Doczekałam się w końcu by zobaczyć tę słynną końską procesję w Dendermonde.
Pogoda była do dupy. Moje samopoczucie tylko trochę lepsze. Przechodziły ulewy. Było zimno jak diabli. Ja byłam zmęczona po chemii. Ale jak powiedziałam, że zobaczę tę cholerną paradę, to byle zmęczenie ani odrobina wody mnie przeco nie powstrzyma.
Pojechałam z Młodą autobusem, bo w ten dzień autobusowe przejazdu do Dendermonde były gratis. Przy czym było dużo więcej autobusów niż w zwykłą niedzielę. Centrum miasta było zamknięte dla pojazdów. Nawet rowerem nie można było dojechać do samego ścisłego centrum, ale setki osób przyjechały rowerami, dla których wyznaczono wiele miejsc na parkowiska na obrzeżach. Autobusy dojeżdżały tylko do ostatniego skrzyżowania. Mnóstwo ludzi przyjechało tym samym autobusem, co my. Ci którzy wybrali się autem musieli zostawić auto na przedmieściach, skąd mogli pójść z trampka (jakieś 2-3km) albo skorzystać ze specjalnych autobusów wożących ludzi z wyznaczonych parkingów do centrum.
Na imprezę przybyło mimo kitowej pogody tysiące ludzi - media mówią o prawie 100 tysiącach.
Podobało mi się, choć zmarzłam diabelnie, mimo że nawet dobrze się ubrałam. Młodej było jeszcze bardziej zimno, a że nie jest wielką fanką procesji, to poszła sobie do McDonalda i wróciła na sam koniec, akurat by zobaczyć Ros Beiaarda.
Procesja opowiadała historię miasta i przedstawiała legendę o czterech synach Aymona (kliknij by przeczytać kegendę).. Piękne, fantastyczne przedstawienie… Wzięło w niej udział poza ludźmi dziesiątki koni, a także psy, barany, osły, gęsi i byczek…
Czas oczekiwania na właściwą procesję umilały klauny i jacyś grajkowie.
A potem maszerowały grupy artystów, jechały wozy przedstawiające różne sceny.
Byli połykacze ognia, tancerze, szczudlarze, rycerze, chór, orkiestra, akrobaci, olbrzymy…. Przedstawienie trwało kilka godzin. Ludzie oglądali je z wielką radością mimo kitowej pogody.
|
za każdym wozem szli sprzątacze końskiej kupy 💩 |
|
Kopvleesfretters |
Koplveesfretters to znaczy „zjadacze salcesonu” tak przezywa się mieszkańców Dendermonde. „Cebularze” z Aalst śmiali się nawet swego czasu, że „ci salcesoniarze z Dendermonde” to nawet z psów robią salceson, bo nie mogą żyć bez salcesonu ;-)
|
t’Schipke (Stateczek) |
Historia istnienia tego Stateczku na paradach jest dosyć zawiła i długa. Jak kogoś bardzo ciekawi to może przeczytać po niderlandzku na stronie
https://www.rosbeiaard.be/klassieke-stoetelementen. W ostatnich latach mówi się, że t’Schipke symbolizuje po prostu przemysł portowy dawnego Dendermonde. Dodam tutaj, że w Baasrode w gminie Dendermonde znajduje się muzeum żeglugi:
https://www.scheepvaartmuseumbaasrode.be/ |
z przodu tragarze niosący drabinę, po której 4 bracia wchodzą na Beiaarda |
|
Scena utopienia Ros Beiaarda |
|
Ros Beiaard z 4 braćmi prawdziwymi na grzbiecie niesiony przez 12 tragarzy |
|
de Walvis - wieloryb z Dendermonde |
Wieloryb z Dendermonde to pamiątka po złowieniu przez okolicznych rybaków w 1711 r. „młodego wieloryba” w Skaldzie, który co prawda w rzeczywistości był prawdopodobnie białym delfinem lub bieługą, ale historia przetrwała przez wieki
|
Goliath |
Goliat jest najstarszym z trzech dendermondskich olbrzymów. Pochodzi z 1626 roku. Był olbrzymem gildii kuszników Świętego Jerzego. Ma 4 m wysokości i waży 76kg |
Mars |
Mars to, jak wiadomo, rzymski bóg wojny. Mars został wyrzeźbiony w 1648 roku i był gigantem gildii żołnierzy Świętego Andrzeja. Ma 3,70 metra wysokości i waży 79 kg. Te osiłki w czerwonych koszulach to tragarze gigantów. Podczas parady co chwilę się zmieniają, bo niesienie, tańczenie, pozdrawianie publiczności taką osiemdziesięciokilową laleczką to wszak nie lekka zabawa.
Z przodu idzie „Indiaan”, olbrzym dawnej gildii łuczników Świętego Sebastiana. Ma on 4,45 m wysokości i waży 71 kg. Indianin wspomina odkrycie Ameryki.
Kolejność zdjęć pod koniec jest chaotyczna, bo mój iPad lepiej wie, jak mają być zdjęcia poukładane 😠😤. A mnie zwyczajnie nie chce się ładować kilkudziesięciu zdjęć pojedynczo…