Wszyscy jak zwykle o tej porze robią podsumowania roku, a ja patrzę na to i myślę sobie, że ja to chyba tym razem nie mam o czym napisać, bo u nas w tym roku, to nic się nie działo...
Ale dla pewności spoglądam na swojego instagrama, skroluję do początku roku i, panie, nie mogę wyjść ze zdumienia, że tyle się u nas działo przez te ostatnie miesiące.
Tak dochodzę do nowego wniosku, że ten mijający rok to jednak był całkiem bogaty. Dał nam też trochę popalić, ale skupmy się bardziej na pozytywnych aspektach...
Jak co roku świętowaliśmy w pięcioro kolejne urodziny Naszej Piątki:
w lutym dwunaste i pięćdziesiątedrugie naszych panów,
w maju czterdziestesiódme wiadomoczyje,
a w grudniu dwudzieste i dwudziestedrugie naszych pań,
czyli razem mamy teraz 153 lata.
W styczniu mieliśmy trochę zimy, co w Belgii wcale nie częstym zjawiskiem jest. Nawet bałwana ulepiliśmy.
Jak przyszła wiosna, wysiedzieliśmy sobie nowe kury. No dobra, my tylko kupiliśmy zaczątki nowych kur w postaci jajek, a Sunny-Mama odwaliła resztę roboty i teraz mamy nasze puchate szczęścia na podwórku.
Mnie udało się ukończyć roczny kurs na wychowawcę świetlicy, którego to przedsięwziącia nie raz i nie dwa żałowałam i kilkukrotnie chciałam się poddać. Było to bardzo trudne zadanie, które sobie wyznaczyłam i do dziś nie jestem pewna, czy było potrzebne i czy nie było zbyt trudne i czy cena, jaką swoim zdrowiem zapłaciłam, nie była zbyt wysoka. Chciałabym powiedzieć szczerze, że jestem z siebie dumna, ale wcale nie jestem. Uczucia mam bardzo mieszane. Pozostańmy zatem przy samym fakcie:
w tym roku zdobyłam dokument uprawniający mnie do pracy w świetlicy pozaszkolnej.
Z powyższym dyplomem w ręku udało mi się dostać nową pracę, która mi się podoba i którą od dawna chciałam wykonywać.
Cieszę się, że było mi dane jej spróbować, choć przykro mi, że w rzeczywistości okazuje się, że na dzień dzisiejszy ta praca jest dla mnie o wiele za ciężka. Może przyjdzie jeszcze kiedyś taki rok, w którym będę mogła z dumą się pochwalić, że przepracowałam cały rok... ale to jeszcze nie ten rok.
W tym roku po raz kolejny próbowałam zapuszczać włosy, bo zamarzyło mi się mieć dłuższe, ale po kilku tygodniach poddałam się i z radością oraz wielką ulgą zgoliłam je znowu do 13 mm. Jestem zadowolona z tej decycji i z rezultatu. Warto było próbować, by się przekonać, że najlepiej czuję się i wyglądam w bardzo krótkich włoskach.
Małżonek spełnił w tym roku swoje wielkie marzenie i zabrał Naszego Syna na pierwszy koncert rockowy, a potem na kolejne. Bardzo się cieszę z tego, że Młody podziela zainteresowania muzyczne i wielką pasję Swojego Taty a mojego Małżonka i że razem mogą przeżywać takie wydarzenia.
Młody skończył w tym roku z łatwością pierwszą klasę szkoły średniej - klasę inzynierów - i z łatwością kontynuuje naukę w klasie o wysokim poziomie.
W tym roku zaczął Młody też naukę nut i gry na gitarze w Akademii Muzycznej, gdzie dobrze się czuje i z radością brzdąka na gitarze.
Młoda uzyskała w końcu uznanie niepełnosprawności, a w raz z tym kila przywilejów oraz parę centów.
Odkryłam, a wraz ze mną i reszta z Piątki, że maszerowanie na długie dystanse jest fajne, przyjemne, satysfakcjonujace i przede wszystkim jestem w stanie to robić, ale że nie bardzo idzie to łączyć z pracą.
