę z telefonami w łapach za kierownicą. Dziś, gdy auto ci nawet esemesy może na głos przeczytać, gdy jest głosowa obsługa wszelakich urządzeń, czy choćby zwykłe stare zabytkowe słuchawki czy inne tam zestawy głośnomówiące, serio nie ma najmniejszego powodu i żdnago usprawiedliwienia do trzymania w rękach telefonu podczas jazdy. To po pierwsze, a po drugie to ja w ogóle nie rozumiem, co ludziom tak odwaliło z tymi telefonami. Noż kuźwa pięć minut nie wytrzyma jedno z drugim bez dzwonienia czy pisania? Rozumiem jeszcze jakichś biznesmenów czy innych tam ludzi pracujących z urządzeń, bo dla nich każda minuta to pieniądz. Rozumiem, ale nadal nie akceptuję i nie usprawiedliwiam patologicznych zachowań. Rozmów towarzyskich za kierownicą ani nie rozumiem, ani nie akceptuję. O oglądaniu tik-toka, youtube czy instagrama podczas jazdy nawet nie wspominam. 10 lat ciężkich robót za świadome narażanie dzieci i dorosłych na niebezpieczeństwo i roczny ban na internet w ogóle. Takie jest moje zdanie.

I potem mamy sytuację, w jakiej znalazł się Młody. Z relacji Młodego wynika, że gnój jechał szybko i rozmawiał przez telefon. Przy czym Młody miał w tej sytuacji pierwszeństwo. Gość nawet pewnie małego rowerzysty nie zauważył. Kto by się tam zresztą jakimiś dziećmi na jakichś rowerach przejmował. Ważne, że on w puszce za wchuj euro se siedzi i ma wypasiony telefon przy uchu. Na słuchawki już zabrakło. Rozumu natomiast pewnikiem w ogóle nie dostarczyli w zestawie.

W minionym tygodniu zaczęło wreszcie padać. Z deszczu to już dawno się nie cieszyłam. Możemy też podziwiać piękne burze. W minionym tygodniu Młoda nawet kilka piorunów ze swojego pokoju ustrzeliła obiektywem. Ja natomiast sobie siedziałam przy otwartym oknie w sypialni i zachwycałam się widokiem i głosem burzy. Lubię burze. Oczywiście pod warunkiem, że jestem akurat w domu, a nie że gdzieś na rowerze sobie pedałuję, czy skuterkiem pyrkam. Wtenczas raczej klnę na czym świat stoi haha.

W tym tygodniu skończyłam radioterapię!

Co powiem na ten temat? W porównaniu z chemioterapią to pestka. Wkurzające tylko były te codzienne dojazdy do szpitala i to każdego dnia o innej godzinie - raz rano, raz po południu, raz w południe. Ocipieć można. Całe 3 tygodnie rozpitolone. Może inni mogą z czymś takim normalnie funkcjonować, ale dla mnie to ciężka sprawa. Zbyt wiele nerwów mnie kosztują takie wyjścia. Jednak trzy tygodnie właśnie minęło i JESTEM WOLNA. Koniec tego szpitalnego cyrku!

Radioterapia nic mi nie zrobiła. No dobra, żywię nadzieję, że ten rentgen zabił ewentualne pozostałości po raku na mojej klacie i że jednocześnie nie poczynił tam większego spustoszenia, ale tego nie mogę ani zobaczyć, ani poczuć. Natomiast w kwestii tego, co mogę zobaczyć i poczuć to skóra w zakreślonym markerem miejscu (patrz zdjęcie we wpisie wcześniejszym) zrobiła się lekko brązowo-czerwona i napięta. Czuje dyskomfort podczas ruszania ręką. Do tego mam wrażenie, że jakieś ścięgna mi się skurczyły, czy cuś, bo ciągnie mnie pod pachą, jak podnoszę łapy do góry. Mogę nawet wymacać i zobaczyć w lustrze, że sznurki do sterowania łapami  są teraz pod prawą pachą wyraźnie za krótkie. Nie na tyle jednak, by mi to utrudniało działanie. Resztę się rozgimnastykuje i rozciągnie za chwilę. 

