Pomyślałam, że dla odmiany opiszę mój ostatni tydzień w telegraficznym skrócie...
W niedzielę poszłam spać zmęczona i w poniedziałek zmęczona wstałam.
W poniedziałek pojechałam rowerem do roboty (3km), potem prosto pojechałam na zebranie załogi do drugiej świetlicy (4,5km), wróciłam do domu (4km), pojechałam znowu do roboty i wróciłam (łącznie 6km). Padłam na ryj i spałam 9 godzin i tak niewyspawczy się.
Dostałam trochę kartek od koleżanek i wypisałam swoje z rudzikiem…
Znowu zrobiłam sobie szrekowe smoothie ze szpinakiem, tym razem z avocado (wcześniejsze były z selerem), bo jakąś jazdę mam ostatnio na ten napój/deser…(?)
We wtorek pojechałam rano znowu do roboty i powiedziałam koleżance, że jestem zmęczona, a ona odrzekła, że to widać i że może lepiej bym po południu nie pracowała.
Uparłam się pracować, ale wcześniej było znowu zebranie, podczas którego oznajmiłam nagle, że idę do domu, bo nie mam przy sobie zapałek, a bez nich nie dam rady ani minuty dłużej utrzymać otwartych oczu i ogólnie ledwo żyję.
Wróciwszy zauważyłam białą czaplę w suchych słonecznikach za domem i próbowałam zrobić jej zdjęcie…
A potem zrobiłam zdjęcie kurom.
… i jakiemuś stadku lecącemu kluczem…
W środę pojechałam rowerem (bo czym innym, skoro skuter nie działa) do lekarza po zastrzyk i po zwolnienie. Dostałam zastrzyk i zwolnienie do przerwy świątecznej. Piździło jak w kieleckiem.
ja jadąca do lekarki |
światełka po drodze |
Dostałam też jakieś zapalenie pęcherza, którego już lata nie miałam i które z powyższym ani niczym innym nie ma niczego wspólnego. Pije dużo wody z cytryną, samej wody, herbaty i szczam co 5 minut.
W czwartek zaczęłam układać puzzle z 500 kawałków.
O 17 pojechałam rowerem na wywiadówkę do Młodego, gdzie usłyszałam, że powinniśmy być dumni z Naszego Syna, gdyż ma świetny raport i fantastyczne wyniki z egzaminów i że cała klasa w ogóle jest zdolna. Jesteśmy dumni.
Potem zabraliśmy naszą najstarszą schorowaną świnkę Love, której dzień wcześniej bardzo się pogorszyło, na ostatnią przejażdżkę, a po powrocie od weta Małżonek pochował ją na działce za domem. Zostało nam 3 świnie.
Dziś dokończyłam układanie puzzli. Brakuje dwóch kawałków.
O, i to tyle mam do powiedzenia na temat tego tygodnia.
Nie mam na ten moment żadnych emocji, uczuć, głębszych (ani nawet płytszych) przemyśleń, marzeń, złudzeń, nowych pomysłów, oczekiwań ani chęci na cokolwiek. Mam dość. Odpoczywam. Czekam.
Młoda kiedyś przyniosła swojego zmokniętego koko-synka do domu.
Chica |
U nas piździ co drugi dzień, już męczące są te wiatry, a najgorzej, jak wieje ze wschodu!
OdpowiedzUsuńOkrągłych puzzli jeszcze nie widziałam, super wygląda całość:-)
Śliczne te kartki z rudzikiem. Zdjęcia zawsze masz ciekawe...
OdpowiedzUsuńNajeździsz się do tej roboty, ale fajnie że teraz jesteś trochę pod ochroną i możesz nieco oszczędzić siły. No i parę wolnych dni w bonusie.