Ułozyłam też z pomocą Dzieci kilka pudełek puzzli i przekonałam się, że 3 tysiące kawałków to jeszcze nie moja kategoria wagowa, bo ułożenie takich puzzli zajęło mi kilka miesięcy. Z łatwością (kika dni) układałam puzzle na 500 i na 1000 kawałków.
Z niemałym zdziwieniem odkryłam, że pod wzgledem turystycznym mój rok wcale nie był taki ubogi, jak mi się zdawało. Może nie jeździłam za granicę, ale całkiem sporo rzeczy w kraju dane było mi odkryć i popodziwiać. Praktycznie w każdym miesiącu gdzieś bywałam w towarzystwie któregoś z Piątki.
Przypomnę, co zwiedziłam w tym roku:
Leuven. Ogród Botaniczny i pierwsza wizyta w kociej kawiarni.
Wystawa Kotów. Zaliczyłam kolejną edycję Lente op den Dries (marzec)
Titanic. Tematyczna interaktywna wystawa w Tour&Taxis w Brukseli (kwiecień)
Gent. Obejrzeliśmy rodzinnie paradę tramwajów z okazji 150-lecia gandawskich tramwajów (maj). Wspięłam się tam też razem z Małżonkiem na wierzę.
Latem tradycyjnie jeden raz wybrałam się na plażing i kąpiel w morzu do Ostendy.
Małżonek z Naszym Synem spędzili kilka tygodni w Polsce.
Po 11 latach w Belgii w końcu po raz pierwszy wybrałam się do Brukseli na defiladę z okazji Święta Narodowego w lipcu. Defilada
Zwiedziłam w Mechelen obiekty, których wcześniej nie miałam okazji zobaczyć z bliska: Biblioteka Het Predikheren i różne kościoły.
Biblioteka |
W sierpniu ponownie odwiedziliśmy Leuven, by nadrobić turystyczne zaległości tego miasta: Biblioteka Uniwersytecka. Muzeum zoologiczne. Opactwo.
Biblioteka Uniwersytecka |
Po raz pierwszy zobaczyłam w końcu na żywo słynny brukselski Dywan kwiatowy. (sierpień)
Bruksela |
Brugia. W sierpniu ponowne zawitaliśmy też do Brugii, gdzie pokazałm Młodemu Muzeum tortur, a Młoda zafundowała nam najlepszą gorącą czekoladę w mieście. Obejrzałyśmy też zabytkowy cmentarz.
Antwerpia. Bywamy w tym mieście systematyczie, ale po raz pierwszy udało mi się w końcu zobaczyć na własne oczy słynny tunel świętej Anny, z drewnianymi schodami ruchowmymi. Odwiedziłam też razem z Córkami Muzeum MAS, ogród botaniczny, najlepszą lodziarnię i lesbijski bar... A podczas kolejnej wycieczki nacieszyłam oczy cudną zabytkową biblioteką Nottebohmzaal.
Nottebohmzaal |
We wrześniu dotarliśmy z Małżonkiem na grancię z Holandią na przepiękne wrzosowisko w parku: Park Kalmhoutse Heide (wrzesień)
Jesienią z okazji Halloween wybraliśmy się do Parku Rozrywki Bobbejaanland.
Pod koniec roku pojechałam z Młodą do Brugii, gdzie cieszyłyśmy oko świątecznymi światełkami: Wintergloed.
Na koniec odwiedziliśmy rodzinnie waloński Park rozrywki Walibi, gdzie bawiliśmy się do nocy.
Do tego dodać należy oczywiście wakacyjne odkrywanie najbliższych, ale dotąd nie znanych zakątków naszej najbliższej okolicy podczas naszych marszów, gdzie spotykałam bobry, ptactwo różnych gatunków albo podziwiałam bajeczne zamki.
Bardzo cieszę się, że mimo niebogatego zdrowia i niewielkich zasobów finansowych udało mi się tyle fascynujących miejsc odkryć i tyle kroków przeczłapać.