W ostatnie dni daje się też we znaki zmęczenie. Nie jest tak kitowo, jak podczas chemii, ale po 15tej zaczynam być dętka. Padam na kanapę i nawet nie rozumiem, co do mnie inne człowieki rozmawiają. Nie mam wystarczająco sił, by otworzyć pysk i odpowiedzieć. Nawet czytać nie mam siły, bo mózg nie rozumie sensu widzianych w książce słów. Ograniczam się do Netflixa i uparcie wkoło gram w starego dobrego Mahjonga i równie starego Pająka na tablecie, bo to mnie relaksuje. Jakbym pod wpływem chwili nie odinstalowała jakiś czas temu Candy crush sagi, grała bym pewnie w candy crush sagę. No i znowu, jak zawsze podczas ogromnego zmęczenia, ciągle mam ochotę na chipsy i słodkości. Staram się szanować potrzeby mojego organizmu, ale właśnie kuźwa zapomniałam sobie kupić swoich ulubionych naturalnych laysów na weekend i muszę się zadowolić dokończeniem paczki serowych buglesów. Jutro sklepy są do południa jednak czynne… 

Podczas tych kilka ostatnich dziwnych miesięcy udało mi się przytyć o 5 kilo. Poza wyświetlaczem wagi za bardzo tego nie widać, ale myślę, że powrót do orki powinien się i z tą niepotrzebną nadwyżką uporać. Nie mam bowiem hajsu na nowe łachy. Przy aktualnych cenach lepiej, by nie trzeba było całej garderoby wymieniać z takiego głupiego powodu…

Wracam do pracy

W związku z wszystkim powyższym oraz tym, że muszę wykorzystać w tym roku jakimś cudem jeszcze cały urlop, postanowiłam, że od października wrócę do pracy. Dla tych co nie z Belgii wyjaśniam, że w tym kraju pieniądze za urlop otrzymuje się w maju bez względu na to, kiedy przypada rzeczywisty termin urlopu. Przy czym jeśli urlopu się nie wykorzysta do końca roku, trzeba pieniądze za urlop oczywiście oddać. I teraz tak, ja mam zwolnienie od lekarza do końca listopada. Gdy postanowię siedzieć do końca listopada w domu, to potem będę musiała wziąć miesiąc urlopu, bo tylko miesiąc mi zostanie. To z kolei oznacza, że za grudzień nie dostanę żadnych pieniędzy. Co mi się, szczerze mówiąc, raczej średnio uśmiecha.

Konsultantka w biurze, gdzie jestem zatrudniona, doradziła mi, by skontaktować się z moim funduszem zdrowia i zapytać, czy mogę wykorzystywać urlop po trochu co miesiąc, zmniejszając w ten sposób swój zasiłek chorobowy, co jest też niezgorszym rozwiązaniem. Jednak po szybkim przemyśleniu sprawy i rozważeniu wszystkich za i przeciw, doszłam do wniosku, że najlepiej to przecież zwyczajnie zabrać się wreszcie do roboty. Ileż można siedzieć w domu? Kurde, kibluję tu już prawie 10 długich miesięcy. Chyba wydoli c’nie? 

Dotąd nie wiedziałam, jak radioterapia na mnie zadziała, ale teraz już wiem. Przez 3 tygodnie powinnam dojść do siebie, a jak się zabiorę jeszcze solidniej za pracę nad kondycją, to i do formy jako takiej powinnam wrócić do października. Wszak wiadomo, że jazda na szmacie to nie jest to samo co smyranie po klawiaturze i przekładanie papierków w jakimś biurze. Tu trza, panie, zapierdalać. Co po takim czasie zbijania bąków i życia na pół gwizdka będzie zapewne nie lada wyzwaniem dla mnie. I tu ten niewykorzystany urlop bardzo się przyda. Plan jest bowiem taki: 3 tygodnie latania na miotle i potem tydzień urlopu, by naładować baterie. Znowu trzy tygodnie do roboty i tydzień wolnego…

Po niedzieli skoczę do biura, żeby mi konsultantka wypełniła świstek do funduszu zdrowia i żeby podzwoniła po moich klientach z informacją, czy nadal życzą sobie moich usług. Większość poprosiła o zastępstwo i większość czeka na mój uroczysty powrót z niecierpliwością, bo pytają co jakiś czas. Jedna klientka systematycznie przynosi mi czasopisma, które od kilku lat mi daje po tym jak jej mama i ona sama przeczyta. Stąd wiem, że nie długo po mnie, na raka piersi zachorowała jej siostra, a jej blisko 90-letnia mama, która też jest moją klientką wróciła do domu po kilku miesiącach pobytu w domu spokojnej starości i że obie czekają aż wrócę z chorobowego. Inna klientka napisała kiedyś po krótkiej wymianie uprzejmości, że nie mogą się doczekać mojego powrotu, bo moja zastępczyni boi się ich zwierzątek - puszystego, wiecznie śpiącego kota i jeszcze bardziej puchatego, wesołego i przytulaśnego szpica miniaturowego, co mnie rozbawiło do łez. No bo ja rozumiem, że rottweilera się kto boi, czy nawet kurde owczarka collie, ale żeby takiego sympatycznego psa kieszonkowego?! O kocie nawet nie wspomnę. Ludzie to so. 

Dwie inne klientki widuję systematycznie, bo nieopodal mieszkają i też zawsze pytają, jak się czuje, bo głupio pytać, kiedy wracam do roboty. No dobra, jedna tylko mówi, że głupio pytać, ale pyta. Lepiej, ostatnio się chwaliła, że była oglądać nowy dom, który się w sąsiedztwie buduje i już tym ludziom poleciła swoją sprzątaczkę buachacha. Ojtam ojtam że jest na chorobowym, wróci przecie, zanim się przeprowadzą…

Tak czy siak plan jest. Teraz tylko go zrealizować. Cieszę się na powrót do roboty, ale z drugiej strony trochę mam cykora. Bo co, jak mi nie będzie szło po takiej przerwie, z odłażącymi od ciała paznokietami i otępiałym, zaplątanym chemomózgiem…? Obawiam się, że będę się musieć od nowa wdrożyć i że to potrwa trochę. Przed chorobowym byłam super szybką i super wydajną sprzątaczką, co stosunkowo łatwo mi przychodziło, ale mam podejrzenia, że teraz nie będzie mi szło tak sprawnie od razu, a to mnie będzie bez wątpienia wkurzać… 

Wiem, że nie ma co się martwić na zapas, ale to łatwiej powiedzieć, niźli wykonać. Lepiej zaczynać coś, czego się wcześniej nie robiło lub w nowym miejscu, gdzie nikt człowieka nie zna, niż w miejscu, gdzie ma się już jakąś opinię, której chce się sprostać…

Plus taki, że rak jest uważany za straszną chorobę (bez wątpienia słusznie), a co za tym idzie, człowiek z rakiem może być łagodniej oceniany niż człowiek bez raka, na co liczę hehe.

Pożyjemy zobaczymy. Na razie jestem podekscytowana, że mam za sobą te najgorsze elementy leczenia raka piersi, czyli operacje, chemię i naświetlania. 

Rak piersi. Hormonoterapia.

W tym miesiącu dostałam pierwszy zastrzyk Decapeptylu (triptoreliny) i zaczęłam brać Femarę, co zapoczątkowało pięcioletnią terapię hormonalną. Zastrzyki będę dostawać co miesiąc u lekarza rodzinnego, a piguły biorę codziennie. Oba leki są na receptę i są tu darmowe dla rakowców. Za wizytę u rodzinnego oczywiście trzeba zapłacić, ale to nie są jakieś wielkie koszty (po rozliczeniu z funduszem wychodzi mniej jak 5€). Na razie większych skutków ubocznych nie odczuwam. To całe badziewie ma w każdym razie na celu zmniejszenie szans na nawroty i pojawienie się cholerstwa w drugim cycku poprzez zahamowanie wytwarzania estrogenu przez jajniki i jego działania na komórki rakowe (estrogen powoduje szybszy wzrost komórek raka piersi).