Czytelniczo ten rok nie jawi się jakoś imponująco, ale jednak coś tam się czytało od czasu do czasu, więc i tu nie ma co narzekać. Po zrobieniu zestawienia zauważam, że w moim czytaniu królował język niderlandzki, którego znajomość w tym roku też nawet nieźle podszlifowałam. Mimo że ciągle o wiele fajniej i swobodniej czyta mi się po polsku, to w niderlandzkim już całkiem dobrze mi czytanie przebiega.
Poza ulubionymi thrillerami w minionym roku najchętniej czytałam książki z zakresu psychologii i na tenat raka.
Przeczytałam:
Je speelt met vuur - A. Sercu
Het oor van Malchius - P. Aspe
Teerbemind - G.Flynn
Sterven is een kunst - E De Maesschalck
Luisteren naar kinderen - Dr Thomas Gordon
Kobieta która widziała zombie - prof G. Leschziner
Inne umysły. Ośmiornice i prapoczątki śœiadomości - P. Godfrey-ASmith
Seks bez cycków - M. Łukasiewicz
Wszystko mam bardziej - J. Hołub
Zbuntowana komórka. Rak, ewolucja i tajniki życia - K. Arney
Solo - P. Aspe
Speel! - N. De Martelare
Verkeerde vrienden - W. Sutcliffe
Bitwa z rakiem. Terapie i antyterapie. - B. Stasiuk
Wietnam. Epicka tragedia 1945-1975 - M. Hastings - w czytaniu...
Ongezien opgegroeid in de praktijk
Beter worden is niet voor watjes - D. Pinedo, B Van Elderet - w czytaniu
Pisałam w minionym roku, podobnie jak i przez ostatnich 11 lat, całkiem sporo na tym oto blożku. "Flandria Po Polsku" (polskie czasopismo wydawane w Antwerpii) w tym roku znowu wydrukowała kilka moich tekstów.
Zrobiłam masę ładnych zdjęć.
Zdrowie tegoroczne odbywało się pod hasłem upadam i wstaję, czyli było bardzo niestabilne zarówno fizycznie jak psychicznie. Z jednej strony grubsze i ważniejsz leczenie raka jest praktycznie zakończone, ale terapia hormonalna i ogólne szerokopojete powracanie do zdrowia trwało cały rok, ciągle trwa i - co gorsza - końca nie widać.
W tym roku poznawałam, odkrywałam i uczyłam się mojej nowej mnie, próbując tę nową mnie zaakceptować i pogodzić się z ogromnymi zmianami, jakie przyniosła choroba, ale ten trudny i mozolny proces nie został jeszcze zakończony.
A tak poza tym, to myślę, że podsumowanie z roku 2018 i w roku 2024 ciągle jest mniej więcej aktualne ;-)
https://belgianasznowydom.blogspot.com/2018/12/co-mi-sie-w-tym-roku-nie-udao.html
Działo się sporo i ciekawie, zdjęcia cudne, dzięki tobie poznałam kawał waszego miejsca na Ziemi.
OdpowiedzUsuńWspaniałego roku 2025 😀
jotka
trochę mam tyły w czytaniu bo się jakoś zapętliłam ostatnie miesiące ale też uważam, że miałaś całkiem aktywny i bogaty rok. Pamiętam jakie miałam trudności na tym kursie i jak chciałaś tym pierdyknąć nie raz i nie dwa a i zmiana pracy to zawsze duże wyzwanie w naszym wieku szczególnie. Więc super sobie poradziłaś jak na nasze po-chorobowe możliwości. Zdrowotnie constans czyli też bardzo super fajnie. U mnie ten rok bardzo podoby do Twojego, nie byłam na kursie ale też mam od września nową pracę uczę się codziennie nowych rzeczy, mój tępy mózg się buntuje i niektórych (głównie liczbowych) nie przyswaja ale co tam. No i zdrowotnie przeskanowali mnie kontrolnie w grudniu i wszystko gra. Więc Do Siego i zdrowego 2025 roku życzę !!!
OdpowiedzUsuń