Zgodziłam się też na Zometę - kroplówkę, która kosztuje 150€ za pół roku, a która naprawia kości, co ma rzekomo sprawić, że potencjalne komórki rakowe się do nich nie przyczepią… A niech im będzie. Tyle może dam rady uzbierać raz na pół roku. Najsampierw kazali mi jednak odwiedzić zębową wróżkę, by zrobiła przegląd uzębienia, bo to z jakiegoś powodu ważne (kogo ciekawi z jakiego, niech se wygugluje). Nie ukrywam, że dentysty nie odwiedzałam całe wieki, bo zawsze były ważniejsze sprawy albo pandemie. Ostatnio w czasie chemii tylko na zabieg obskoczyłam, bo coś się tam zapaliło w pysku. No chyba z 6 lat albo i więcej nie byłam na żadnej kontroli i trochę miałam cykora, że teraz to z pół roku będę musieć latać do dentysty, ale się okazało, że nie jest tak źle. Co prawda jakieś tam drobne ubytki znalazł, ale powiedział że we wtorek mi je zrobi i jeszcze przepraszał, że od razu nie da rady, bo ma następnego pacjenta… Ci dentyści tutaj to dziwni są… W Polsce to by najprędzej ryja wydarł i następną wizytę za 3 lata ustalił, zakładając, że w ogóle by się jakiegoś dentystę w okolicy znalazło.  Takie przynajmniej mam wspomnienia stamtąd. 

Tu jeszcze dodam dla niedoinformowanych rodaków, którzy wciskają drugim słaby kit na temat rzekomego braku zwrotów od dentysty, gdy nie chodzi się co roku. Tak, słyszę i czytam takie bzdury systematycznie, bo ludzie gdzieś tam słyszeli, że dzwonili, tylko nie widzą w którym kościele i czy na pewno dzwonili… Takie samo pitolenie jak z milionowymi fakturami za szpital. Nie rozumiem ni cholery, dlaczego Polacy takie głupoty sobie latami wzajemnie opowiadają i dlaczego nikt nie pójdzie i nie sprawdzi, tylko przekazuje kłamstwa dalej. Objaśni mnie to kto?

 Gdy nie odwiedzacie dentysty co roku, to dostaniecie mniejszy o parę euro zwrot z funduszu, ale ciągle dostaniecie zwrot. 

Balony, które nie latały

W poprzedni weekend wybraliśmy się do Sint Niklaas,  na imprezę Vredefeesten (święto pokoju) i festiwal balonów, by obejrzeć i sfotografować długo oczekiwany przez nas start ponad 30 balonów. Pech chciał, że poprzedni weekend był wietrzny i loty zostały odwołane. Na szczęście miasto miało w ofercie pokaz mini balonów i choć te mogliśmy pooglądać. Może na drugi rok się uda zobaczyć latające balony, bo Sint Niklaas różne imprezy baloniarskie organizuje. 

Samo miasto też niczego sobie.


































13 komentarzy:

  1. O to, to! Dziękuję Ci za tę tyradę na temat idiotów z telefonami w rękach! Dosłownie przelałaś moje myśli na papier - już myślałam, że to coś ze mną jest nie tak z powodu tak konserwatywnych i mało pobłażliwych poglądów. NIE MA usprawiedliwienia dla trzymania w łapach telefonu i jednoczesnego prowadzenia pojazdu! Widziałam parę raz filmiki z szoferki "TIR-ów" - kierowca pędził takim kolosem, nos w telefonie, po czym wbijał się w kilka osobówek i zabijał innych uczestników drogowych. W dwóch takich przypadkach jeden przeglądał serwis randkowy, a drugi... oglądał porno! Kurtyna.

    Gdyby ktoś taki zabił mi kogoś bliskiego, chyba rozszarpałabym typa na strzępy. Porno, serwisy randkowe, YT, facebooki, instagramy, SMS-y czy cokolwiek innego MOGĄ poczekać. Człowiek ma tylko jedno życie.

    Ludzie są jednak niereformowalni. Mój szef dostał parę miesięcy temu mandat za korzystanie z telefonu w czasie jazdy, a niedługo później znów do mnie dzwonił w czasie prowadzenia samochodu, bo w tle był znajomy szum... Zabije kiedyś kogoś, to może wtedy się opamięta.

    Dobrze, że Twojemu synowi nic się nie stało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam przeciwko samym rozmowom to ja nic nie mam (w granicach rozsądku oczywiście) ale rozmawiać się dziś da bez dotykania telefonu. U nas np auto łączy się automatycznie z iphonem małżonka, gdy tylko pojawi się w zasięgu. W ten sposób można sobie muzykę puszczać z telefonu, można dzwonić mając telefon w kieszeni czy w torbie. Auto czyta też na głos esemesy. Zatem można spokojnie odebrać ważny telefon i rozmawiać bezpiecznie. Nie znaczy jednak, że trzeba cala droge kłapać jadaczką...

      Usuń
    2. Rozmowy są tu faktycznie najmniejszym problemem, bo można mieć zestaw głośnomówiący - jeśli ktoś ma podzielność uwagi, to nie widzę problemu, niech sobie rozmawia. Gorzej, kiedy kierowca - jak mój szef właśnie - najpierw grzebie w kieszeni, żeby telefon znaleźć, gimnastykując się przy tym jak akrobata, a potem trzyma go sobie jedną ręką, a drugą prowadzi.
      Nie mam natomiast usprawiedliwienia dla idiotów, o których pisałam w pierwszym komentarzu: oglądających filmiki, przeglądających portale randkowe, czatujących z kimś na WhatsAppie albo innej aplikacji, wysyłających SMS-y. Kilku(nasto)sekundowe oderwanie wzroku od drogi może kosztować kogoś życie. Pół biedy, jeśli sprawcę. Najczęściej jednak kogoś zupełnie niewinnego.

      Usuń
  2. Ciekawe miasteczko odwiedziłaś, a balony sympatyczne.
    Jeśli radioterapia zakończona, to może trochę wydobrzejesz , trochę dobrego dla siebie, jest szansa?
    Idiotów na drogach pełno, jeździmy na wycieczki i widujemy samobójców w autach.
    Mam na szczęście przesympatyczną dentystkę i niedrogą, ale co z tego - moje zęby liche i co bym nie zrobiła i tak marny efekt...ale sa gorsze zmartwienia.
    Trzymaj pion i oby tylko lepiej:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już samo skończenie tego badziewia to dla mnie dużo dobrego. Poza tym korzystam z czasu z moimi dziećmi i małżonkiem.

      Usuń
    2. Już samo skończenie tego badziewia to dla mnie dużo dobrego. Poza tym korzystam z czasu z moimi dziećmi i małżonkiem.

      Usuń
  3. Hmmmm...trafiłam do ciebie od Jotki, przyciągnął mnie tytuł posta...
    Jestem po 2 radioterapiach i hormonoterapii.
    20 lat temu z powodu nowotworu usunięto mi macicę, po roku czasu miałam przerzuty do przy aortalnych węzłów chłonnych, no i dlatego mam za sobą te 2 radioterapie i terapię hormonalną. Przez te 20 lat borykam się ze skutkami ubocznymi tych terapii.
    Czy ty skonsultowałaś ze swoimi lekarzami chęć powrotu do ciężkiej fizycznej pracy?
    Znam kobiety, które po usunięciu piersi mają bardzo duży problem ze sprawnością ręki po stronie operowanej, tak że ten tego zastanów się poważnie, a przede wszystkim skonsultuj się z lekarzem!!!
    Zdrowia życzę!!!
    Superowskie te balony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, skutki uboczne bywają czasem wyjątkowo uciążliwe. Ja póki co na razie nie mam jakichś większych problemów, ale hormony dopiero od niedawna biorę... Bez pisemnego pozwolenia doktora nie mogę wrocic do pracy. Ale myślę, że bez problemu je otrzymam (właśnie dziś rozmawiałam z pielęgniarką z onkologii przez telefon i umówiła mnie na poniedzieli z moim onkologiem). Po operacji faktycznie miałam problemy z ruszaniem ręką, ale już się naprawiły (ćwiczę w miarę systematycznie i rozciągam). W razie co mogę też w każdej chwili na parę sesji do kinezyterapeuty skoczyć (u nas nie ma kolejek - dzwonisz i na drugi dzień idziesz). Ja w domu robię cały czas (operacje, chemia, radio - nie ważne) wszystko i tylko po operacji ciągałam wiadra po podłodze zamiast nosić a pranie wieszałam ze schodkami, no i sporo odpoczywałam. Teraz już spokojnie przejeżdżam rowerem 30 km, przycinam żywopłot maszyną i ogarniam naszą dwupiętrową chatę bez robienia przerw tak że nie mam wątpliwości co do tego, że nie podołam. Klientów mam też raczej wyrozumiałych :-)

      Usuń
  4. Radioterapia to nie to samo co rentgen. Warto wiedzieć, na czym polega terapia, której się poddajesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No sorry, że jestem zupełnie przypadkiem zwykłą pospolitą sprzątaczką a nie na ten przykład jakimś fizykiem jądrowym i że zamiast opisać rzetelnie, jak wygląda radioterapia z naukowego punktu widzenia, pozwalam sobie w swoim pamiętniku napisać niefrasobliwie dla hecy o mojej radioterapii po prostu „rentgen” i to tylko dlatego, że moja radioterapia przeprowadzona została przy użyciu promieni odkrytych przez niejakiego Wilhelma Röntgena. Podkreślam tutaj „MOIM PAMIĘTNIKU”! i przypominam po raz nie wiem który, że jeśli ktoś potrzebuje fachowej porady dotyczącej leczenia raka, rodzajów promieniowania, czy czegokolwiek innego, to nie powinien takich informacji szukać po prywatnych blogach. W tym celu odsyłam do stosownych specjalistów lub choćby encyklopedii. Nic też nie stoi na przeszkodzie byś Ty, Szanowny Czytelniku, podzielił się w komentarzu swoją wiedzą i opowiedziałw prostych słowach mnie prostej babie oraz innym ludziom, na czym tak na prawdę polega radioterapia i czym jest wg Ciebie w takim razie ten cały „rentgen”, skoro nie jest tym czym ja myśle, że jest i skoro uważasz, że nie mogę używac tego słowa na określanie tego rodzaju radioterapii, której zostałam poddana. Jeśli wytykasz komuś błąd, to napisz z łaski swojej sensowne uzasadnienie na poparcie swoich argumentów.

      Usuń
  5. świetne te balony !!! fajnie, że tyle dałaś zdjęć :) i fajnie, że najgorsze masz za sobą i teraz tylko tablety ;) a tak przy okazji robiłaś badania genetyczne pod kątem mutacji ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Na punkcie zdjęć mam korbę, ale staram się kontrolować co do ilości ich wpychania na bloga, czy gdziekolwiek i dziej, czasem jednak sobie pofolguję hehe. Miło mi, gdy ludziom się podobają obrazki. Nie robiłam żadnych badań genetycznych, nawet nie wiem o co w nich chodzi… tak szczerze mówiąc, choć gdzieś tam coś mi się o uszy obiło. Może popatrzę w internetach, o co kaman. Piszę „może”, nie dlatego, że mnie to nieciekawi, ale dlatego że ostatnimi czasy mój łeb funkcjonuje raczej fatalnie i ledwo ogarniam życie. Zanim opublikuję ten komentarz pewnie zdążę zapomnieć, co mam sprawdzić i że w ogóle mam. Najgorszy skutek uboczny leczenia raka to zlasowanie mózgu… :-/

      Usuń
    2. weź mnie nie strasz, że mi się też coś zlasuje bo już teraz nie jest idealnie :D

      Ja robię te badania bo one pokazują czy ma się mutacje jakichś genów. Jeśli się ma to z genu wiadomo co może się przyplątać. Przykładowo u mnie dziewczyny jak im wyszła mutacja kobiecych przydatków to mają od lekarza skierowanie na usunięcie dołu profilaktycznie żeby nie wywalił jakiś kolejny rak jajnika albo inne gówno. Ale to jak mówie te którym wyszła mutacja. Inna mutacja w innym genie powoduje, że sobie z kolei usuwają profilaktycznie drugą pierś. A jak mutacje nie wyjdą to najlepiej.

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima